Ewa Chodakowska: Mężowi ufam bez granic

Trenerka wszystkich Polek potrafi jednak ostro pokłócić się ze swoim greckim ukochanym. Jak radzi sobie z różnicami kulturowymi? I jaki ma patent na teściową?

Ewa Chodakowska nieustannie zachęca Polki do aktywności fizycznej
Ewa Chodakowska nieustannie zachęca Polki do aktywności fizycznejMWMedia

Agnieszka Niedek: Trzy bestsellery, kilkanaście płyt z treningami, własne studio fitness, rekord Guinnessa w kategorii największy otwarty trening fitness, teraz autorski program "Be Active. Ewa Chodakowska" w Kuchni+. Chyba zrobiłaś już wszystko?

Ewa Chodakowska: - Nie, absolutnie, nie zamierzam osiadać na laurach. Właśnie pracuję nad kolejną płytą z ćwiczeniami, która na rynku ukaże się 10 grudnia - będzie to mój ukochany pilates. Mam też dużo planów na przyszły rok. Teraz chcę zachęcić do aktywności fizycznej mężczyzn i dzieci.

Dzieci? Ministerstwo Sportu i Turystyki właśnie prowadzi akcję "Stop zwolnieniom z WF-u".

- To ważna kampania, ale odmowa zwolnienia nie załatwia sprawy. Nie ma się co dziwić, że dziecko z dużą nadwagą nie ma ochoty skakać przez kozła, albo że wuef nie jest atrakcyjny, gdy nauczyciel zostawia klasę z piłką do kosza i każe grać mecz, nie angażując się w zajęcia. Mam sygnały, że moje ćwiczenia wykonują też nastolatki. Potem same proponują nauczycielom, że poprowadzą zajęcia, pokazując elementy moich treningów. Tu zresztą chodzi o coś więcej niż sam ruch. Jedna z moich znajomych miała problemy z córką - typowe dla okresu dojrzewania. Nastolatka wymykała się z domu, sięgała po alkohol. Koleżanka ćwiczy ze mną, ale nigdy bezpośrednio nie zachęcała córki, żeby się włączyła. Jednak dziewczyna patrzyła na to, co robi mama, zaczęła ją naśladować. Któregoś razu koleżanka wróciła do domu z zakupami, przyrządziła zdrowy posiłek i powiedziała: "Zobacz, takie rzeczy je Chodakowska". A jej córka na to: "Naprawdę? To ja też chcę!". Teraz dziewczyna, która myślała głównie o imprezowaniu i miała nie najlepszy kontakt z matką spędza z nią dużo czasu, stara się zdrowo jeść, a na urodziny zamiast modnych ubrań poprosiła o buty sportowe.

Przykład idzie z góry.

- Nie zawsze. Coraz więcej Polek odżywia się zdrowo, ale ich dzieci już niekoniecznie. Niedawno wyjechaliśmy z Lefterisem na kilka dni, a w hotelu spotkaliśmy klientki naszego klubu fitness. Jedliśmy śniadanie i zobaczyłam, że dziewczyny wzięły się za owsiankę, za to swoim dzieciom dały parówki z keczupem i majonezem. Zwróciłam im uwagę. Może nie powinnam się wtrącać, ale mam poczucie odpowiedzialności za kobiety, które przecież uczą się u nas nie tylko, jak ćwiczyć, ale też jak zdrowo jeść. Dlaczego nie przekładają tego na dzieci? Jaką jesteś mamą, jeśli dbasz tylko o swoje zdrowie? Nie uznaję tłumaczenia, że dziecko nie zje nic innego i że przecież nie mogę mu zabrać ulubionego smakołyku. Tylko po co wcześniej mu go podawałam?

Kiedy sama zostaniesz mamą?

- Ciągle się to przesuwa w planach

Twój mąż jest obcokrajowcem. W małżeństwach mieszanych rodzicielstwo to większe wyzwanie.

- To prawda. Rozmawiamy o tym. Ja zresztą niczego się nie obawiam, ufam swojemu mężowi. Jeśli nasze dzieci będą takie jak on, będę bardzo dumna.

Jak będziecie rozmawiać z dzieckiem? Czy Lefteris zna już trochę polski?

