Będzie hucznie i sympatycznie
Jak muzycy Myslovitz będą obchodzić 10. urodziny zespołu i czemu to nie będą 13. Co Artur Rojek losował w kopalni, a co Przemysław Myszor nosił ze sobą do szkoły. I kiedy doczekamy się nowej płyty zespołu - opowiedzieli o tym w rozmowie z INTERIA.PL.
Wasze 10-lecie, to tak naprawdę 11-lecie - powstaliście oficjalnie w 1994 roku...
Artur Rojek: Nie, tak naprawdę powstaliśmy w 1992...
Tak, ale mówię o zespole w obecnym składzie...
Artur Rojek: ...czyli powinniśmy obchodzić swoje 13-lecie. Ale jako, że 5 lat temu obchodziliśmy swoje 5-lecie, bo nie chcieliśmy obchodzić 7-lecia, a chcieliśmy zrobić jakąś specjalną imprezę, więc teraz przypada nasze 10-lecie. Tak naprawdę jest to 10 lat od wydania naszej pierwszej płyty - Myslovitz "Myslovitz" w 1995 roku, we wrześniu.
Czy ta płyta jest dla Was najważniejsza, czy też są takie, z których jesteście znacznie bardziej dumni?
Artur Rojek: To była nasza pierwsza płyta, więc mamy do niej specyficzny stosunek. Od tej płyty wszystko się zaczęło. To był czas, który zawsze będzie w naszych sercach i pamięci. Dlatego, że to, co działo się później, działo się tak troszeczkę poza nami. Wszystko przybrało ekspresowego tempa. Do pierwszej płyty nosiliśmy "piece" pod pachami, a po pierwszej płycie, może nie aż tak szybko, ale już było inaczej.
A kilka lat później zespół - jak to kiedyś określiłeś - "z piwnicy", wydał płytę "Korova Milky Bar", która do tej pory robi ogromną karierę na świecie...
Artur Rojek: Płyta ukazała się dosyć dawno temu, mija już trzeci rok, albo czwarty... To był - można powiedzieć - pierwszy nasz zagraniczny album, więc też mamy do niego specyficzny stosunek. To płyta, przez którą zaczęliśmy odwiedzać inne kraje poza Polską i to nie tylko w celach koncertów polonijnych, ale koncertów już na międzynarodową skalę.
I między innymi dzięki temu wyjeżdżacie do Brukseli 17 września na koncert z okazji 25-lecia "Solidarności" - o czym się teraz dowiedzieliście...
Artur Rojek: Znaczy, że jedziemy do Brukseli, to wiemy, ale nie wiedzieliśmy, że to z okazji 25-lecia "Solidarności"...
W każdym razie, 25 lat temu wydarzyły się ważne rzeczy. Wy mieliście wtedy po jakieś 8 - 10 lat, tak?
Artur Rojek: Ja miałem siedem.
Co wtedy robiłeś, pamiętasz?
Artur Rojek: Pamiętam dopiero, jak zaczął się stan wojenny. Pamiętam, że była niedziela, że była zima. Przyszła do nas ciocia i powiedziała, że jest wojna.
Przemysław Myszor: Ja pamiętam jeszcze trochę wcześniej, zanim się zaczął stan wojenny. Na przełomie lipca i sierpnia byłem na koloniach w Gdyni - Grabówku. W Trójmieście, zresztą jak w całej Polsce, była bardzo podniosła atmosfera. Z paniami opiekunkami zwiedzaliśmy wszystkie miejsca, a których ginęli ludzie i już stały trzy krzyże itd. Była jakaś całkiem inna atmosfera tego wyjazdu. Potem oczywiście w grudniu, 13, wszystko się zesrało za przeproszeniem. Ale możliwe, że gdyby nie sierpień, nie byłoby nas tutaj. Gdyby nie "Solidarność", a możliwe, że gdyby nie 13 grudnia, nie byłoby teraz tak jak jest.
Rośliście razem z polską demokracją. Jak ją teraz oceniacie?
Artur Rojek: Myślę, że doszliśmy już do punktu, że jest już taka grupa dorosłych ludzi, która nie pamięta okresu komunizmu. Ja byłem dzieckiem, które losowało samochody dla górników w kopalni, wyjeżdżaliśmy na wczasy zakładowe. Pamiętam ten czas z wielu kolorowych rzeczy, kolorowych sytuacji. Ale też jednocześnie pamiętam, że dziecko mojej sąsiadki w momencie, kiedy moja mama pokazała mu banana i zapytała: "Radek, wiesz, co to jest?", odpowiedziało, że to jest ogórek. Nie znaliśmy pewnych rzeczy, pewnych rzeczy nie było. Wiadomo, że z perspektywy dziecka patrzy się na to inaczej niż z perspektywy dorosłego człowieka. Ale myślę, że o ile wielu ludzi przeżyło tę zmianę w taki dosyć drastyczny sposób - bo po części są osobami z tamtego czasu, a po części już z tego i dziś żyją w pewnym konflikcie - ale wielu młodych ludzi dzięki temu dostało jakąś szansę od życia.
Przemku, a jak Ty wspominasz komunizm, a jak pierwszy oddech wolności?
Przemysław Myszor: Pamiętam, że jak przyszedł koniec lat 80., wszyscy byliśmy wtedy w liceum. Nosiło się oporniki i takie rzeczy. Dyrektorem liceum był straszny aparatczyk, a my cały czas staraliśmy się mu robić na złość. Aczkolwiek to nie był jakiś totalny despota, ale robiliśmy do niego różne podejścia. Za te oporniki mocno nas ścigał. 1 maja uciekaliśmy z pochodów, wyrzucając w krzaki czerwone flagi. A potem mieliśmy problemy w szkole. Pamiętam potem jak przyszedł moment Okrągłego Stołu i przejęcia władzy - ja się tego nie spodziewałem. Nie wierzyłem, że to wyjdzie. Pamiętam te uniesienia, "Gazetę Wyborczą", jak zaczęła wychodzić... I się cieszę, że się udało. Szczerze mówiąc lepiej narzekać na demokrację, niż narzekać na komunizm. Demokrację zawsze można poprawić, a komunę trzeba zmienić. Naprawdę przeżywamy problemy, to jest fakt. Ale gdybyśmy nie mieli demokracji, myślę, że bylibyśmy teraz w czarnej dziurze.
Ale dzięki temu, że nie jesteśmy możecie spokojnie grać i tak też czynicie. Macie jakieś plany oprócz koncertowych na najbliższe miesiące?
Artur Rojek: Oczywiście. Trzy lata temu wydaliśmy album i od tamtej pory wydawaliśmy albo "the best of", albo też coś, co nagraliśmy trzy lata temu, albo angielską wersję tego, co trzy lata temu... Już najwyższy czas na to, żeby ukazał się nowy album. 20 września zaczynamy nagrywanie w studio. Będziemy tam 1,5 miesiąca. Album ukaże się prawdopodobnie w następnym roku - mam taką nadzieję. Dokładnej daty jeszcze nie znamy. Będziemy nad nim w najbliższym czasie ciężko pracować.
A fani na to liczą. Dziękuję bardzo.