Reklama

Niepłodność to nie koniec

Leczenie niepłodności jest związane z olbrzymim stresem dla obojga partnerów, obdarciem z intymności, zaproszeniem osób trzecich do swojej sypialni i niestety zdarza się, że związek nie wytrzymuje tej próby. Ponadto bezskuteczne staranie o dziecko rodzi frustrację, smutek, złość, pretensje, poczucie winy, często kierowane do siebie samego, ale też nierzadko przerzucane na partnera - mówi w rozmowie z Interią psycholog i psychoterapeuta Izabella Grzyb.

Monika Szubrycht: Ludzie często bywają mało taktowni i pytają wprost: "A kiedy postaracie się o dziecko?", podczas gdy pary wiedzą, że dzieci mieć nie będą, bo nie mogą. Jak reagować na takie pytania?

Izabella Grzyb: Warto byłoby przede wszystkim edukować tych pytających, aby wykazywali odrobinę więcej taktu i delikatności. Widząc bezdzietną parę, która kilka lat małżeństwa ma za sobą, unikać pytań o dzieci zadawanych przy barszczu wigilijnym w obecności dalszej i bliższej rodziny. Można tych ludzi bardzo zranić. Przede wszystkim więc nie pytać, tak jak nauczyliśmy się nie pytać o wysokość zarobków i wiadomo, że jest to pytanie niepoprawne, a nawet niegrzeczne.

Reklama

Czym różni się bezpłodność od niepłodności? Często terminy te są stosowane zamiennie.

- Niepłodność to stan, najczęściej, przejściowy - niepłodność się leczy. Bezpłodność natomiast dotyczy sytuacji, w której niemożliwe jest posiadanie biologicznego dziecka i są to okoliczności kategoryczne, czyli np. brak macicy u kobiety, albo brak jąder u mężczyzny.

Młode pary mają mieszkanie, ustabilizowane życie zawodowe, zaczynają starać się o dziecko. Nagle okazuje się, że bezskutecznie. Jakie mogą być tego przyczyny?

- Przyczyny często są złożone. Sama pani mówi o parach z ustabilizowaną sytuacją zawodową, mieszkaniem, najczęściej po studiach, nierzadko z kredytem. Na to potrzeba czasu i oczywiście dobrze jest, kiedy rodzicielstwo podejmowane jest w sposób świadomy, przy stabilnej sytuacji życiowej, dojrzałym związku. Czas jednak nie działa na korzyść, jeśli chodzi o płodność i to zarówno u kobiet, u których mniej więcej po 35. roku życia drastycznie zmniejsza się rezerwa jajnikowa, jak i u mężczyzn, u których wraz z wiekiem również pogarsza się jakość plemników.

- To są sytuacje dotyczące czystej fizjologii. Natomiast kiedy nakładają się zaburzenia zdrowotne, wtedy jest o wiele trudniej. Przyczyny mogą być zarówno po stronie kobiety i może to być szereg problemów, od zaburzeń hormonalnych, problemów z owulacją zaczynając, na np. niedrożności jajowodów kończąc. Po stronie mężczyzny są to najczęściej nieprawidłowe parametry nasienia, takie jak między innymi ruchliwość plemników, ich liczba, morfologia. Najtrudniejsza jest niepłodność tzw. małżeńska, na którą nakładają się problemy medyczne u obojga partnerów.

A jeśli nie ma żadnych medycznych przeciwwskazań do tego, by mieć dziecko, co może być powodem takiego stanu rzeczy?

- Mówimy wówczas o tzw. niepłodności idiopatycznej, w przypadku której nie znaleziono uchwytnych przyczyn medycznych, z powodu których para nie może mieć dziecka. Na pozór wszystko jest w porządku, jednak nie dochodzi do ciąży. Nie jest to rzadkie, bo dotyczy ok. ¼ wszystkich par borykających się z tym problemem. Przyczyna może tkwić w różnych, niezbadanych czynnikach, choćby immunologicznych, ale także psychologicznych. Są kobiety, które mając głębokie konflikty intrapsychiczne na podświadomym poziomie nie dopuszczają do owulacji czy implantacji.

Czyli ginekolog jest tu zbędny, a potrzebny terapeuta... Psychoterapia pomoże?

- W trakcie psychoterapii może się okazać, że kobieta ma np. głębokie nieuświadomione lęki przed macierzyństwem i jej biologia nie dopuszcza do ciąży. Kolejną sytuacją, w której stan emocjonalny może odgrywać pewną rolę w płodności jest stres. Tak jak wspomniałyśmy, często pacjentkami leczącymi się z powodu niezamierzonej bezdzietności są kobiety, które skończyły studia, wspięły się na szczeblach kariery zawodowej, mają ustabilizowaną sytuację, a więc są w pewnym wieku, często po 30. roku lub nawet 35. Wtedy dochodzi presja czasu i tzw. tykający zegar biologiczny, co nie wpływa korzystnie na zachodzenie w ciążę.

