Dowbor: Miałem koszmar, że wychodzę na scenę nagi

Jak co roku, Maciej Dowbor wzniesie noworoczny toast z widzami Polsatu. Zobaczymy go na "Sylwestrowej Mocy Przebojów" w Katowicach. W wywiadzie prezenter opowiada o niecodziennych sytuacjach, z którymi musiał się zmierzyć, prowadząc koncerty plenerowe.

Maciej Dowbor
Maciej DowborMWMedia

Czy doświadczyłeś kiedyś na scenie jakiejś bardzo kryzysowej sytuacji?

- Mieliśmy prawie tragiczną historię kilka lat temu. To była finałowa scena sylwestra. Alicja Węgorzewska śpiewała operowy utwór. Szła z jakimś artystą za rękę. Na środku sceny było wgłębienie dla kamery. Albo nie zauważyła go na próbie, albo o nim zapomniała. Szła, szła i w pewnym momencie zniknęła. Widzieliśmy to z Krzyśkiem Ibiszem. Najpierw niedowierzaliśmy, że mogło się coś takiego zdarzyć. Alicja spadła do dziury i makabrycznie się pobijała. Pobiegliśmy ją wyciągać. Co najciekawsze, mimo wypadku Alicja nawet na sekundę nie przestała śpiewać. To jest dopiero profesjonalizm!

Czy masz w pamięci jeszcze jakieś inne sytuacje?

- W ostatnie wakacje prowadziłem jeden z naszych festiwali letnich. Byłem na scenie z Agnieszką Kaczorowską i z Miśkiem Koterskim. Ponieważ byłem najbardziej doświadczony, cała odpowiedzialność spoczywała na moich barkach. Zapowiadałem artystę, który ma wejść na scenę. I w ostatniej chwili dostałem do ucha wiadomość, że tego artysty nie ma, zniknął, nie mogą go znaleźć. Musiałem coś mówić, żeby wypełnić czas, jednocześnie czekając na decyzję reżysera, co będzie dalej - czy reklama, czy występ kogoś innego, itd.

Czy miałeś koszmary nocne o tym, że zaliczasz jakąś spektakularną wpadkę na oczach tysięcy widzów?

- Jasne! Najczęściej śniło mi się, że wychodziłem nagi na scenę, nie zauważając tego. To mój najgorszy koszmar z dawnych lat. Inna historia, która zaburzała mój sen - wychodzę na scenę i nie mam zielonego pojęcia, jaki koncert prowadzę, jestem kompletnie nieprzygotowany do prowadzenia.

Czy pracując przy sylwestrowych koncertach, chronisz się w jakiś sposób przed zimnem?

- Oczywiście na scenie nie jest tak zimno, jak na zewnątrz, bo działają nawiewy, ale i tak jest chłodno. Wychodzę z założenia, że trzeba być twardym. Parę razy, o mały włos, nie zakończyło się to dla mnie zapaleniem płuc. Natomiast dziewczyny regularnie korzystają z narciarskiej odzieży, jak bielizna termiczna. Bardzo często mamy ciepłe skarpetki, używamy wkładek termoizolacyjnych do butów. A nasze tancerki, które występuję prawie w negliżu, są dla mnie jak morsy. Wpadają na scenę na dwie minuty i uciekają.

Czy imprezy sylwestrowe to dla ciebie najtrudniejsza kategoria imprez?

- Tak. O ile normalny koncert festiwalowy zajmuje dwie, trzy godziny, o tyle ten sylwestrowy trwa sześć godzin. Owszem, prowadzących jest więcej niż normalnie, ale pamiętajmy o tym, że mamy co najmniej dwa dni prób na świeżym powietrzu przy zimowej aurze. Na scenie spędzimy przez dwa dni 20-30 godzin, do tego dochodzi koncert. Często jest tak, że już wchodząc na koncert jesteśmy mocno zmęczeni i zmarznięci.

Czy po sylwestrze zrobisz sobie małe ferie zimowe?

- Pojadę na kilki dni w góry. W tym roku chcę spróbować skitouru, czyli chodzenia po górach na nartach. Nakłada się foki na narty i wchodzi się pod górę, a potem się zjeżdża. Kiedyś dużo jeździłem na desce, brałem udział w zawodach. Teraz boję się trochę o kolana, ze względu na to, że uprawiam triathlon. Z kolei skitour może być dla mnie dobrym przygotowaniem wydolnościowym.

PAP life
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas