Czasem marzę o domu z rodziną
Choć z wykształcenia jest aktorem, wciąż częściej można spotkać go na estradzie, niż przed kamerą. Nam opowiada, jak czuje się jako 54-latek i czego w życiu żałuje najbardziej.
Stwierdził pan kiedyś, że jest utracjuszem. W czym się to przejawia?
- Choćby w tym, że gdybym był oszczędny, miałbym trzy domy, trzy mieszkania i dwa samochody. Tylko po co? Trumna nie ma kieszeni.
Po co panu dom w Bieszczadach, w którym pan nie bywa?
- No właśnie! Bywam tam na tyle rzadko, że postanowiłem ten dom w Bieszczadach w końcu sprzedać. Ale na razie mi się to nie udało. Dom wciąż czeka na kupca.
Często i z czułością mówi pan o swoich rodzicach. Czego pana nauczyli?
-
Rodzicom jestem wdzięczny za wszystko. Dosłownie! Mama - to uśmiech, ciepło i ciekawość świata. Podróżniczka. Ja też mogę podróżować bez końca, zabierając po drodze swoich bliskich. Mój tato z kolei, to artysta, człowiek na luzie, istna przeciwwaga mamy - pedagoga. Ale to dobrze, bo te dwie skrajności świetnie się połączyły. Ja i mój brat zostaliśmy dobrze wychowani.
Zawsze umiał pan tak doceniać bliskich?
- Tak. Wyniosłem tę cechę z domu. Miałem to od zawsze, jak sięgam pamięcią. Rodzice śledzą nasze dokonania, ale nie są bezkrytyczni. Zauważają wszelkie próby, zmiany, realizacje i problemy z tym związane. To wspaniałe, że wciąż są i tak dobrze się mają.
Kiedyś powiedział pan, że nie czuje upływu czasu...
- Oj, coraz częściej czuję upływ czasu. Szczególnie, gdy włączam telewizor i nie za bardzo rozumiem, po co ten wyścig i pogoń za czymś, o czym nikt za parę chwil nie będzie pamiętał. Owszem, zostaje jeszcze kasa. Ale co dalej?!
Czyli swojego życia nie zamieniłby pan z nikim?
- Nie, nawet za milion! Wolę kosztować życie mniejszą łyżeczką, bo chochlą można się udławić. To moja zasada. Jestem niezależny. A czas niech sobie płynie, byle z klasą i wśród bliskich, także mojej publiczności, którą mam najgenialniejszą!
Rozmawiał: P. Grząbka