- (śmiech). Zna trochę słów, ale nie jest jeszcze w stanie ułożyć zdań. Teraz poznał Greka, który dopiero co przyjechał do Polski i chodzi do szkoły dla obcokrajowców. Kiedy kolega usiadł z nami przy kolacji i zaczął mówić pełnymi zdaniami, a miał za sobą zaledwie sześć lekcji, szczęka mi opadła i poradziłam Lefterisowi, żeby poszedł na te same zajęcia. I on to zrobi, choć nie ma ochoty. Dla niego nauka języka to jest coś za karę. Nauczy się polskiego tylko ze względu na dzieci. Nie zniósłby, gdyby dziecko mówiło coś do mnie, a on by tego nie rozumiał.

Jak rozmawiacie na co dzień?

- Po angielsku i po grecku. Podczas treningów Lefteris posługuje się angielskim. Ma też asystentkę, która mówi biegle w obu językach. Mój mąż ma więc taki komfort, że nie czuje potrzeby, by uczyć się polskiego.

Różnice kulturowe nie wpływają na wasz związek?

- Nie, mimo że w Grecji panuje tradycyjny podział ról i to kobiety dbają o rodzinę - gotują, piorą, sprzątają. Ale Lefteris tego nie oczekuje.

Twoja teściowa też tego nie oczekuje?

- Nie. Sama nie jest specjalnie utalentowana kulinarnie i nie uznaje wielkiego pichcenia. Miała stały repertuar pięciu potraw, które serwowała rodzinie. Ostatnio zresztą rozmawialiśmy z Lefterisem o tradycyjnym podziale ról. Powiedział, że do dziś nie rozumie, dlaczego to właśnie kobiety zostały zepchnięte do roli opiekunek domu. On wie, że jako osoba pracująca, tak jak on mogę mieć tyle samo czasu i tyle samo go nie mieć, by zająć się domem. Oczekuje jedynie, żebym wrzuciła jego rzeczy do pralki. Za to ja go proszę, żeby wynosił śmieci.

Nie wierzę, że nie ma żadnej rysy na tym idealnym związku.

- Kłócimy się nieraz! I to temperamentnie. Nie ma wiecznej sielanki, bo byśmy pousychali z nudów! Ale nie uznajemy cichych dni, obrażania się. Temat jest wyjaśniany tu i teraz. Mój mąż jest jednak mądry i spokojny, to ja jestem trochę furiatką. Lefteris ma sposoby na przekonanie mnie do swojego zdania. Wie, że trzeba dać mi czas, że po kilku dniach przyjdę, poklepię go po ramieniu i powiem: "No, dobra, miałeś rację". On na ten moment cierpliwie czeka.

Na Facebooka wrzucasz dużo zdjęć z mężem. W połączeniu z tekstami typu "spełniaj swoje marzenia", "szczęście leży w twoich rękach" można to odebrać jako utożsamienie radości życia z byciem w związku. Mało feministyczne.

- O, nie! To ja muszę sprostować. Pokazuję zdjęcia z mężem, żeby przybliżyć swoją postać i pokazać, że praca nad ciałem to nie wszystko, bo to też praca nad psychiką, nad relacjami z ludźmi i nie mam tu na myśli tylko partnera. Można być szczęśliwą singielką.

Jesteś feministką?

- Taką, która lubi mężczyzn. Sama mam takiego, że nie muszę o nic walczyć w związku. Jednocześnie uważam, że to, co robimy dla naszych partnerów, zależy tylko od nas. Nie wierzę w żadne ramy, których należy się trzymać, by zbudować dobry związek. I nie chcę stawiać swojego za wzór, bo każdy powinien być inny.

Niektórzy zarzucają ci, że gdyby nie mąż, nie zostałabyś trenerką.

- Bardzo wiele mu zawdzięczam, ale to nie do końca w ten sposób. Zawsze lubiłam ćwiczyć. Akademię Pilates w Grecji skończyłam dla siebie, zanim jeszcze zdecydowałam się zostać trenerką i zanim poznałam Lefterisa.

Mało kto może rzucić wszystko i wyjechać do słonecznej Grecji, by ćwiczyć pilates. Skąd miałaś na to pieniądze?

- Miałam oszczędności - prowadziłam firmę sprzątającą w Londynie. Jestem, jak mówiłam, perfekcjonistką. Sprzątałam dobrze i miałam coraz więcej klientów. Mogłam założyć własną działalność.

Skończyłaś w Grecji Akademię Pilates i...

- Wróciłam do Polski studiować aktorstwo w szkole Bogusława Lindy i Macieja Ślesickiego. Ale cały czas miałam zajawkę na fitness i zdarzało mi się poprowadzić zajęcia ruchowe w szkole. Po roku nauki wróciłam do Grecji na wakacje. W beach barze poznałam Lefterisa. Zakochaliśmy się. Po miesiącu zamieszkaliśmy razem.

