Akceptuję siebie

Słynny aktor wyznaje mądrą filozofię. - Nie zachwycam się sukcesem ani pozycją, gdyż to wszystko jest kruche, ulotne - mówi. - Umiem docenić życie.

Ich małżeństwo było sensacją / fot. A. Szilagyi
Ich małżeństwo było sensacją / fot. A. SzilagyiMWMedia

Z upokorzenia?
- Podam przykład. Gdy kiedyś poszedłem do znajomego lekarza, pielęgniarka powiedziała głośno, żebym to słyszał: "Panie doktorze, jakiś aktorzyna do pana". Zdębiałem, a po chwili zacząłem się śmiać. Ale jej zachowanie to małe "fiki miki". W moim zawodzie zdarzają się o wiele podlejsze podjazdy. Media też potrafią dopiec.

Gdy brał pan ślub z Agnieszką Suchorą młodszą o trzydzieści lat, brukowce nie zostawiły na was suchej nitki.
- W ogóle nie reagowałem na to, bo i po co? Zainteresowanie naszym związkiem szybko minęło, bo jak długo można pisać, że mam młodą żonę i małą córeczkę? Żona mnie nie zdradza, ja nie piję, nie awanturuję się, nie wszczynam skandali. Kompletna nuda u mnie. Raczej kraina szczęśliwości.

Czy to prawda, że poprzez córkę realizuje pan własne niespełnione marzenia?
- Moim niespełnionym marzeniem jest, poza umiejętnością gry na jakimś instrumencie, znajomość języków obcych. Ale nie po to posłałem córkę na naukę dwóch języków, żeby realizować swoje marzenia, lecz w tym celu, żeby w wieku dwunastu lat bez problemu mogła się porozumiewać z obcokrajowcami i żeby cały świat stał przed nią otworem.

Jakie pytanie dzisiaj zadaje pan sobie najczęściej?
- Kiedy umrę. Wiem, że brzmi to jak żart, ale chciałbym jak najdłużej zostać tu, na ziemi, będąc w dobrej formie fizycznej i psychicznej. Ponieważ mam dla kogo żyć, mam córkę. Chciałbym dożyć dnia, w którym skończy studia i będzie samodzielna. Chciałbym zatańczyć na jej weselu. To jeszcze daleko, ale kombinuję,

staram się.

Jak pan kombinuje?
- Dbam o siebie. Pływam, jeżdżę na rowerze, chodzę na siłownię. Zresztą jakoś specjalnie nie zmuszam się do tego, bo całe życie to robiłem. Nie wyczynowo, tylko rekreacyjnie, oczywiście. Dlatego dziś utrzymuję się w nie najgorszej kondycji.

Podobno odchudza się pan też przez całe życie. To prawda?
- Owszem, co pewien czas do tego wracam. Ale nie robię wielkiego problemu ze swej nadwagi. Tym bardziej, że przed wojną o kimś takim, jak ja mówiło się elegancko - "mężczyzna słusznej budowy". Akceptuję siebie takim, jaki jestem. A to ważne, między innymi dla dobrego samopoczucia.

Słyszałem też, że nigdy pan nie narzeka?
- Ponieważ mi nie wolno narzekać i skarżyć się. Już dwa razy byłem ciężko chory i wiem, co znaczy przeżyć ciężkie czasy. Chwilą trzeba umieć się cieszyć. Życie trzeba umieć docenić. Ja to potrafię.

Krzysztof Nowicki

Twoje Imperium
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas