Ewa Kasprzyk: Podobno jestem matką z charakterem
Ewa Kasprzyk uważa, że choć charakter ma podobny do córki, jako matka powinna być bardziej surowa. - Nawet moja suczka Shakira też jest z charakterem. To się udziela - mówi aktorka, która od 18 maja poprowadzi program "Mamuśki z piekła rodem"
Niebawem zobaczymy panią w roli prowadzącej nowy program "Mamuśki z piekła rodem". Dlaczego pani, aktorka z ogromnym doświadczeniem, zgodziła się przyjąć tę propozycję?
Ewa Kasprzyk: - No właśnie dlatego, że mam doświadczenie i prozaicznie dla pieniędzy. Poza tym, zainteresował mnie temat. "Mamuśki z piekła rodem", kontrowersyjne... Zachowania tych oszalałych matek przedstawionych w programie są właściwie na pograniczu patologii, kryminału i bycia na bakier z prawem, bo jedna napada na bank, druga zostaje prostytutką, jeszcze inna zabija konkurentkę. Wszystko, by "pomóc" swojemu dziecku.
- Myślę, że to nie dzieje się tylko w Ameryce. U nas na castingach do różnych programów czy reklam, wcale nie jest inaczej - niemowlęta się sprzedaje, bo chce się zarobić parę groszy. Generalnie dostrzegam dwa typy matek - buldożery, które zmiatają przeszkody na drodze dziecka i matki, które są spadochronami, czyli do końca czuwają, żeby dziecku nic złego się nie stało. To jest przerażające, a jednocześnie pouczające.
Pani też jest mamą. W czym pomogła pani swojej córce?
- Całe życie pomagam mojej córce i myślę, że nie ma takiej matki, która by nie chciała pomagać swojemu dziecku. Swojej córce pomogłam chociażby w wyborze, tzn. nigdy nie przymuszałam jej do niczego, nie mówiłam, żeby robiła to albo to. Kiedy powiedziała, że rezygnuje ze studiów, bo chce zająć się śpiewaniem, zapytałam czy jest pewna. Skoro tak, przypomniałam sobie, że sama, kiedy nie dostałam się do szkoły teatralnej, zmarnowałam cztery lata na studiach pedagogicznych, co teoretycznie nigdy w życiu do niczego mi się nie przydało. Pomyślałam, że jeżeli ona ma robić coś, co już nie daje jej satysfakcji, a tu ma szansę rozwinąć swoją pasję, to proszę bardzo, dlaczego nie.
Podobno jest pani matką z charakterem... Co się za tym kryje?
- Nie wiem... Podobno... Myślę, że obie takie jesteśmy. Nawet moja suczka Shakira też jest z charakterem. To się udziela. Nie jestem taką matką, która stosuje tylko zakazy albo która ciągle wywołuje kłótnie, albo wiecznie ma o coś pretensje. Myślę, że między nami wytworzyło się jakieś takie dobre porozumienie, które bardziej zbliża mnie do języka młodzieży niż odwrotnie. Czasami łapię się na tym, że powinnam być bardziej surowsza, mieć konkrety w ręku, takie asy, powinnam być bardziej stanowcza, a nie umiem.
Uważa pani, że rodzice powinni być dla swoich pociech kumplami czy powinny być granice, których dziecko nie powinno przekraczać?
- Czytałam ostatnio "Życie na petardzie" niedawno zmarłego księdza Jana Kaczkowskiego, który opisuje, że w jego domu panowały stosunki właśnie takie czysto przyjacielskie, oparte na tym, że dziecku się wierzyło, że wszyscy mówią do siebie na ty, co nikogo nie poniżało, a dawało swobodę. Z perspektywy, wtedy jeszcze żyjącego, dorosłego człowieka, był im za to wdzięczny, że mógł dorastać w takich warunkach i chyba dlatego właśnie taki był, bo to wszystko dostał z domu. Właśnie tak powinno być.