Urlop to sztuka
Uważam, że praca na urlopie powinna być zabroniona. Komórki, odbieranie ważnych telefonów, gonienie z laptopem, żeby znaleźć zasięg, bo trzeba coś tam sprawdzić w firmie - to jest skandal. Bo nie dość, że tego urlopu nie ma dużo, to jeszcze jest on zaśmiecany - mówi psycholog, dr Monika Wasilewska.
Monika Szubrycht: Czekamy na urlop jak na zbawienie, a kiedy już na nim jesteśmy, okazuje się, że wygląda całkiem inaczej niż ten z marzeń. Dlaczego tak się dzieje?
Dr Monika Wasilewska: - Myślę, że bierze się to stąd, że ludzie nie potrafią odpoczywać. Może nie wszyscy, natomiast sztuką jest znaleźć coś, co cię "odpoczywa". Urlop jest takim symbolem odpoczynku. To dłuższy czas, kiedy mamy wyjechać, zresetować się, wypocząć i wrócić wypoczęci. Niektórych stresuje oczekiwanie na efekt wypoczęcia na urlopie. Ale jeżeli wiemy, co lubimy, co jest dla nas odpoczynkiem, co nas relaksuje, to jest dużo łatwiej.
- Pomijam kwestie, gdy przez przypadek trafimy na złe biuro podróży, czy w miejsce, które okazuje się porażką. Np. lubisz jeździć w góry, mieszkać w domku, a okazuje się, że domek jest pełen dzikich turystów. Raczej chodzi w tym pytaniu, o to, jak ludzie znajdują wakacje, jak znajdują odpoczynek i dlaczego na końcu nie są wypoczęci.
Albo jadą razem, całą rodziną, myślą, że spędzą z ukochaną osobą trochę czasu, a podczas urlopu zaczynają się kłócić. Albo mają pretensję, że ta osoba nie zachowuje się tak, jakbyśmy chcieli.
- To jest druga kwestia. Pierwszą jest znaleźć miejsce, które dla mnie jest dobrym miejscem by odpocząć. Nie muszę robić tego, co wszyscy. Załóżmy, że w mojej pracy ludzie jadą nad morze, więc ja też, bo w tym roku jeździ się nad morze. Albo jadę do Egiptu, ponieważ zawsze jeździmy do Egiptu. Tymczasem musisz zapytać siebie, czego tak naprawdę potrzebujesz w tym roku? Bo to z wiekiem się zmienia. 20 lat temu lubiliśmy jeździć pod namiot, ale teraz już ten namiot nie będzie dla nas tak relaksujący. Nasze potrzeby zmieniają się z wiekiem i musimy być na bieżąco jeśli chodzi o ich weryfikację i definicję.
Co powoduje, że odpoczywamy?
- Trzeba wiedzieć "co"? A po drugie "z kim"? Ktoś może być singlem i znajduje sobie koleżankę, która też jest singielką. Jadą razem i często jest to jedna, wielka katastrofa. Może okazać się, że koleżanka ma dziwne przyzwyczajenia z naszego punktu widzenia, a pewnie z jej perspektywy my mamy dziwne i kompletnie się nie dogadujemy. Przy nadmiarze wolnego czasu różne cechy ludzi wychodzą i nie są one często kompatybilne z naszymi cechami.
A jeśli jedziemy z mężem i dziećmi?
- Zastanówmy się, jak wygląda nasz tydzień? Widzimy się wieczorem, rozmawiamy krótko przy kolacji, czasami nie rozmawiamy.
Zostają weekendy.
- W weekendy robi się różne rzeczy. Jeżeli byśmy sobie policzyli ile czasu spędzamy razem z mężem, z dziećmi, w ciągu tygodnia - realnego czasu, a potem - ile się przekłada go na weekend - nagle okazuje się, że to rodzi stres. Widzimy, że nie mamy o czym z sobą rozmawiać, albo, że ten ktoś nas po prostu denerwuje. Albo, że dzieci w takiej dawce są tak naprawdę bardzo męczące.
Są rodzice, którzy uważają, że urlop z dziećmi, to nie urlop.
- Tak. Mam swoją teorię, którą realizuję i w moim życiu się sprawdza. Nie chcę jej wciskać komuś na siłę. Uważam, że przy normalnym trybie pracy, gdzie mama i tata pracują, a dzieci chodzą do szkoły, bardzo mało czasu spędzamy ze sobą tak, żeby się poznać. Pytamy, co w szkole? Co w przedszkolu? Ogarniamy dom, dzieci zakupy itd. Nie mamy możliwości, żeby pobyć ze sobą. Wakacje to jest jedyny taki moment, a ludzie tego nie doceniają. Nie umieją się tym cieszyć, oczywiście ci, którzy uważają, że czas z dziećmi na wakacjach, to czas stracony. Robią np. tak, że dzieci wysyłają na obozy, czy kolonie, a sami sobie jadą gdzie indziej. Albo organizują towarzystwo dla swoich pociech, czyli inne pary z dziećmi.
- Bardzo często słyszę: "No fajnie, bo jedzie koleżanka, która ma córkę w wieku mojej córki, albo syna w wieku mojego syna, bawią się razem i mamy ich z głowy". Fajnie. Ale kiedy mamy mieć kontakt z dziećmi, jeśli nie na wakacjach? Jak zapytałam mojego 24 letniego syna, co pamięta z dzieciństwa, to pierwszą rzeczą, którą powiedział były wakacje. Jeździliśmy na długie wakacje razem, od miesiąca do 6 tygodni. To była świętość, taki rytuał. Zresztą do dzisiaj jeździ ze mną - oczywiście nie ma miesiąc, tylko wpada na tydzień w miejsce, w którym jestem z młodszym synem czy mężem. Przyjeżdża chociaż na chwilę. To zapamiętał z dzieciństwa - wspólny czas, wspólne rozmowy, czytanie książek, zabawy, plaża w zależności od tego, gdzie akurat byliśmy.
- Wakacje są ważne dla dziecka. Można wtedy dowiedzieć się o czegoś o naszej latorośli, która bardzo się zmienia w ciągu roku rozwojowo i niespostrzeżenie. To jest nagle inny człowiek. Gdzie my mamy go poznać? Obserwując, jak się bawi z innymi dziećmi? Nie. Bo jak jedziemy z innym towarzystwem i z jego rówieśnikami, to to dziecko gdzieś wsiąka, mamy go z głowy, ale nie widzimy go, nie rozmawiamy z nim. Uważam, że to jest duża strata i dla rodziców, i dla dzieci.
- Gdy jeździłam na wakacje miałam dwójkę nastolatków, a młodszy syn miał trzy lata. Musieliśmy tak zorganizować urlop, żeby w danym dniu każdy miał coś dla siebie. Plac zabaw dla małego, dla nas jakieś muzeum, czy galeria, a dla starszych inne rzeczy. Negocjowaliśmy. Wieczorem ustalaliśmy, co robimy następnego dnia, ale tak, żeby każdy skorzystał, żeby wszyscy byli zadowoleni. Bo też miło jest, gdy widzisz, jak twoje dziecko się cieszy, chociaż ty za placem zabaw nie przepadasz. Ale potem syn poszedł z nami do muzeum i też znalazł coś interesującego. Jest to sztuka - wymaga negocjacji ale ma wartość. Po to jesteśmy rodziną i jesteśmy dla dzieci, żeby coś o sobie wiedzieć, zwłaszcza, jak pociechy są nastoletnie.
Nie raz bywa tak, że idziesz na urlop i zaczynasz chorować. Jednemu z moich znajomych zdarza się to notorycznie, rok w rok.
- To może być podświadome radzenie sobie z problemem, tylko pytanie - co to oznacza - że jak jestem chory, to nie jadę? Czy jadę chory i tam zdrowieję. Czy tak odreagowuję stres?
