Jestem w związku, ale czuję się samotną matką
Jest rodzina, obrączka na palcu, są dzieci, lecz ona czuje się samotna. W trudnych sytuacjach nie może liczyć na męża. On często wymawia się pracą i zmęczeniem. A jej brakuje wsparcia i partnerstwa.
Jak wiele kobiet będących oficjalnie w związku zdanych jest tylko na siebie? Statystyki o tym milczą. Kategoria "razem, ale osobno" jest zbyt płynna, żeby ją zmierzyć. Na czym właściwie polega? Każdy definiuje ją inaczej.
Dla jednych oznacza fizyczną nieobecność, dla innych brak emocjonalnego zaangażowania lub poczucie przeciążenia obowiązkami. Jeszcze inni mówią o odmiennych wartościach albo niechęci partnera do udzielania wsparcia. Taka samotność we dwoje jest równie trudna do zniesienia jak samotność w pojedynkę. A czasem trudniejsza, bo wiąże się z poczuciem odrzucenia.
Agata , 33 lata, opiekuje się dziećmi:
- Pamiętam, jak bardzo cieszyłam się, kiedy Łukasz dostał propozycję pracy w mieście oddalonym dwieście kilometrów od domu. Ba, sama namawiałam go do wyjazdu! Poznań oznaczał awans i lepsze zarobki. Oczyma wyobraźni widziałam się już w dużym mieście, w którym zawsze chciałam zamieszkać. Na razie jednak pojechał sam, bo firma nie zapewniała mu służbowego mieszkania. Oliwka miała trzy latka, Jagoda dopiero roczek. W dużym domu rodziców było mi po prostu wygodnie. Łukasz miał przyjeżdżać w piątki wieczorem i wyjeżdżać dopiero w poniedziałki rano. Ustaliliśmy, że gdy córki podrosną, też poszukam pracy w Poznaniu. Plan wydawał się idealny...
Rozmawiamy jak znajomi
- Szybko okazało się jednak, że życie na odległość jest trudne. Dwa dni pobytu Łukasza w domu mijały w zawrotnym tempie. Już po dwóch miesiącach zaczęliśmy się kłócić. Ja uważałam, że wolny czas powinien poświęcić rodzinie. On miał jednak inne pomysły: odwiedzał rodziców, grzebał z przyjacielem w jakimś zabytkowym motocyklu, oglądał telewizję. A czasem po prostu kładł się i spał. Tłumaczył, że w weekend musi naładować akumulatory. Z początku przymykałam na to oczy, ale zorientowałam się, że zbyt mało czasu spędza z dziewczynkami. One zresztą wkrótce przestały czekać na jego przyjazd. To mój tata stał się dla nich ojcem.
- Uczył Oliwkę jeździć na rowerze, reperował lalki, czytał bajki przed snem. To jemu powierzały swoje sekrety. Ja też miałam większe wsparcie w rodzicach niż w mężu. Kiedyś, gdy Jagoda ciężko zachorowała i majaczyła w gorączce, zapłakana zadzwoniłam do niego w środku nocy. Starał się mnie pocieszyć, ale słyszałam po tonie głosu, że chce jak najszybciej skończyć rozmowę i pójść spać. Następnego dnia nawet nie spytał, jak się czuje mała, był zaaferowany ważnym służbowym spotkaniem. Zdałam sobie sprawę, że rozmawiamy ze sobą jak dobrzy znajomi, a nie jak kochająca się para. Jego życie i moje całkiem się rozjechało.
On jest dla córek jak obcy
- Po dwóch latach mieszkania osobno uznałam, że jedynym wyjściem jest wyjazd do Poznania. Ale zaczęłam się wahać. Nawet gdy znajdę tam pracę, to jak bez rodziców poradzę sobie z opieką nad córkami? Łukasz jest dla nich jak obcy: nie umie się nimi zająć, nic o nich nie wie. Dzieci go nudzą i męczą, a o powrocie do naszej miejscowości nawet nie chce słyszeć.
Ewa, 41 lat, fryzjerka:
- Wychowawczyni mojego syna zapytała mnie kiedyś czy Dawid ma kontakt z tatą. Była bardzo zdziwiona, gdy wyjaśniłam, że przecież Piotr mieszka z nami, że tworzymy rodzinę. Mąż nigdy nie chodził na wywiadówki, nic dziwnego, że go nie znała. Zauważyłam, że sporo osób na początku znajomości uważa mnie za kobietę samotną. Wszędzie chodzę sama, niewiele rzeczy robimy wspólnie z Piotrem. On zawsze stał z boku. Nie angażował się nigdy w prowadzenie domu ani w opiekę nad synem.
Nigdy nie prosiłam o pomoc
- Syn już raz powtarzał klasę i dalej nie chce się uczyć, jest arogancki, zbuntowany. Nie umiemy się dogadać, znajomi sugerują terapię. Nigdy nie prosiłam męża o pomoc w domu, ale kłopoty z Dawidem nie są przecież tylko moją sprawą. Tymczasem mój mąż na problemy reaguje w jeden sposób: wychodzi, trzaskając drzwiami. Krzyczy, że nie ma chwili spokoju, że wpędzamy go do grobu. Na sugestie, by porozmawiał z synem, słyszałam tylko, że to ja jestem matką: "Kiedy mi zależy, potrafię się z nim porozumieć. Ty za to wiecznie masz jakieś problemy".
- Ignorowałam podobne docinki, bo Piotr prowadzi firmę usługową, a to stresujące zajęcie. Wiem, ile nerwów kosztują go klienci, dłużnicy, różne zobowiązania. To, że firma dobrze prosperuje pomimo kryzysu, jest zasługą męża. Ale on płaci za to wysoką cenę: od lat nie wziął urlopu, łyka proszki na bezsenność. Może zrobiłam błąd, chcąc mu oszczędzić zmartwień. Nie informowałam go o pierwszych wpadkach Dawida: wagarach, podbieraniu mi pieniędzy z portfela. Ale kiedy zaczęłam, niewiele się zmieniło. Gdy Dawid został na drugi rok w pierwszej klasie gimnazjum, Piotr stwierdził, że nic się nie stało. Według mojego męża większość nastolatków przeżywa trudne okresy, a potem z nich wyrasta. Nie mam pojęcia, jak zmusić Piotra do zajęcia się własnym dzieckiem.
"Poznaj racje drugiej strony"
Problem wychowawczy jest jednym z przejawów trudności, jakie przeżywają w związku Ewa i Piotr. Można zaryzykować stwierdzenie, że w jaskrawy sposób ujawnił różnice między ich postawami. Ewa czuje się opuszczona, ma poczucie krzywdy. Lecz jej punkt widzenia nie musi być obiektywny. Gdy mąż twierdzi, że umie się porozumieć z synem, być może ma rację. A Ewa z powodu rozgoryczenia nie umie zaakceptować jego odmiennego spojrzenia.
Najlepszym wyjściem dla obojga jest rozmowa. Ale nie taka, podczas której ona wypowie swoje pretensje, postawi się w roli ofiary. Chodzi o poznanie racji drugiej strony. Prawdopodobnie Piotr uważa żonę za osobę zbyt emocjonalną. Dlatego lepiej rozmawiać konkretnie i nie uznawać stwierdzenia: "przesadzasz" za chęć uniknięcia odpowiedzialności, lecz za wyraz rzeczywistych poglądów.
""Jedyne wyjście" to za mało"
Agata, mówiąc o rozwiązaniu swej sytuacji, używa słów: "jedyne wyjście". Tymczasem żeby podjąć jakąkolwiek decyzję, potrzebuje co najmniej trzech opcji.
"Jedyne wyjście" jest wtedy, gdy nie widzimy innych rozwiązań, ale to wcale nie znaczy, że ich nie ma. Agata powinna szczerze porozmawiać, najpierw sama z sobą. Czego pragnie? Co czuje? Czego potrzebuje, a co chce dawać swojemu partnerowi? Skąd wie, że mąż ją kocha? Innymi słowy - po czym to rozpoznaje? Na podstawie tych odpowiedzi, powinna spróbować znaleźć jeszcze dwa realne rozwiązania obecnej sytuacji, a następnie porozmawiać o nich z mężem. Może pomocna będzie wizyta całej czwórki u terapeuty rodzinnego?
Najbardziej porusza mnie w tej opowieści brak reakcji i obojętność męża podczas nocnej rozmowy o zdrowiu córki. To nie mama odpowiada za relacje taty z dziećmi. Może oczywiście ją wspierać lub utrudniać kontakty, ale ten, kto kocha, zazwyczaj znajduje sposoby, by być blisko ważnej dla siebie osoby.
Partnerstwo to nie jest podarunek. Związek na nim oparty wypracowuje się poprzez działanie, ale do tego niezbędne jest zaangażowanie obu stron.
Robert Rient, psycholog, coach
Magdalena Gaweł, psycholog
Jolanta, 53 lata, pracownik kadr:
- Byliśmy z Markiem szczęśliwi wiele lat. Zawsze był troskliwym mężem i ojcem. Dziś z trudem go poznaję i wciąż pytam samą siebie: czy człowiek może aż tak się zmienić? Nie mój Marek, którego znałam od liceum! Parą zostaliśmy na studiach, po trzydziestce zostaliśmy rodzicami. Najpierw urodziła się Magda, pięć lat po niej Jasiek. Nie zawsze było różowo. Gdy dzieci były malutkie, oszukał nas wspólnik i latami spłacaliśmy długi. Potem Jasiek zachorował na cukrzycę.
Nowy iPod i motor
- Śmiałam się z dowcipów o kryzysie wieku średniego: zamianie żon na nowszy model, zakupach szybkich samochodów. Ale tuż przed pięćdziesiątymi urodzinami Marek się zmienił. Zaczął słuchać innej muzyki, przesiadł się na motor. Potem nastąpiło coś gorszego: stracił zainteresowanie rodziną. W każdy weekend wyjeżdżał na jakieś koncerty, prowadził ożywione życie towarzyskie. Do szpitala z Jaśkiem jeździłam przeważnie ja, jemu coś zawsze stawało na przeszkodzie.
- Zapytałam wprost, czy kogoś ma. Odparł, że wciąż mnie kocha, ale czuje potrzebę zmian. Latami zajmował się domem i gdzieś pod drodze zagubił siebie. Potrzebuje oddechu, przestrzeni, nowych pasji. Powiedziałam, że to rozumiem, lecz coraz ciężej jest mi samej wszystkiemu podołać. Nie wiem, na jak długo starczy mi tolerancji.
"Podzielcie obowiązki między siebie"
Jolanta powinna zastanowić się, co jej bardziej przeszkadza: fakt, że ich relacja wkroczyła na nowy etap, czy przemęczenie obowiązkami? Jeśli tęskni za dawnymi czasami, powinna uświadomić sobie, że ludzie się zmieniają, a związki ewoluują, więc powrót do przeszłości będzie raczej trudny. A jeżeli nie daje rady fizycznie, niech ustali z Markiem podział zajęć. W rozmowie zamiast pretensji, lepiej przypomnieć mężowi ciężkie chwile i to, że wyszli z nich zwycięsko. Marek odreagowuje teraz ambicjonalne ciosy: bankructwo i chorobę syna, ale to one zrodziły między nim a rodziną więź.
Ewa Klepacka-Gryz, psycholog