Dziewczyna z gitarą: Karin Stanek

Publiczność ją kochała, ale ta miłość nie przyniosła wokalistce szczęścia... "Jedziemy autostopem, jedziemy autostopem. W ten sposób możesz bracie przejechać Europę..." - ten przebój z lat 60. młodzież do dzisiaj śpiewa w czasie wakacyjnych wypraw.

Karin Stanek
Karin StanekEast News

Pierwszy raz wykonała go w Opolu 20-letnia wówczas dziewczyna. Drobniutka, obdarzona niskim, lekko chrapliwym głosem i nieprawdopodobną energią, tańczyła na estradzie z gitarą w dłoni w takim tempie, że prawie urywały jej się warkoczyki.

Jej samorodny talent należał do największych, jakie objawiły się po wojnie w naszym kraju. Ludzie kochali Karin Stanek za piosenki: "Autostop", "Chłopiec z gitarą", "Jimmy Joe", "Malowana lala"...

To wszystko, żeby pomóc mamie

Przyszła "rokendrolówa", jak ktoś ją nazwał, urodziła się w Bytomiu, w 1943 r. Jej mama, która sama wychowała szóstkę dzieci, spędzała całe dnie przy maszynie do szycia. Młodziutka Karin zrezygnowała więc z nauki, żeby pomóc mamie przy najmłodszych pociechach. Prała, sprzątała, gotowała, biegała po zakupy. Obarczona obowiązkami ponad siły ledwie skończyła podstawówkę.

By odciążyć mamę, pracowała jako goniec, a ta - by sprawić córce choć trochę radości - kupiła jej na urodziny gitarę. Nauczyła też pierwszych chwytów. I to był przełom w szarym dotąd życiu 16-latki. Robiła błyskawiczne postępy: grała, śpiewała, zaczęła nawet koncertować w domach kultury. I biegać na koncerty.

"Wiecznie stałam pod estradą z gitarą i uczyłam się nowych kawałków. Tu po raz pierwszy usłyszałam 'Dianę' Paula Anki. Śpiewałam ją po angielsku, nie wiedząc, o czym tak wyję!" - wspominała po latach.

W 1962 r. trafiła się jej szansa: znany zespół "Czerwono-Czarni" ogłosił konkurs "Szukamy młodych talentów". Karin zgłosiła się i zaśpiewała tak, że została ich wokalistką. Zaczęły się koncerty w całym kraju, festiwale. Publiczność była nią zachwycona, ale recenzenci - nie.

Nam się ta pani nie podoba...

Wytykali jej w prasie, że nie ma szkoły średniej, przez co daje zły przykład młodzieży. Nie koniec na tym. "Niektórym w Warszawie przeszkadzał mój akcent. Nie dano mi też paszportu na festiwal do Helsinek, bo dziewczyna 'z niemieckim pochodzeniem' nie mogła reprezentować Polski - opowiadała. - A ja jestem po prostu Ślązaczką z dziada pradziada i urodziłam się w niemieckim mieście".

"Za karę" długo nie wypuszczano jej na Zachód, choć była zapraszana m.in. na koncert do paryskiej Olimpii. Podbiła jednak publiczność krajów socjalistycznych, a w Polsce była tak lubiana, że w kioskach sprzedawano laleczki z czarnymi warkoczykami o imieniu Karin.

"Ja wam jeszcze pokażę"

Mimo że nie miała żadnych znajomości w środowisku, znała swoją wartość i postanowiła o siebie zawalczyć. Zapisała się do liceum korespondencyjnego i - ucząc się nocami, w pociągach i autobusach wiozących ją z koncertu na koncert - zdała maturę! A potem jeszcze jeden egzamin, na... piosenkarkę, bowiem dopiero po nim mogła zarabiać najwyższą w tym okresie stawkę - 500 zł za koncert. Takie były ówczesne wymagania!

Odniosła wielki sukces, ale wzbudził on niezadowolenie kolegów z "Czerwono- Czarnych". Odeszła więc z zespołu w 1969 r. Występowała potem z powodzeniem, miała plany, ale zdarzyło się coś, co je pokrzyżowało: część jej rodziny wyjechała do Niemiec Zachodnich, co w PRL potraktowano jak zdradę. I to pomimo że nie uciekli, ale emigrowali legalnie, za zgodą władz!

Niedługo później w prasie pojawiły się skrajnie nieprzychylne artykuły o Karin. Radio przestało nadawać jej piosenki, do telewizji jej nie zapraszano. Nikt nie chciał nagrać jej płyty, a nawet trudno było zorganizować jej koncert w kraju. "Dlatego zaczęłyśmy pracować za granicą" - opowiadała po latach w Polskim Radiu jej przyjaciółka i była menedżerka, Anna Kryszkiewicz.

Z jej wsparciem Karin koncertowała w USA i w Niemczech Zachodnich. Nagrywała tam nawet, była gwiazdą. Ale fortuna się od niej odwróciła.

I znowu ten paskudny pech

W 1981 r. menedżerka musiała przyjechać do Polski i w kraju zastał ją stan wojenny. To "uziemniło" ją na długie miesiące. Nie mogła wrócić do Niemiec, a wokalistka nie poradziła sobie sama. Poddała się. Przyjęła niemieckie obywatelstwo i poszła na kurs językowy. Potrzebowała przecież środków do życia...

Potem, gdy menedżerka wróciła, Karin znowu śpiewała, ale już nie zrobiła kariery.

Do Polski przyjechała dopiero na początku lat 90., żeby wystąpić w Operze Leśnej. Wracała jeszcze wielokrotnie, bo tęskniła za krajem, ale nie sprowadziła się tu na stałe. Za nic nie chciała zostawić mamy, którą się opiekowała.

Samotna i bezdzietna Karin zmarła na zapalenie płuc w 2011 r., w miasteczku Wolfenbüttel, w Dolnej Saksonii. Mama przeżyła ją o półtora roku.

Małgorzata Sienkiewicz

Karin Stanek
Karin StanekEast News
Naj
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas