Czego nie wiecie o Jerzym Bińczyckim
Ten lubiany aktor w filmach grał mężczyzn, na których można polegać. Prywatnie był do nich podobny, ujmował też poczuciem humoru.
Jerzego Bińczyckiego zapamiętaliśmy jako Bogumiła w "Nocach i dniach" i odtwórcę roli tytułowej w "Znachorze". Po raz ostatni pojawił się na ekranie jako Maciej Królik-Rózeczka w ekranizacji "Pana Tadeusza".
Na studia zdał... dla towarzystwa
Jako młodzieniec słusznej postury trenował boks. Walczył na ringu w wadze półciężkiej, ale był również uzdolniony plastycznie i marzył o studiowaniu architektury. Aktorem został za sprawą kolegi z liceum, Marka Walczewskiego, któremu postanowił towarzyszyć w egzaminach do krakowskiej szkoły teatralnej. - Umiał pół "Bagnetu na broń" i modlił się, żeby o więcej nie pytali - zdradziła jego żona, Elżbieta Bińczycka. Zdali obaj!
Lubił domy i ogrody
Spełniał się jako architekt amator. Zbudował dom nad morzem, pomagał projektować domy znajomym. Kochał pracę w ogrodzie. - Miał w sobie coś z rolnika, gospodarza - wspominał jego kolega, Jan Nowicki. W skansenie w Sierpcu, gdzie kręcono "Pana Tadeusza", Bińczycki wypytywał o szczegóły budowy dachu karczmy. Marzył mu się podobny, kryty strzechą.
Kobiety jego życia
Wielką miłością studencką aktora była Aleksandra Górska (dziś można ją oglądać w roli babci w serialu "Ojciec Mateusz"). Niestety, wyszła za mąż za innego. Kiedy otrząsnął się z rozpaczy, poślubił inną aktorkę, Elżbietę Willównę. Małżeństwo nie przetrwało próby czasu, mimo że na świat przyszła ich córka Magdalena. Wiele lat po rozwodzie ożenił się z młodszą o 17 lat teatrolożką Elżbietą, z którą miał syna Jana.
Bał się, że jest "niefilmowy"
Kiedy otrzymał rolę Bogumiła w "Nocach i dniach", przestraszył się! Sądził, że źle wypada przed kamerą. Dotąd grał wielkie role w teatrze, natomiast tylko epizody w filmach. "Uchwalono, że jestem niefilmowy" - tłumaczył reżyserowi. I rzeczywiście, pierwszego dnia wypadł tak źle, że z rozpaczy chciał oddać pieniądze za taśmę i wracać do domu. Jerzy Antczak przekonał go, by spróbował jeszcze raz. Stworzył kreację, dzięki a późniejsza główna rola w "Znachorze" potwierdziła jego klasę.
Lubił życie towarzyskie
Gdy był początkującym aktorem, uwielbiał grać z kolegami w pokera. Panowie zaczynali w niedzielę po spektaklu, a kończyli... we wtorek przed próbą (poniedziałki mieli wolne). Jako mężczyzna stanu wolnego (a po rozwodzie długo się nie żenił) nie stronił od towarzyskich imprez. Raz bawił się tak dobrze, że spóźnił się na pociąg, którym miał jechać na plan "Nocy i dni". Na peron krakowskiego dworca wpadł w ostatniej chwili i dogonił oddalający się skład. Wskoczył na stopień ostatniego wagonu, uczepił się zamkniętych drzwi i... tak przejechał wiele kilometrów, ponieważ był to ekspres. Dotarł do pracy tak zziębnięty i zmęczony, że kilka godzin dochodził do siebie.
Uchodził za figlarza
Ponoć odzywał się rzadko, ale tak, że wszyscy padali ze śmiechu. Wymyślał też przeróżne żarty, np. lubił straszyć w teatralnym korytarzu. "W sztuce była scena zbiorowa, w której nasze wielkie artystki rzucały się na winogrona i dla nas, czyli dla kolegi Treli, Bińczyckiego i dla mnie już nie wystarczało - wspomina Jerzy Stuhr. - No i Bińczycki to wymyślił. Do każdego owocu wstrzykiwaliśmy roztwór soli... I potem patrzyliśmy, jak koleżanki pojadały".
Zlekceważył chorobę serca
Ciężko chorował na serce, lecz mimo to nie oszczędzał się w pracy. Latem 1998 r. na prośbę kolegów zgodził się zostać dyrektorem Starego Teatru. Pod koniec września, z okazji dziesiątej rocznicy pierwszej transplantacji serca w Krakowie, recytował ze sceny wiersz Wisławy Szymborskiej: "Dziękuję ci, serce moje, że nie marudzisz, że się uwijasz, bez pochlebstw, bez nagrody, z wrodzonej pilności"... Niedługo potem, 2 października 1998 r., zmarł na zawał. Msza żałobna odbyła się w Bazylice Mariackiej, gdzie dwa tygodnie wcześniej ochrzcił swoją wnuczkę.
Jest patronem szkoły
Trzy lata po śmierci aktora jego imię nadano Szkole Podstawowej nr 68 w Krakowie-Witkowicach. W okolicy imienin Jerzego 23 kwietnia placówka ta co roku organizuje "Zlot Jerzyków", na który zaprasza słynnych Jerzych z całej Polski. W tym roku zlot odbył się w piątek 27 kwietnia. Dlaczego właśnie tam? Jerzy Bińczycki ukończył tę szkołę jako dziecko.