Reklama

Nasza panna obrażalska

Wydyma wargi jak Naomi Campbell, bo znów jest nadąsana? Przed chwilą radosna, teraz już niezadowolona i obrażona? Oto kilka rad, które pomogą ci radzić sobie z humorami twojej pociechy.

Nikt z nas nie lubi oglądać smutnej czy nadętej miny albo słuchać jęków dziecka, kiedy coś mu nie w smak. Cierpimy z powodu nadmiaru rodzicielskiej empatii. Wręcz boli nas to, że nasz ukochany skarb jest rozczarowany, rozżalony, nieszczęśliwy, rozzłoszczony. Chcielibyśmy mieć wtedy czarodziejską różdżkę i sprawić, by na buzię malucha powrócił uśmiech. Jednak to niemożliwe, żeby brzdąc miał zawsze znakomity humor. Dlaczego miałoby tak być? Przecież nam również zdarza się wstać rano lewą nogą czy doświadczać zmiennych nastrojów. W jednej chwili czujemy, że możemy wyciągniętą ręką dotknąć nieba, a za chwilę "z niewiadomej przyczyny" jesteśmy przygnębieni i nic nam się nie chce. Nie możemy więc oczekiwać od dziecka, że będzie "etatowym" domowym słoneczkiem, które rozdaje uśmiechy na prawo i lewo i od rana do wieczora jest w znakomitym humorze.

Reklama

Za mało słów
Podobne przeżycia stają się także udziałem maluchów. Jednak im jest znacznie trudniej, ponieważ nie mają jeszcze dobrze rozwiniętej zdolności rozumienia oraz analizowania swoich humorów. Często nawet nie potrafią ich nazwać. Jak więc mogą skutecznie radzić sobie z wahaniami nastroju? Bardzo małe dzieci (poniżej 2.-3. roku życia) nie rozróżniają wielu odcieni emocji. One po prostu czują się dobrze albo źle. Przeżywanie bardziej złożonych nastrojów wiąże się bezpośrednio z umiejętnością opisania ich za pomocą słów. Kiedy malec zaczyna orientować się, że przeżywa więcej, niż jest w stanie nazwać, czuje się bardzo niekomfortowo. Dziecko, które usiłuje coś powiedzieć, ale nie umie odpowiednio wyrazić tego w słowach, najczęściej wpada w złość. Rzadko spotyka się maluchy, które nie denerwują się z powodu braku sprawności językowych, gdy chcą coś zakomunikować otoczeniu.
- Kiedy moja dwuipółletnia Karolinka próbuje czasem powiedzieć nam, np. dlaczego jest zła lub zadowolona, bardzo szybko się irytuje - opowiada Agnieszka, mama dziewczynki. - Utyka na jakimś słowie i gwałtownie macha rączkami, zdesperowana, usiłując je znaleźć. Jak w takiej sytuacji pomóc sfrustrowanemu malcowi?
Psychologowie twierdzą, że najlepsza metoda to rozmawiać, rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać z brzdącem. Nie tylko o tym, co on w danej chwili czuje, ale w ogóle o uczuciach. Możesz na przykład opisywać własne przeżycia. Mów, jakich emocji doświadczasz, kiedy chodzicie po pięknej łące, a jakich, kiedy jest burza. Jak się czujesz, gdy masz jakieś zmartwienie, stresujesz się czymś lub zaskoczy cię coś niespodziewanego. Po wspólnej lekturze baśni czy obejrzeniu jakiegoś filmu, zapytaj dziecko, co sądzi: jak czuł się Kopciuszek, kiedy zła macocha nie pozwoliła mu iść na bal, albo Prosiaczek, któremu pękł balonik - "prezent dla Kłapouchego"?

Nie zgadzam się!

Tak to już jest, że rodzice muszą czasem w stosunku do dziecka użyć słowa, którego ono bardzo nie lubi. Słowo to brzmi: "Nie!". Maluch, który przechodzi takie "lekcje", zaczyna powoli rozumieć, że nie może dostawać wszystkiego, czego chce. To dla niego poważna i trudna nauka. Dlatego nie ma nic dziwnego w tym, że czasem czuje się z tego powodu sfrustrowany lub zdenerwowany. Zabranianie czegoś malcowi, odmawianie jakiejś jego prośbie, powodują, że doświadcza on rozczarowania, niezadowolenia, a niekiedy nawet czuje złość. Nie musi ona zaraz objawiać się krzykiem, tupaniem, rzucaniem się w napadzie szału na podłogę (typowe dla maluchów) czy aroganckimi komentarzami lub trzaskaniem drzwiami (charakterystyczne dla starszych brzdąców). Niektóre dzieci próbują w inny, cichszy sposób wywrzeć nacisk na mamie czy tacie.

Zaczynają się dąsać, obrażają się i przez resztę dnia obnoszą ponurą minę albo narzekają i lamentują. Takie próby manipulacji skutecznie potrafią zatruć życie dorosłym. Dlatego rodzice w końcu godzą się na to, czego domagało się dziecko. To ustępstwo wprawdzie doraźnie poprawia domową atmosferę, ale gdy tylko brzdąc usłyszy kolejny zakaz czy odmowę, sytuacja się powtarza. I tak będzie coraz częściej, bo skoro to działa, dlaczego maluch miałby nie wykorzystać swoich sprytnych sztuczek dla osiągania własnych celów? Na efekty nie trzeba długo czekać. Wkrótce niemal codziennie albo nawet i kilka razy dziennie widzicie obrażoną buzię, słuchacie wyrzutów i narzekania lub macie do czynienia z milczącym ponurakiem.

Co wówczas robić?

Walka na dąsy

Warto uświadomić sobie, że maluch okazujący wam swoje humory wcale nie jest biedny i nie cierpi aż tak bardzo, jak mogłoby się wydawać. On chce tylko, żeby to tak dramatycznie wyglądało. Po prostu ucieka się do wyrafinowanych metod, by osiągnąć swój cel. Pozornie nie robi przecież niczego karygodnego: po prostu ma naburmuszoną minę, odpowiada rodzicom monosylabami albo cicho pochlipuje, użala się nad sobą, narzeka na złą dolę. Potrafi w ten sposób skutecznie popsuć humor wszystkim domownikom, a szczególnie adresatom tych zabiegów, czyli mamie i tacie. Taka cicha lub jęcząca wersja sprzeciwu jest nie lada próbą dla wytrzymałości dorosłych. Widok nieszczęśliwego dziecka wzbudza w nas współczucie. Chcemy pocieszyć je, rozproszyć jego zły nastrój. Jak najszybciej pragniemy znowu nawiązać dobry kontakt z brzdącem. Jednak wtedy musimy przyjąć warunki, które stawia nam mały manipulator, czyli ulec jego wymaganiom. Jak więc radzić sobie, gdy szkrab próbuje wygrać z nami jakąś sprawę, używając do tego obrażonej miny? Jak postępować, kiedy dziecko już stało się panem obrażalskim i stale ma muchy w nosie? Przede wszystkim trzeba zachować zimną krew i nie dać ponieść się odruchowi współczucia. Malec musi nauczyć się obcować z własnymi emocjami - także tymi niezbyt przyjemnymi. Lepiej, gdy odbędzie tę lekcję w domu, wśród kochających go osób niż potem w gronie rówieśników, którzy nie będą tak wyrozumiali i cierpliwi wobec jego humorów.

Dorota Guzowska

Mam dziecko
Dowiedz się więcej na temat: maluch | dziecko
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy