Bardzo chcę się zakochać
- Czekam na miłość już dwa lata - wyznała SHOW zapracowana wokalistka. I zapowiada życiowe zmiany. Tak szczerego wywiadu z Ewą jeszcze nie było!
Iwona Zgliczyńska: Nowa płyta już na jesieni?
Ewa Farna: - Przygotowywałam ją ponad rok. Nie chcę mówić oczywistości, że będzie kompletnie inna od poprzednich. Ale jest!
Jak powstawała?
- Uciekłam z moim zespołem na pięć dni "na chatę". Nagraliśmy tam kilka kawałków. Zero internetu. Totalny punk! Mieliśmy toaletę, w której, hmmm... używaliśmy wiaderka. Muzykę tworzyliśmy całkiem sami, dlatego ta płyta jest bardziej autentyczna. Po raz pierwszy nikt nie przynosił mi do posłuchania melodii zachodniego autora i nie pytał: "Ewa, podoba ci się?".
Teraz wszystko robisz sama?
- Nie jestem jak Lenny Kravitz (śmiech). Na sukces zawsze pracuje wielu ludzi. Mam wokół siebie superfachowców. Czasem coś zaśpiewam, a potem chłopaki tworzą akordy. Razem z gitarzystą napisałam muzykę do pierwszego singla "Znak".
Jak jest z tekstami, będzie coś od serca?
- Teksty na moich płytach zawsze takie są. Jestem Polką, która wychowała się w Czechach, ale brakuje mi bogatego polskiego słownictwa. W niektórych tekstach są więc bohemizmy. Trzeba je po mnie poprawiać, bo nie znam niektórych słów.
Słyszałam, że jedziesz na wakacje?
- Od trzech lat na nich nie byłam! I właśnie dlatego nie mogę doczekać się spotkania z rodziną. W dodatku muszę wypocząć, bo mam nadwyrężony głos. Kiedy tylko zakończymy nagrywanie klipu, to od czwartku milczę. Ani jednego słowa. Moja rodzina najpierw ucieszyła się, że w końcu będą mogli dowiedzieć się, co u mnie nowego. A ja będę tylko pisać odpowiedzi na iPadzie.
Jesteś gadułą. Jak to wytrzymasz?
- Mam zniszczone struny głosowe. Przez koncerty, nagrywanie demówek i ciągłe gadanie podczas programu "SuperStar" grozi mi operacja. Na szczęście doktor powiedział, że dwa tygodnie milczenia powinny pomóc. Muszę tylko być wytrwała.
Zobaczymy cię w "The Voice of Poland"?
- Dostałam propozycję. I to nie po raz pierwszy. Obiecuję, że się zastanowię.
W czeskim "SuperStar" byłaś rewelacyjna.
- Niektórzy dali mi wsparcie. Ale były też teksty o tym, że jestem za młoda. Co niedzielę w gazetach czytałam, że mam za duży tyłek albo że pokazałam za dużo biustu i rzucałam głupie dowcipy. A ja się tym bawiłam. Już na początku powiedziałam producentowi, że nie będę zgrywać czterdziestolatki. Mam 19 lat, ale ośmioletnie doświadczenie na trzech rynkach. Powiedziałam: "Kupujecie? Nie kupujecie? Będę mówić, co myślę". Nie zamierzałam ściemniać, czytać z kartek tego, co napisał mi reżyser.
Powiedz szczerze, zakochałaś się w Stefanie, przystojniaku z "SuperStar"?
- Wyobraź sobie: casting, godzina czwarta rano. Wchodzili różni ludzie, ale głównie tacy, którzy nie potrafili śpiewać. I nagle on. Facet, który gra na gitarze i jeszcze świetnie wygląda. Wszyscy się dziwili, że go podrywałam. A przecież każdy, kto ma oczy, musi widzieć, że Stefan jest przystojny. W dodatku ja lubię, kiedy jest wesoło. Po nagraniu usiedliśmy razem i powiedziałam mu: "Słuchaj, jeśli ci to przeszkadza, jeśli masz dziewczynę, to nie będziemy tak żartować".
Złapał twoj pomysł?
- Zakumplowaliśmy się nawet poza kamerą.
Szkoda, że to tylko przyjaciel...
- Szkoda! Czekam na miłość już dwa lata. Brakuje mi tego bardzo.
Polscy faceci ci się podobają?
- Dla mnie nie ma to znaczenia. Stefan mi się podobał, a był Słowakiem. Po prostu myślę sobie, że fajnie byłoby się zakochać. A ze Stefanem jestem cały czas w kontakcie. Zresztą nie tylko z nim. Dobrze, powiem to tylko tobie. Wynajęłam pokój w Pradze w mieszkaniu na spółkę z trzema osobami. Zrobiłam to, bo mam dość wydawania pieniędzy nahotele. Będę mieszkać z jednym z uczestników "SuperStar", który wyleciał chyba w piątym odcinku, i dwiema fajnymi dziewczynami. Jestem otwarta na ludzi i nie stawiam barier, że jestem jakaś lepsza, bo śpiewam. Raz idę z pięcioma kolegami na kawę, raz z dwoma. I nie ukrywam tego, że bardzo bym chciała się zakochać. A Stefan jest fajnym facetem. Ale nie ma tego....
Chemii?
- Nie ma tego czegoś między nami. A może nawet by było, tylko brakuje mi czasu na pogłębianie, rozwijanie tej relacji.
Pewnie także przez studia. Jak ci idzie nauka?
- Mam zaliczenia, ale ponieważ ostatnio zachorowałam, nie mogłam podejść do egzaminów. I dlatego mam przesunięty pierwszy termin. We wrześniu będę zaliczać prawo rzymskie. Powiem szczerze - nie zamierzam brać dziekanki. Cały sierpień przeznaczam na naukę. Pojadę do domu rodziców i tam będę wkuwać.
Stęskniłaś się za rodziną?
- Strasznie. Niedawno dawałam koncert w rodzinnych okolicach i przyjechałam w odwiedziny. Patrzę na moją małą siostrzyczkę. Ona jest taka kochana! Mówi do mnie: "Ewa, czemu znowu odjeżdżasz? Nie możesz śpiewać w domu?". Moi rodzice wyruszali wtedy na wyprawę kajakiem z sąsiadami. Zostałam w domu na całe dwa dni tylko z moim siedemnastoletnim bratem. Wyłączyliśmy komputery. Byliśmy tylko dla siebie. Gotowaliśmy razem. Jestem szczęśliwa, że mamy takie dobre kontakty.
O czym jest twoj nowy klip do piosenki "Znak"?
- O tym, że na naszej drodze pojawiają się znaki, których nie powinniśmy ignorować. Nie powinniśmy też bać się zmian. Niedawno zdałam sobie sprawę z tego, że po dwunastym roku życia spędziłam tylko jednego sylwestra z rodziną. Zawsze śpiewałam. Piątkowe wypady na pizzę z kolegami? Tego nie było. Ja przecież zawsze miałam koncert. Powiem szczerze, najbardziej żyję pracą. Mam mało czasu dla przyjaciół i rodziny. Ostatnio uświadomiłam sobie, że nie chcę tak dłużej. Super, że jest praca i że są fani, ale wszyscy żyją moim życiem. Tylko ja nim nie żyję!
Co chcesz zmienić?
- Chcę mieć więcej czasu dla bliskich. Dlatego kiedy jadę na pięć dni na koncert za granicę, mówię: "Wiecie co? Zabieram brata". Nie mam zamiaru w wieku czterdziestu lat stwierdzić: "Nie mam faceta, nie mam rodziny, przyjaciół, nie wiem, kiedy moja siostra dorosła". Chcę zatrzymywać więcej chwil prywatnych dla siebie. I powiedzieć to ludziom, którzy żyją w ciągłej presji, w ciągłym biegu.
Co robisz teraz dla siebie?
- Niedawno miałam koncert. W czasie, kiedy zespół miał próbę, organizator zorganizował przejażdżkę na skuterze wodnym. Instruktorka pozwoliła mi jechać 120 km na godzinę. Jezioro długie na osiem kilometrów... Chcę tam wrócić!
Ćwiczysz?
- Z tym jest bardzo źle. Nie mam teraz czasu na treningi, bo każdego dnia śpię w innym miejscu.
Przyjaciele pomagają ci żyć normalnie?
- Ściągają mnie na ziemię. W Warszawie jedna z moich współlokatorek studiuje prawo, druga dziennikarstwo. Nawet kiedy wracam o piątej rano do domu, po trasie, i tak wyrzucam śmieci. Tak się umówiłyśmy, to mój obowiązek. Kiedy trzeba kupić bułki, papier toaletowy, robię to. Moimi najlepszymi przyjaciółmi są chłopaki z zespołu. Spędzam z nimi po dziesięć godzin dziennie w busie. Musimy się kumplować, by wytrzymać razem.
Z tobą łatwo wytrzymać?
- Nie! Ale z nimi też nie jest łatwo. Pięciu facetów w aucie. Tragedia! Ale biegnę do nich, gdy tylko czegoś potrzebuję. Mogę nie mieć chłopaka nawet dwa lata, ale i tak bardzo potrzebuję przytulania - mamy, siostry, taty, brata czy przyjaciela. Dlatego kiedy zobaczysz mnie przytuloną do kogoś z zespołu, to nie pisz proszę, że to jakaś wielka miłość (śmiech).