Albo, że ci ludzie tak ciężko pracowali, że przy życiu trzymała ich adrenalina. Nagle wiedzą, że nie muszą...
- Może tak być, ale to by znaczyło, że doprowadzili się do bardzo złego stanu, że, jak to mówią - "już ciągnęli na rdzeniu" i faktycznie, teraz coś puszcza. To tak, jak żołnierz, który wraca z frontu. Kiedy walczy nic mu nie jest, ale jak wraca do domu dopada go depresja. Dlatego uważam, że urlop powinien trwać najmniej trzy tygodnie, ciągiem. Pierwszy tydzień to jest detoksykacja, drugi - odzyskiwanie sił, a trzeci - zbieranie zasobów na powrót. Cztery tygodnie to optymalna dawka. Wtedy można powiedzieć, że się odpoczęło, pod warunkiem, jak wspomniałam, że wiesz, co "cię odpoczywa".
Zdać się na biuro turystyczne, które wszystko załatwi i zaopiekuje się naszą wyprawą?
- Mam znajome, które lubią jechać z biurem turystycznym, lubią, żeby ktoś za nie decydował. Mają wszystko z głowy, wiedzą, kiedy śniadanie, gdzie wycieczki, ktoś za nie to wszystko organizuje. A ponieważ żyją tak, że dużo ogarniają w ciągu roku same, więc relaksujące jest dla nich to, że o niczym nie muszą myśleć.
- Znam też takich ludzi i sama do nich należę, że lubię sama sobie zorganizować czas, nie chcę, żeby ktoś za mnie decydował. Nie przepadam za negocjowaniem z innymi wycieczkowiczami. Lubię jechać, wynająć domek, decydować: czy dzisiaj plaża, czy las i rower. Ma to też minus, bo jestem za wszystko odpowiedzialna. Ale jeżeli partner nie jest moim ojcem tylko partnerem, a dzieci są większe, to możemy się wspierać. Może być wesoło, a różne wpadki, które się zdarzają, nie muszą być stresem i tragedią, a mogą być czymś przyjemnym, a potem ciekawą historią do opowieści na powakacyjnych, jesiennych spotkaniach.
- W skali Holmesa, określającej poziom stresu, wakacje mają jeden punkt więcej niż święta Bożego Narodzenia. Obiektywnie sytuacja jest stresująca - dla jednych bardziej, dla drugich mniej. Wielu moich pacjentów powtarza mi, że stresują się tym, że muszą odpocząć. Wiedzą, że muszą, ale boją się że przez tydzień im się nie uda, albo przez 10 dni, a potem już nie mają urlopu. Tak bardzo się denerwują, że nie zdążą odpocząć w tym okresie, są cały czas zestresowani tym, że mają odpoczywać, a dzisiaj nie odpoczęli, bo coś się stało np. pokłócili się z żoną. To jest presja.
Błędne koło, jak u pijaka z "Małego Księcia", który mówił, że pije, bo się wstydzi, a na pytanie dlaczego się wstydzi odpowiadał, że dlatego, że pije...
- Jak chcesz odpocząć, nie możesz mieć presji, to się wyklucza. Jeżeli fundujemy sobie wakacje, mają być takie, na których nic nie musimy. Tylko możemy.
Piękne to brzmi "nie musimy, ale możemy". Ale jak zrobić, żeby wyczyścić swoje myśli? Z rzeczy związanych z pracą, czy problemami rodzinnymi. Żeby potrafić odciąć się od tego i wyjechać w siną dal?
- Uważam, że praca na urlopie powinna być zabroniona. Komórki, odbieranie ważnych telefonów, gonienie z laptopem, żeby znaleźć zasięg, bo trzeba coś tam sprawdzić w firmie - to jest skandal. Bo nie dość, że tego urlopu nie ma dużo, to jeszcze jest on zaśmiecany. Ma być reset, czyli nie ma pracy. Zamykamy wszystko przed i jedziemy. Jak mamy jechać z pracą, to lepiej nie jedźmy. Możemy wybrać się wtedy do Mszany Dolnej i tam popracować na świeżym powietrzu.
A stres związany z problemami rodzinnymi i myśleniem o nich? Nawet jeśli wyjeżdżamy na urlop, ale wcześniej coś złego się wydarza, trudno jest nam zapomnieć.
- Zależy jakiego kalibru są to problemy. Jeżeli mamy kryzys w związku, a w między czasie trafi się urlop i trzeba jechać z dziećmi w tym kryzysie, to uważam, że nie jest to dobry pomysł. Lepiej żeby małżonkowie pojechali osobno, bo rozwiązywanie kryzysu, napiętej sytuacji, na urlopie się nie uda. Jeszcze jesteśmy rodziną, naprawimy coś na siłę? Raczej nie. Jeśli jechać to w dobrych nastrojach i w dobrej komitywie. Gdy jest inaczej lepiej się podzielić. Powiedzieć wprost: "Słuchaj, mamy kryzys, musimy sobie z tym poradzić, iść na terapię, czy gdzie indziej szukać pomocy, a teraz dzieci jadą ze mną, potem z tobą, albo odwrotnie". A nie na siłę próbować być ze sobą tą straszną ilość godzin - 24 na dobę - gdzie i tak kryzysu nie rozwiążemy, bo nie będziemy o tym dyskutować - są dzieci i wszystko się tylko nakręca.
- Jeśli problemy dotyczą innych członków rodziny, to może być czas na spokojne wyciszenie się, przegadanie, zebranie myśli. Urlop jest czasem, gdy można sobie pewne rzeczy spokojnie ułożyć, znaleźć rozwiązania, pomyśleć, jaką strategię opracować by wyjść z pułapki, w której czujemy, że jesteśmy. A może niekoniecznie w niej jesteśmy, tylko tak nam się wydaje.
- Myślę, że taki urlop może pozwolić nam odpocząć, odzyskać energię, wyciszać. Może dawać możliwość refleksji i spokojnego zaplanowania. Np. ja lubię planować w piątym tygodniu mojego urlopu. Jestem wtedy wypoczęta, mam siły i jak wracam robię plany na przyszłość, bo czuję, że taką potrzebę. Myślę, że nawet gdybym jechała na trzy tygodnie albo na dwa, to pod koniec też bym tak zrobiła. Wiem, że nie każdy może sobie pozwolić na taki długi urlop.
Często nie można mieć trzech tygodni w tzw. jednym kawałku.
- Tak, ale dwa tygodnie to jest takie minimum. Tydzień - absolutnie za mało. W ogóle nie ma co mówić, żeby po całym roku pracy odpocząć w tydzień. Szkoda czasu. Chorym pomysłem jest też to, że ludzie biorą urlopy po to, żeby zrobić remont w mieszkaniu. Pytanie: czemu to sobie robimy? Na ile się lubimy i czemu robimy sobie taką krzywdę? Chyba, że malowanie jest rzeczą, która najbardziej na świecie nas relaksuje, ale wątpię.
Skąd się to bierze?
- Część ludzi ma takie przekazy rodzinne, które mówią, że odpoczynek to lenistwo. Mam pacjentów, którzy nie dają sobie prawa do odpoczynku, bo tak im mówiono w domu, że trzeba cały czas pracować. Zawsze jest robota "przy domu", wcześniej pewnie w gospodarstwie. Ludzie na wsi nie odpoczywają, a już na pewno nie odpoczywali dawniej, bo cały czas się coś działo. W wielu rodzinach są przekazy, że odpoczynek to grzech. Grzech lenistwa, zaniechania, bo można tyle rzeczy zrobić. Jeżeli pracuje się w ciągu roku i dom się zaniedbał, to w czasie urlopu można ponaprawiać różne rzeczy.
- Tylko skąd człowiek ma potem mieć siłę i energię do pracy? Tego się nie docenia. Pojawiają się choroby i depresje, załamania, inne problemy, brak energii. Ciągniemy coś na siłę, a to w żaden sposób nie jest zdrowe. Myślę, że nie powinniśmy nazywać leniuchowaniem, czegoś, co jest nam potrzebne. A często słyszę: "Czy to nie będzie takie leniuchowanie, jak w sobotę nie posprzątamy domu, kiedy zawsze sprzątaliśmy?" Oczywiście możemy go wysprzątać w sobotę, ale jeźdźmy w niedzielę gdzieś odpocząć. Co jest ważniejsze: ty, twoje zdrowie, czy remont mieszkania?
Może ludzie nie dają sobie szansy odpoczynku na urlopie, albo w wakacje planują remont, bo dla siebie nie są ważni?
- Jak oni się lubią, skoro tak postępują i dlaczego się krzywdzą? Dla kogo to robią? Żeby inni ich docenili? Kto? Jeżeli mówimy o przekazach - chodzi o to, że nasz wewnętrzny rodzic, czyli to nasze superego nas wtedy chwali. A gani jak leniuchujemy. To niestety jest zgubna droga. Podążanie nią do niczego dobrego nie doprowadzi, ponieważ mamy wyczerpywalną ilość zasobów. Z wiekiem tych zasobów mamy coraz mniej, a potrzebujemy coraz więcej odpoczynku, żeby się zregenerować.
Moja babcia, która była nauczycielką, nie potrafiła odpoczywać. Podczas długich wakacji robiła przetwory na zimę, remonty itp.
- Może tak było dawniej - pracowało się, nie było luksusu, sprzętów, pralek i różnych innych rzeczy. Może jej mama tak robiła, jej bacie też? To jest przekaz. Nie pracujesz cały czas, to myślisz, że jesteś nic nie warta, albo nie spełniasz oczekiwań wobec siebie, czyli spada ci samoocena, poczucie własnej wartości. A masz wartość tylko wtedy, kiedy cały czas pracujesz, bo tak robiła twoja mama, babcia i ty byłaś chwalona za to jako dziecko. Wstawaj rano w sobotę i do roboty. A dlaczego nie można się wyspać dłużej?
Od pokoleń stawia się pracę na pierwszym planie?
- Podobno 80 proc. naszego społeczeństwa ma chłopskie korzenie. Wiadomo, jak było ciężko na wsi - ciągła praca i brak innych możliwości. Myślę, że przekazy zostały, ale rzeczywistość zmieniła się diametralnie. Każdy powinien się zastanowić nad tym, co dla niego w danym momencie będzie najbardziej resetujące, "odpoczywające". To jest bardzo ważne i niewiele osób tak potrafi. Zwykle idą z jakimiś trendami. Rodzice ich nie uczyli, bo rodziców nie uczyli dziadkowie. I nawet jak ludzie jeżdżą na wakacje, to nie umieją ze sobą rozmawiać.
- Co chcesz w tym roku? Gdzie byś chciał pojechać? Na co masz ochotę? Takie pytania można zadać sobie. A potem pogadać z mężem, czy żoną, z dziećmi, o ile są na tyle duże, że mogą być decyzyjne. I wtedy znaleźć jakiś konsensus, żebyśmy się wszyscy tam dobrze czuli.
Czyli zanim zaczniemy z ukochaną, czy ukochanym rozmawiać o urlopie porozmawiajmy ze sobą.
- Tak, żebyśmy mogli wyjść z jakąś propozycją. Np. miałabym ochotę w tym roku pojechać nad wodę, ale być może pójdę na kompromis i pojadę tam, gdzie ty byś miał ochotę. Tylko to wymaga komunikacji. Wymaga, żeby siąść przed urlopem i po prostu pogadać. A nie między praniem, gotowaniem, a sprzątaniem rzucić coś od niechcenia. Dobre odpoczywanie to powinna być sztuka.