Dopiero teraz połapałem się w tej pogodzie!
Studiował orientalistykę. Jest podróżnikiem.
Jarosław Kret: - Nie jest łatwo. Większości osób wydaje się, że to tylko odczytywanie słupków z temperaturą. A to nieprawda. Zanim wejdę na wizję, przygotowuję się starannie do występu przed kamerą. I zapewniam - nie trwa to z pewnością pięć minut.
Co jest najtrudniejsze w tym fachu?
- Przekazanie informacji, która ma być zrozumiała dla wszystkich. Bo co znaczy tak naprawdę "front atmosferyczny"? Albo "wyż" lub "niż"? To puste słowa, niewiele mówiące przeciętnemu widzowi. Brzmią mądrze, tylko co z tego? Moim zadaniem jest, aby opisać stan pogody w ten sposób, by była to jasna, czytelna i przejrzysta informacja dla każdego. Bo zazwyczaj jest tak, że mało kto słucha, co taki prezenter ma do powiedzenia. A ja chcę, aby mnie słuchano, w dodatku z zainteresowaniem. Inaczej ta praca nie miałaby dla mnie sensu.
Jak więc przygotowuje się pan do tego?
- O pogodzie dowiaduję się od meteorologów. Nie ma co ukrywać, że to właśnie oni tworzą prognozę. To dla mnie ta najłatwiejsza część zadania. Później nie jest tak różowo. Informacje od tych sympatycznych pań i panów trzeba przełożyć na język polski. Najlepiej, gdy jest to mowa potoczna, niewymagająca zastanawiania się, o co w tym wszystkim chodzi. Ja dodaję jeszcze jakieś ciekawostki, coś, co nie tylko wytłumaczy zjawiska atmosferyczne, lecz i zaintryguje, zaciekawi widzów przed szklanym ekranem.
Jakiś przykład?
- Wiem, że czekają nas deszczowe dni. Nie powiem: proszę państwa, nie mam dobrych wiadomości, lepiej nie wychylać nosa z domu. Opowiem raczej o szamanie z Afryki, który, by odpędzić burzę, składa w ofierze baranka. Na szczęście - mówię - my nie posuniemy się do takich metod, bo już za kilka dni zaświeci słońce.
Skąd czerpie pan takie ciekawostki?
- Z własnych przeżyć, doświadczeń. Obok bycia prezenterem pogody, jestem reporterem jeżdżącym dużo po świecie. Spotykam się z tubylcami, odwiedzam plemiona i zwykłych ludzi, którzy opowiadają mi o róznych mitach, legendach. Teraz, gdy częściej jeżdżę po Polsce, zbieram ciekawe lokalne historie, także na temat pogody.
To w jaki sposób pan podróżnik, trafił do pogodynki?
- Zadzwoniono do mnie z TVP3, że zmieniła się ramówka. Powstawał "Kurier". Zaproponowano mi, abym prognozował pogodę z naciskiem na akcent podróżniczy. Na początku nie było łatwo. Teraz, po równo dziesięciu latach pracy w tym fachu, nauczyłem się już rozumieć pewne zjawiska, połapałem się, o co w tym wszystkim chodzi!
Ludzie na ulicy nie mają do pana pretensji, gdy nie święci słońce i wieje wiatr?
- Mnóstwo osób myśli, że to ja mam bezpośredni wpływ na pogodę, sadzą, że to moja wina, gdy jest nieprzyjemnie na dworze. "Co pan z tą pogodą zrobił?" - pytają. A ja na to: "Mamy taką, na jaką zasłużyliśmy". To oczywiście żarty. Jestem łagodnym człowiekiem.
Jako prezenter spełnił się pan zawodowo?
- Jestem dziennikarzem, a bycie prezenterem pogody to wyższy etap kariery. Wszędzie na całym świecie, ten zawód ma taki prestiż, jak prezenter wiadomości. Taki gość jak ja jest oczkiem w głowie stacji telewizyjnych - pogoda po prostu przyciąga największą liczbę oglądających.
Artur Krasicki