Czy czynniki cywilizacyjne i środowiskowe mają wpływ na płodność? Czy jak będę mieszkała na wsi, jadła kiełki, oddychała świeżym powietrzem, to łatwiej mi będzie zajść w ciążę? A gdy mój mąż będzie pracownikiem fizycznym, nie biurowym, jego płodność się zwiększy?

- Niepłodność stała się chorobą cywilizacyjną, co znaczy, że środowisko, styl życia mają ogromny i coraz większy wpływ na nasze zdrowie prokreacyjne. Nie umiem pani odpowiedzieć, czy akurat jedzenie kiełków przełożyłoby się na lepszą płodność, ale ma pani rację, że dobrze skomponowana, zbilansowana dieta i zdrowe produkty mają wpływ na naszą zdolność do prokreacji. To samo dotyczy świeżego powietrza, ruchu, aktywności fizycznej. No i sprawa olbrzymiej wagi - używki, które zarówno u kobiet jak i mężczyzn znacznie zmniejszają szanse na biologiczne potomstwo. Palenie papierosów i alkohol wpływają na pogorszenie jakości i funkcji plemników.

- Podobnie działa przegrzewanie jąder, chociażby ciągłe trzymanie laptopa na kolanach czy jeżdżenie na długie trasy w samochodzie z podgrzewanymi siedzeniami. Od cywilizacji nie uciekniemy, ale ważne, aby pamiętać o rozsądnym z niej korzystaniu.  

Kobiety, które chcą być matkami są zdolne do wielkich poświęceń. Kiedy przychodzi moment, gdy powinny zrezygnować z walki o własną ciążę, a zacząć myśleć o adopcji?

- Taka decyzja przede wszystkim nie jest prosta. Musi ona zapaść w zgodzie z samym sobą i w zgodzie z partnerem. Zwraca pani jednak uwagę na ważną rzecz. Dostępność nowoczesnych technik wspomaganego rozrodu może dawać taką fałszywą ułudę, że kiedyś w końcu się uda. Tymczasem prawda jest taka, że są pary, które pomimo postępu medycyny nigdy nie doczekają się biologicznego potomstwa. Po kilku latach frustrującego i trudnego leczenia zawsze warto zastanowić się, kiedy powiedzieć stop i odpowiedzieć sobie na kluczowe pytanie - czy chcę dziecko w ogóle czy chcę dziecko koniecznie biologiczne.

- Proces adopcyjny też trwa kilka lat i nie jest prosty. Warto zatem, po szeregu nieudanych prób, zadać sobie to pytanie i spokojnie o tym ze sobą rozmawiać.

- Widzę czasami pacjentki, które leczą się od kilkunastu lat, podejmują rozpaczliwe kroki, poddają się szeregom skomplikowanych, często bolesnych procedur, wydają mnóstwo pieniędzy i przede wszystkim są wyczerpane psychiczne, ale myśl o adopcji jest dla nich nie do przejścia. Często są to kobiety, które mają bardzo głęboko oparte poczucie swojej własnej wartości na byciu w ciąży i urodzeniu dziecka.

- Te, które umieją zaakceptować trudną rzeczywistość i znaleźć alternatywną drogę, jaką może być adopcja łatwiej decydują się na pokochanie niebiologicznego dziecka i stworzeniu z nim dobrej relacji, zamiast poddawać się niekończącym się frustracjom w walce o urodzenie dziecka.

Gdy jej i jego marzenia o dziecku nie spełniają, chyba trudno jest utrzymać związek. Trafiają do pani na terapię pary?

- Ma pani rację, leczenie niepłodności jest związane z olbrzymim stresem dla obojga partnerów, obdarciem z intymności, zaproszeniem osób trzecich do swojej sypialni i niestety zdarza się, że związek nie wytrzymuje tej próby. Ponadto bezskuteczne staranie o dziecko rodzi frustrację, smutek, złość, pretensje, poczucie winy, często kierowane do siebie samego, ale też nierzadko przerzucane na partnera. Z tych powodów leczenie niepłodności to szalenie trudny czas dla związku. To, z czym niepłodne pary przychodzą do psychologa, to często brak wzajemnego zrozumienia czy też rosnący między nimi mur i wzajemne oddalenie, a także narastające konflikty. Czasami pary tak się zatracają w dążeniu do celu, że kompletnie zapominają o pielęgnowaniu związku, a to niezwykle ważne.  


Monika Szubrycht

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: niepłodność
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy