Mamo, tato: jestem już dorosła!
Różnice zdań, pojawiające się pomiędzy dziećmi, a ich rodzicami nie należą do rzadkości. Zdarzają się nie tylko w okresie dorastania dzieci, ale najczęściej w ich już dorosłym życiu. Efekt? My dorośli ciągle nie możemy się dogadać ze swoimi rodzicami...
Zaczyna się od kołyski
Przychodząc na świat dajemy naszym rodzicom możliwość odkrywania nowych horyzontów, zgłębienia sensu życia. Dajemy im radość. Odpowiedzialni za nas, za nasz byt starają się nam zapewnić wszystko to, co najlepsze. I tak już od kołyski możemy powiedzieć, że żyje nam się bardzo dobrze. Rodzice opiekując się nami, dając nam wiele miłości pokonują wiele codziennych trudów, aby móc nam zapewnić wszystko to, co niezbędne dla naszego prawidłowego rozwoju, funkcjonowania w grupie rówieśników, dla możliwości zobaczenia na naszych ustach zwykłego uśmiechu.
Wiedząc, że my jesteśmy w dobrej formie, dobrze się czujemy, nasi rodzice też czują się dobrze. Gdy jesteśmy maluszkiem bawiącym się jeszcze w łóżeczku, gdy chodzimy do przedszkola, gdy w wieku szkolnym poszerzamy swoje horyzonty nawiązując coraz więcej kontaktów z rówieśnikami. W tych okresach naszego życia, rodzice w zdecydowanej większości, decydują o tym, co jemy, w co się ubieramy, z kim się bawimy i jaką otrzymujemy edukację.
Przekazują nam ważne w ich własnym mniemaniu wartości - wychowują nas. Kochają nas bezinteresownie. Robią to wszystko dla nas, abyśmy mieli nie tylko dobre wspomnienia z dzieciństwa. Nie tylko dla chęci zapewnienia nam prawidłowych warunków dorastania. Ale dlatego, abyśmy wyrośli na dobrych, odpowiedzialnych, rozsądnych, a przede wszystkim szczęśliwych ludzi. Jednak ta "władza" rodzicielska, możliwość ingerencji wraz z naszym rosnącym wiekiem coraz bardziej się kurczy.
Nowy dorosły w domu
Pierwsze problemy w naszym wzajemnym porozumiewaniu się z rodzicami pojawiają się najczęściej w okresie dorastania. Czas, który daje rodzicom wyraźne sygnały, że dojrzewając fizycznie, zmienia się także psychika dziecka, wykształcają się jego poglądy, charakter, jest trudnym okresem nie tylko dla samych dzieci, ale i dla rodziców.
Do niedawna, dzieci biegały beztrosko po podwórku i bawiły się w piaskownicy, a tu nagle okazuje się, że tematy, które zaczynają się pojawiać w kręgu ich zainteresowań to między innymi, moda, seks. Nauka wydaje się im przeszkadzać w nowym pojmowaniu świata. Problemy w szkole, często brak umiejętności odnalezienia się w grupie rówieśników, borykanie się z nowymi nieznanymi wcześniej emocjami i wreszcie wyraźny brak możliwości dogadania się z rodzicami, to chyba najczęstsze problemy w wieku nastu lat. A rodzice, jak oni wtedy się czują?
Ciągle kochają. Ciągle też chcą się troszczyć. Tyle, że trudno im się przyzwyczaić, do faktu, że w domu pojawia się ktoś, kto już za chwilę będzie mógł powiedzieć: Mamo, tato, jestem dorosła, jestem dorosły. A to dopiero początek...
Chcemy dla ciebie jak najlepiej
Gdy okres naszego dorastania już przejdzie, mniej lub bardziej boleśnie dla nas samych i dla naszych rodziców. Gdy w sytuacji spornej zawsze mamy możliwość wyciągnięcia dowodu osobistego i pomachania nim przed nosem, to nasze trudności we wzajemnym porozumieniu się wcale się nie kończą. Tak naprawdę dopiero rozpoczął się okres, gdy pojawia się natężona ilość spięć pomiędzy dziećmi, a rodzicami. Jesteśmy dorośli.
Czujemy i wiemy już, że możemy kierować naszym życiem, możemy podejmować łatwe i te trudne decyzje. Ale nasi rodzice nie wiedzą jeszcze jak bardzo ich będą boleć nasze wybory. Ile razy możemy słyszeć: "Chcemy dla ciebie jak najlepiej, zrozum ...". Tylko nierzadko nasi rodzice chcąc dla nas "dobrze" nie zawsze biorą pod uwagę, to, że dobrze według ich uznania, nie zawsze jest tak samo dobre według naszego.
Mimo, że krew z krwi, jesteśmy już samodzielnie myślącymi jednostkami, które mają swoje odrębne potrzeby i swoje zdanie na temat wielu życiowych spraw. Nie zawsze zgodne z tymi, naszych rodziców. A oni sami, mimo, iż zdają sobie sprawę, że ich dzieci - my jesteśmy już dorośli, ciągle starają się ingerować w nasze życie. Nie zawsze jednak z dobrym skutkiem dla nas i dla siebie.
On, ona nie jest dla ciebie
Szukając w swoim życiu szczęścia, naturalne jest to, że poszukujemy swojej drugiej połowy, partnerki, partnera. O ile rodzice dość często przymykają oko na nasze wybory w przypadkach luźnych, niezobowiązujących związków. Taka sytuacja, gdy nasze plany związane z wybranym towarzyszem życia stają się poważne, wiążące, jest dla nich niekomfortowa. Nie zawsze, ale dość często zdarza się, że nasi rodzice próbują wtrącać swoje trzy grosze.
