Halina Łabonarska: Bóg uzdrowił mojego syna

Gwiazda „Korony Królów” doświadczyła cudu, kiedy jej dziecko znalazło się na granicy śmierci. To bardzo zbliżyło ją do Boga. Potem podjęła najtrudniejszą decyzję w życiu.

Halina Łabonarska
Halina ŁabonarskaTricolorsEast News

Chłopczyk miał dwa latka, kiedy pojawił się w szpitalu z powikłaniami po anginie. Lekarze jedyny ratunek widzieli w przeszczepie serca. Ale w Polsce w 1996 roku takich operacji nie przeprowadzano na małych dzieciach. A synek Haliny Łabonarskiej przestał już jeść i mówić.

- Kiedy przyjmowano go na oddział kardiologiczny szpitala przy ul. Działdowskiej w Warszawie, jego stan był bardzo ciężki, przedwstrząsowy. Powiedziano nam, że przeszczep możliwy jest jedynie w Stanach Zjednoczonych. Odebrałam to jako wyrok śmierci, bo w ten sposób wyraźnie dano nam do zrozumienia, że przypadek Tomka jest beznadziejny - wspomina aktorka.

Dziecko zostało przewiezione do Centrum Zdrowia Dziecka, a rodzina oraz przyjaciele rozpoczęli modlitewny szturm Nieba. W intencji syna Haliny modlono się zarówno na Jasnej Górze, jak i na antenie Radia Maryja oraz w wielu innych miejscach.

Wśród osób, które żarliwie prosiły o zdrowie dla chłopczyka była rzeźbiarka Teresa Pastuszka-Kowalska, która w tamtym czasie ukończyła pomnik księdza Jerzego Popiełuszki dla kościoła pw. św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu. Postanowiła intensywnie modlić się za wstawiennictwem zamordowanego kapłana, choć proces beatyfikacyjny duchownego został otwarty dopiero rok później. Nieustająca modlitwa przyjaciółki aktorki trwała trzy dni.

- W którymś momencie, gdy prosiła Boga za wstawiennictwem księdza Jerzego odmawiając różaniec, usłyszała wewnątrz serca Jego głos. Powiedział do niej trzy zdania: żeby przekazać mi, że wszystko będzie dobrze, że Tomek z tego wyjdzie, tylko będzie to długo trwało. Była tym wewnętrznym przekazem bardzo przejęta i od razu mi o nim powiedziała. Gdy na drugi dzień rano pojechałam do Centrum Zdrowia Dziecka, okazało się, że stan Tomka zmienił się radykalnie - opowiada Łabonarska.

Chłopczyk nie był już umierający. Natychmiast wrócił mu apetyt. Kiedy tylko zobaczył Halinę, powiedział dwa słowa: "mama" i "jeść". - Zaczął się gwałtowny ruch w szpitalu, lekarze byli zdumieni. Tomek dostał duży kawał bułki z masłem i parówkę, a nie jadł od dwóch tygodni - wspomina artystka.

Z dnia na dzień było coraz lepiej. Mały pacjent zaczął mówić. W szpitalu pozostał jeszcze półtora miesiąca. Choć jego serce nadal miało dysproporcję między komorami, to kurczliwość mięśnia wróciła do normy. - Wszyscy wiedzieliśmy, że stało się to na skutek interwencji księdza Jerzego - przyznaje Halina. I choć wychowała się w religijnym domu, to cud, którego doświadczyła, sprawił, że zbliżyła się do Boga.

Zaczęła świadomie dążyć do świętości. Postanowiła uporządkować swoje życie. Podjęła trudną decyzję o samotnym macierzyństwie.

Halina Łabonarska ma za sobą dwa nieudane małżeństwa. Po raz pierwszy wyszła za mąż za poznanego na studiach aktorskich Marka Kostrzewskiego. Oboje pracowali w teatrach w Kaliszu i Poznaniu. Wtedy urodził się ich syn Wawrzyniec. Niestety, młodzieńcza miłość nie przetrwała. Po rozwodzie Kostrzewski wyemigrował do Szwecji, a Halina przeprowadziła się z synem do stolicy.

Było jej bardzo ciężko. Znalazła się z małym dzieckiem w nieznanym mieście. Niedługo pozostała samotna. Na początku lat 80. poznała młodszego o kilka lat Marka Prałata, aktora oraz reżysera. Pobrali się, na świat przyszli Piotr i Tomasz. W chwili narodzin tego ostatniego Halina miała już czterdzieści siedem lat. Drugie małżeństwo również zakończyło się rozwodem.

Kiedy Tomasz wyzdrowiał, aktorka zamieszkała z trójką synów sama. - To była moja cicha tragedia. W takich sytuacjach macierzyństwo staje się też drogą ojcostwa. Oczywiście zdarzają się noce, kiedy się płacze i mówi, że nie da rady. Ale rano człowiek wstaje i podejmuje codzienny wysiłek - opowiadała.

Halina Łabonarska z synem: Dziś Tomasz jest zdrowym mężczyzną
Halina Łabonarska z synem: Dziś Tomasz jest zdrowym mężczyznąTomasz UrbanekEast News

Wiedziała jak sobie radzić, ponieważ jej mama również samotnie wychowywała trójkę dzieci. Tato aktorki, żołnierz wileńskiej Armii Krajowej, po wojnie pracownik Portu Północnego w Gdańsku, został w 1949 roku skatowany przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, po czym nigdy nie wrócił do pełni zdrowia. Po dwóch trepanacjach czaszki, zmarł w wieku zaledwie 25 lat.

W rodzinnym domu Halina nauczyła się surowego życia i wiedziała, że z Panem Bogiem można wszystko przetrwać. Jako dorosła kobieta nieustannie czuła też opiekę z Góry, w tym błogosławionego Popiełuszki.

- Ksiądz Jerzy jest moim przyjacielem. Nieraz patrząc w domu na jego fotografię, proszę go: "Pilnuj mojego Tomka". I wiem, że pilnuje - opowiada.

Dziś syn aktorki jest zdrowym, wysportowanym mężczyzną. Skończył polonistykę i niedawno się zaręczył. Najstarszy Wawrzyniec jest reżyserem, a Piotr psychologiem. Mama jest z nich dumna i modli się za nich.

- Stale proszę świętych o wstawiennictwo. Przecież wierzę w świętych obcowanie. Też chcę być świętą - mówi.

Gabriela Wolak-Wereśniak 

Ludzie i wiara
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas