Anna Korcz ostro o działaniu polskiego rządu
Aktorka twierdzi, że pandemia koronawirusa i związane z nią obostrzenia najbardziej dotknęły artystów i instytucje kultury. Teatry i sale koncertowe zostały zamknięte na kilka miesięcy, a stopniowe ich "odmrożenie" nie napawa optymizmem. W wielu przypadkach bowiem granie dla połowy widowni po prostu się nie opłaca.
Aktorka czeka na próby do nowej sztuki w Teatrze Capitol i ma nadzieję, że w nowym sezonie wszystko wróci do normy. Na razie musi zaciskać pasa, bo nie udało się za wiele dorobić, a rządowa pomoc, którą otrzymała jako mikroprzedsiębiorca, jest symboliczna.
Korcz przyznaje, że stara się jakoś odnaleźć w nowej sytuacji. Choć nie jest łatwo, to zachęca przede wszystkim do tego, by zachowywać ostrożność, ale nie panikować.
- Dla nas wszystkich pandemia nie jest niczym wesołym. Ci, którzy o tym nie wiedzą, niech usłyszą to ode mnie: wirus zostanie z nami zawsze, do końca świata i o jeden dzień dłużej. Trzeba się nauczyć z nim żyć, trzeba być racjonalnym i wtedy, kiedy jest racjonalne zagrożenie, po prostu musimy się chronić. Według mnie nie należy jednak wpadać w panikę. Takie jest moje podejście. Tam, gdzie trzeba, bardzo często myjemy ręce, zakładamy maski, a jak nie musimy, nie mieszamy się z tłumem - mówi agencji Newseria Lifestyle Anna Korcz.
Z powodu sytuacji epidemiologicznej aktorka od ponad czterech miesięcy jest na przymusowym urlopie zawodowym. Nie gra w spektaklach teatralnych, na razie nie ma też zaplanowanych żadnych dni zdjęciowych.
- Od marca nie pracuję, a mamy końcówkę lipca. Byłam tylko na jakichś króciutkich dubbingach, ale to tylko takie żarty, bo nie jest to zarobek, którym mogę nakarmić dzieci - mówi.
Aktorka czeka na rozpoczęcie jesiennego sezonu teatralnego i ma nadzieję, że za kilka tygodni obostrzenia zostaną poluzowane. Już teraz większość teatrów jest na ogromnym minusie, a jeśli nic się nie zmieni, sytuacja będzie dramatyczna.
- Czekam na próby, jestem w obsadzie nowej sztuki w Teatrze Capitol - zaczynamy chyba od sierpnia. To jest bardzo trudny czas. Państwowym teatrom opłaca się grać dla 50 proc. widowni, ponieważ są dotowane, w związku z czym jakby wszystko zostaje po staremu. Ja gram w teatrze prywatnym, a takie instytucje nie są dotowane przez państwo i dlatego na razie nie gramy, ponieważ w tej sytuacji właściciel musiałby dokładać - tłumaczy.
Zdaniem Anny Korcz w dobie koronawirusa artyści są najbardziej poszkodowaną grupą zawodową. Mimo braku pracy i niewielkich szans na dorobienie do ich portfeli nie trafił żaden dodatkowy grosz.
- Uważam, że nasza grupa zawodowa - aktorów, artystów - jest absolutnie pominięta. Jest to zrobione z premedytacją i w bardzo niefajny sposób. Wielu kolegów już się na ten temat wypowiadało. W momencie, kiedy jesteśmy potrzebni do akcji społecznych, to używa się wszystkich naszych mediów społecznościowych, portali itp. i prosi się nas o agitację: róbcie, róbcie. Oczywiście robimy to z przyjemnością, ale już w takim momencie jak teraz nie jesteśmy specjalnie potrzebni. Jesteśmy spychani na margines i bardzo nieładnie się nas traktuje - mówi.
Anna Korcz prowadzi też malowniczy ośrodek Zacisze położony nad Wkrą w Pomiechówku. To idealne miejsce na wesele w stylu rustykalnym, rodzinny piknik, plażowanie czy firmowy wyjazd na ognisko. W czasie lockdownu wszystko jednak zamarło. Aktorka czuje się zawiedziona i rozczarowana programami pomocowymi, tak szumnie reklamowanymi przez rząd.
- Ja jestem jeszcze tzw. mikroprzedsiębiorcą, więc również wiem trochę o drugiej i trzeciej tarczy. To jest wszystko żart. Owszem, coś tam się dostaje, ale nie to, co obiecywał rząd, żeby była jasność - dodaje.