Bo przecież w ich mniemaniu zasługujemy na kogoś lepszego. Na szczęście u boku innej, lepszej kobiety lub innego, lepszego mężczyzny. I faktycznie, zdarzają się przypadki, że przestrogi naszych rodziców okazują się bardzo trafne. Ale najczęściej okazują się być tylko próbą ingerencji w dokonany przez nas wybór.
Oczywiście, zawsze tłumaczone jest to ciągłą troską. Jednak rodzice zapominają z wiekiem, że gdy sami stawali na nowej ścieżce życia nie chcieli niczyjej ingerencji w swój wybór życiowego partnera. Tak jak oni kiedyś, tak my teraz wybieramy, a potem żyjemy z dobrymi lub złymi następstwami tego wyboru.
Jesteście za młodzi na dziecko
Gdy dorosłe już dziecko żeni się, wychodzi za mąż, rodzice bardzo przeżywają tą nową dla nich sytuację. Pociecha już wyfrunęła spod ich skrzydeł i wiedzą, że mają coraz mniej władzy i coraz mniejsze możliwości ingerowania w określone sprawy. Są tacy, którzy akceptują ten stan i mają świadomość, że taka jest kolej rzeczy.
Bardzo szybko się do tej nowej sytuacji przyzwyczajają. Jednak są i tacy rodzice, dla których fakt, że dorosłe dziecko ma już niedługo założyć własną rodzinę ciągle nie zmienia ich stosunku do niego. Ciągle przecież jestem rodzicem, więc mogę! Nie ma znaczenia, czy moja córka, jest zamężna lub mój syn się ożenił. Przecież oni są tacy młodzi! I tak da się słyszeć ciągle ważne głosy naszych rodziców, jednak czy ciągle tak bardzo mające dla nas znaczenie?
Sami chcąc założyć rodzinę, podejmując taką decyzję nie bierzemy pod uwagę tego czy akurat nasi rodzice są tej decyzji przychylni czy też nie. Zdecydowanie się na dziecko jest tylko i wyłącznie naszą osobistą sprawą dotykającą, sfery naszej dojrzałości emocjonalnej. Decyzja ta, nie może się wiązać z osądem czy przychylnością naszych rodziców. Jednak oni sami dość często o tym zapominają.
Kupiliśmy wam meble
Nawet, gdy tworzymy już odrębną jednostkę społeczną. Sami mamy już swoją rodzinę. Rodzinę w sensie partnera, dzieci. Jesteśmy samodzielni pod każdym względem. Nasi rodzice dają się nam we znaki. Może dlatego, by móc poczuć, że ciągle jako nasi rodzice mają władzę, która pozwala im na podejmowanie za nas decyzji.
Może z chęci zwykłej pomocy, tylko czasem ubranej nie tak jak trzeba. Jednak zdarza się, że bez konsultacji z nami robią nam różne "niespodzianki". Wiele młodych małżeństw spotyka się pomocą ze strony swoich rodziców. Ale niekiedy pomoc ta przestaje być tak naprawdę przyjmowana z chęcią. Ile da się słyszeć narzekań "rodzice podczas ostatnich odwiedzin u nas oznajmili, że kupili nam meble do salonu...", "zaplanowali nasze wakacje...", "wybrali nam glazurę do łazienki...".
I choć te wszystkie formy pomocy, faktycznie są bardzo przydatne, bardzo miłe i nieraz mają na celu odciążenie dorosłych dzieci w kwestii finansowej, to nie zawsze pomoc ta przekazywana jest tak, jak być powinna.
Bo dzięki takim właśnie "wybiegom" nasi rodzice mogą od czasu do czasu poczuć, że mogą za nas podejmować chociażby decyzje związane z wystrojem naszego mieszkania lub sposobem spędzania przez nas wolnego czasu. A dla nich to już i tak bardzo dużo. Dla nas zresztą też.
Będziesz moim dzieckiem, aż do śmierci!
Fakt, że już od dawna legitymujemy się dowodem osobistym, mamy mężów, żony, gromadkę wesołych dzieciaków biegających po domu, tak naprawdę nie zmienia wiele w odczuwaniu przez naszych rodziców odpowiedzialności za nas, okazywania nam troski.
I choć, tak, jak w okresie dorastania, gdy buntowaliśmy się na każde ich słowo, tak i przez całe nasze już dorosłe życie toczymy z nimi spory dotyczące mniej lub bardziej ważnych kwestii dotyczących naszego osobistego życia.
Co ciekawe, jest to zupełnie naturalny proces. Bo uczucia rodzicielskie, troska i chęć pomocy dziecku nie kończą się w momencie jego całkowitego usamodzielnienia się i założenia własnej rodziny. Bo nawet wtedy, gdy jesteśmy już dorośli, nasi rodzice mają pełne prawo do wyrażania swoich opinii na temat naszego życia, podejmowanych przez nas decyzji.
Oni sami jednak muszą wiedzieć, że ich troska nie zawsze może sięgać tak daleko jak kiedyś, gdy byliśmy jeszcze małymi dziećmi. A my? Choć najczęściej ich uwag nie słuchamy z chęcią, to musimy zrozumieć, że tak jak nasz status cywilny, społeczny może się zmieniać, możemy się zmieniać my sami.
Tak fakt, że są naszymi rodzicami, a my ich dziećmi nie zmieni się do końca naszych dni. Nie zapominajmy o tym. Zwłaszcza wtedy, gdy pojawiają się momenty różnic zdań i spięć z nimi. A nasze dzieci, przecież też kiedyś dorosną. Jak my sami będziemy wtedy się zachowywać? Jak poradzimy sobie z faktem ich dorosłości?