Lefteris załatwił ci pracę trenerki?

- Nie, chodziłam na siłownię, gdzie mnie zauważono i złożono ofertę prowadzenia zajęć. Podeszłam do sprawy poważnie, postanowiłam się dokształcić i zaczęłam studia w college’u sportowym. Dzięki Lefterisowi przekonałam się też, że trener to poważny zawód, bo wcześniej uważałam to zajęcie za nie dość ambitne. To prawda, pomógł mi przeżyć w Grecji. Dał mi trzy miesiące na decyzję, co chcę robić.

Spotkałaś więc księcia z bajki i miałaś z górki.

- Ale przecież dużo zaryzykowałam. Postawiłam wszystko na jedną kartę. Ile kobiet na moim miejscu zostałoby w Grecji? W Polsce czekały na mnie studia aktorskie. Poza tym Lefteris mógł się okazać... psychopatą (śmiech).

Po kilku latach wróciłaś do Polski, bo...

- Doszłam do wniosku, że skoro Greczynki, Brytyjki, Francuzki pokochały moje treningi, to Polki też docenią moje spojrzenie na aktywność fizyczną. I wiedziałam, że w Polsce będzie mi dużo łatwiej osiągnąć każdy wyznaczony cel.

Dziś przekonujesz kobiety, że one też mogą spełniać marzenia, a pomogą im w tym treningi. Czy to nie jest przesada?

- Kiedy robimy coś regularnie, w mózgu zaczyna się wzmacniać obszar odpowiedzialny za samodyscyplinę. Ona przenosi się potem na inne dziedziny. Pod regularność możesz więc podciągnąć każdy inny nawyk. To udowodnione naukowo.

Chcesz powiedzieć, że dzięki ćwiczeniom wezmę się za siebie także w innych dziedzinach?

- Tak. Mało tego, trening świetnie wpływa na relacje z innymi, np. z partnerem. Bo wiemy, że trenując, zrobiłyśmy coś dla siebie. Dzięki ćwiczeniom czuję się lepiej, nie jestem zmęczona ani sfrustrowana i inaczej rozmawiam z moim mężczyzną.

A jeśli nie mam czasu, żeby ćwiczyć?

- Ja wbrew temu, co myśli wiele osób, też muszę wygospodarować czas na swój trening. Prowadzę nie tylko zajęcia - także firmę, profil na Facebooku, robię program, piszę książki, nagrywam programy treningowe. Często zaczynam dzień o szóstej rano i kończę o północy. Ale ćwiczę kilka razy w tygodniu.

Nie każda kobieta ma siłę być na nogach 16 godzin.

- Jeśli nie ma energii, to znaczy, że brakuje jej żelaza i kwasów omega-3 i omega-6 (śmiech).

Nie chodzi tylko o energię. Dzieci zabierają czas wolny.

- Znam kobiety, które mają pracę i gromadkę dzieci, ale regularnie ćwiczą, bo trening staje się nawykiem, pod który podpinają inne czynności.

Katarzyna Skrzynecka mówi, że woli mieć lekką nadwagę, niż tracić czas spędzany z córeczką.

- Ja, kiedy zostanę mamą, będę ćwiczyć z dzieckiem. Z maluchem będę robić pompki i przysiady.

A starsze dzieci? Co z nimi zrobić?

- Są często zachwycone treningami, chcą brać w nich udział. Albo rozumieją, że mama ma teraz czas dla siebie. To też kwestia znalezienia im odpowiedniego zajęcia. Często opiekuję się córką brata i wiem, że wystarczy kartka papieru i flamaster, by zorganizować dziecku zabawę.

No dobrze, nie ma wymówek. Pomówmy więc o przesadzie w drugą stronę, gdy obsesja na punkcie bycia fit sprawia, że życie sprowadza się do pracy, ćwiczeń i przyrządzania niskokalorycznych posiłków. Jak więc być fit i nie oszaleć? Znaleźć czas na coś innego?

- Przede wszystkim nie ma mowy o gotowaniu podwójnych posiłków, tzn. czegoś zdrowego dla siebie i czegoś innego dla rodziny. Mąż musi zrozumieć. Trzeba mu udowodnić, że zdrowe może być smaczne. Podobnie jest z dziećmi. Aby zyskać czas, musimy też włączyć rodzinę w obowiązki domowe.

Twój mąż gotuje?

- W akcie desperacji jest w stanie coś zrobić. Zazwyczaj jest to makaron z sosem.

To raczej po włosku. A co z kuchnią grecką?

- (śmiech) Sałatka grecka. Pokroić warzywa, wrzucić do miski, zalać oliwą - to potrafi.

A ty?

- Zawsze mówiłam, że nie umiem gotować, bo jestem perfekcjonistką, więc uważam, że proste rzeczy jak ryba z ryżem i warzywami, które robię, nie czynią ze mnie osoby dobrze gotującej. I przyznaję, że często zamawiam dania z restauracji, co do których mam pewność, że serwują zdrowe jedzenie. Ale ostatnio gotuję coraz więcej. Dania z mojej książki "Przepis na sukces" mam opanowane do perfekcji. Inspiracją są też te, które pokazują kucharze w naszym programie telewizyjnym "Be Active. Ewa Chodakowska". Ich potrawy mogłyby się pojawić w menu eleganckiej restauracji

Masz mało czasu, a wolnych chwilach trenujesz. Co z innymi zainteresowaniami?

- Uwielbiam czytać, choć przyznaję, że dawno nie przeczytałam żadnej książki od początku do końca. Lubię czytać trzy rzeczy naraz. Różne - non fiction, powieści. Unikam tylko horrorów, kryminałów, ciężkich dramatów psychologicznych. Nie chcę, żeby coś mnie dołowało. Dlatego odcinam się też od wiadomości. Nie wiem, co się dzieje, i jest mi z tym dobrze. Słyszałam niedawno, że według naukowców, informacje z kraju i ze świata, które docierają do nas na co dzień, są jak fast food dla naszego mózgu. Sieją spustoszenie. Interesuje mnie głównie to, co się dzieje w Ministerstwie Edukacji, bo, jak mówiłam, chciałabym mieć wpływ na to, co dzieje się w szkołach z dziećmi i młodzieżą.

Wróćmy do zdrowego stylu życia. Nieważne, jak bardzo przekonujesz, że może być przyjemny, dla większości ludzi to jednak kontrola i bolesne ograniczenia. Co z przyjemnościami?

- Boję się słowa przyjemność, bo to pojęcie dla każdego oznacza co innego. Ostatnio wrzuciłam na Facebooka kolejne wyzwanie. 21 dni bez fast foodów, słodyczy, papierosów, białego pieczywa i alkoholu. Nie było pretensji o nic poza alkoholem! Ku mojemu zdumieniu nikt nie skarżył się na brak słodyczy, za to 70 proc. osób zastanawiało się, jak przeżyć weekend bez alkoholu. Rozmawialiśmy o tym z Lefterisem. "Widzisz? Przestań się łudzić! Polacy naprawdę dużo piją", śmiał się.

A wy pijecie?

- Raz w roku, gdy wyjeżdżamy na wakacje i mamy cały sierpień wolny. Potrafimy wtedy tydzień leżeć plackiem i nic nie robić, a zwiedzanie to jedyna aktywność fizyczna.

Chodakowska odpuszcza trening?!

- Musi być równowaga. Na wakacjach pozwalamy sobie na alkohol, ale na co dzień wybiłby nas z rytmu. Ja bardzo źle go znoszę - 3 lampki wina przypłacam migreną. Dla mnie picie nie jest więc wielką przyjemnością. Nie są nią też niezdrowe posiłki. Nie umiem cieszyć się jedzeniem pełnym niezdrowego tłuszczu i cukru. Pozwalam sobie tylko na deser raz w tygodniu.

Jest coś, czego nie lubisz w swoim ciele?

- Nie, mam do siebie dystans. Jestem zadowolona z tego, co mam. Nie chcę chcieć czegoś, czego nie będę mogła mieć. Nie marzę o krągłych biodrach ani sylwetce klepsydry. To dotyczy także twarzy. Dzisiaj kobiety na siłę próbują się upiększać. Zamrażają się, ostrzykują, paraliżują - nie chcę iść w tym kierunku. Rozumiem rewitalizację twarzy, nawilżanie, mezoterapię, ale zmieniać się nie do poznania? Przerażające.

Twój ideał urody?

- Irina Shayk, Gisele Bündchen, Alessandra Ambrosio - mówię o twarzy. Lubię typ ciała modelek Victoria’s Secret. Są zadbane, wysportowane i widać, że to są zdrowe kobiety. Płaczę nad modelkami z wybiegów - one w niczym nie przypominają prawdziwych kobiet.

Show
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas