Jak uczę się miłości
Co zmienia się w życiu kobiety po trzydziestce i jak zrozumieć mężczyznę? Kamilla Baar przeprowadziła własne doświadczenia...

Jak się czujesz jako celebrytka?
Fantastycznie! Oczywiście mówimy tu o moim najnowszym wcieleniu w spektaklu spod znaku Kobry w Teatrze Telewizji. W "Dawnych grzechach" gram ulubienicę prasy, osobę zepsutą pieniędzmi ojca, ale nie pozbawioną seksapilu i inteligencji kusicielkę. To pierwsza taka moja kreacja, bardzo inna od tego, jaka jestem. Prywatnie raczej unikam zgiełku.
Niełatwo było się z tobą umówić - ciągle znienacka wzywano cię na próby.
Zostało na nie naprawdę niewiele czasu, a zebrać wszystkich, czyli Tomka Karolaka, Adama Woronowicza, Jan Frycza i mnie, jest trudno. A 25 listopada, kiedy zagramy na żywo przed milionową publicznością, wszystko może się zdarzyć. Świadomość tego, że dubla nie będzie, jest ekscytująca. Sama Kobry nie pamiętam - urodziłam się w 1979 roku - ale z opowiadań rodziny wiem, że w latach 60. i 70. polskie ulice wyludniały się, gdy w czwartki wieczorem na ekranie pojawiali się Cybulski, Englert, Wiśniewska. Mam nadzieję, że starsze pokolenie tęskni za tymi emocjami, a młodsze chce je poznać.
Porozmawiajmy o facetach. Do kin wchodzi film "Wkręceni". I znowu jesteś w męskim gronie.
Razem z Dominiką Kluźniak. To dla nas komfortowa sytuacja, nie mamy konkurencji. Gram dziennikarkę z małego miasta, która chce zdobyć świat. Adrianna uważa, że jest najlepsza i jej miejsce jest w CNN. Kiedy się zakochuje, zaczynają się dziać arcyśmieszne rzeczy. Czekamy z napięciem na premierę, bo naprawdę śmieszną komedię zrobić najtrudniej.
Na planie poznałaś Piotra Adamczyka...
Mogę tylko powiedzieć, że Piotr ma w sobie coś z dzieciaka, takie szaleństwo improwizowania. No i nie mogłam nie zauważyć, że jest dżentelmenem.
Bartek Opania?
Życie płata figle. Jako licealistka nosiłam jego zdjęcie w portfelu. Widziałam Bartka w spektaklu Andrzeja Domalika "Całkowite zaćmienie". Byłam jak zahipnotyzowana jego Arthurem Rimbaudem.
Zakochałaś się?
Zafascynowałam. Myślałam sobie: "Może kiedyś, gdy już będę aktorką, zagram z nim". Tu nie chodziło tylko o jego powierzchowność, bo wszyscy wiedzą, że Bartek jest megaprzystojny. Chodziło o jego wewnętrzną siłę i energię. Po 10 latach spotkaliśmy się w "Na dobre i na złe".
I?
Kiedy mieliśmy wspólne sceny, reżyser groził, że zaraz zadzwoni do producenta, bo nie ma czasu na nasze wybuchy śmiechu. Wierz mi, przy Bartku nie da się zachować powagi. Po obejrzeniu "Wkręconych", będzie jasne, o czym mówię.
Lubi modę z nutą szaleństwa „To, co mam na sobie, odzwierciedla moje samopoczucie. Szukam niepowtarzalności, tego czegoś, co będzie moją »metką«”, mówi Kamilla, pierwsza ambasadorka marki Marc Cain w Polsce.
Marek Bukowski, kolega z "Na dobre i na złe", to kolejny facet, do którego wzdychają kobiety. Im starszy, tym piękniejszy.
Jeśli mężczyzna wie, czego chce od życia, ma swoje zasady, inteligencję, to z wiekiem zyskuje. Staje się zdecydowany, jego rysy nabierają wyrazistości.
Wychowywałaś się z braćmi. Czy dzięki temu dziś lepiej rozumiesz mężczyzn?
Z braćmi zawsze byliśmy blisko. Teraz też rozmawiamy o wszystkim i stoimy za sobą murem. Damian i Błażej są fantastyczni - dzięki nim dowiedziałam się, co to jest "męska dusza". Ale późno nauczyłam się korzystać z tej wiedzy.
Jakie są twoje wnioski?
Tak naprawdę mamy masę wspólnych cech. Ale żeby mężczyznę "oswoić", trzeba uzbroić się w ciekawość i cierpliwość w obserwowaniu. Bo mężczyźni dużo przed nami grają. Ale najbardziej nas kochają, gdy stajemy się bezbronne i bezradne.
Naprawdę tak myślisz?
No i jeszcze, kiedy mamy poczucie humoru i gdy można z nami pogadać jak z kumplem. Ale moje doświadczenia pokazują, że najwięcej uczuć okazują nam wtedy, gdy ich najbardziej potrzebujemy.
Miałaś kiedyś problem z okazywaniem słabości?
Nie, ale nie potrafiłam znaleźć w tym proporcji. Albo się rozpadałam na miliony kawałeczków, albo przeciwnie - byłam twardzielką. Dopiero od pewnego czasu znalazłam odpowiednie proporcje. To na pewno ma związek z naszą babską biologią. Kobiety po trzydziestce tak naprawdę odkrywają, kim są.
Co ty odkryłaś po trzydziestce?
Że życie jest fascynujące, bo jest jedną wielką niewiadomą. Że ważne jest dobre nastawienie i wysyłanie ludziom pozytywnych emocji i myśli.
Co najbardziej lubisz w swoim życiu?
Wszystko!
Pasjonuje się fotografią To tata nauczył ją robić zdjęcia. Dziś Kamilla najchętniej posługuje się iPhonem. Kolekcjonuje też albumy z pięknymi fotografiami. Ten o Kate Moss dostała na urodziny od Wojtka. Prezent był strzałem w dziesiątkę.
Potrafisz nie martwić się o przyszłość?
To jest duże wyzwanie. Po urodzeniu syna stałam się optymistką. Odkryłam zwykłą radość z kontaktu z innymi ludźmi i generalnie z życia.
Synowi daliście na imię Bruno. Czy inspiracją był Bruno Schulz?
Nie (śmiech). Kuzynka Wojtka jest w reprezentacji Szwecji w siatkówce plażowej. Kiedy przyjechała do nas w odwiedziny, szukaliśmy właśnie imienia dla syna. Mnie najbardziej podobało się Maks. Ale wszyscy oponowali, że Maks to nazywają się dziś wszystkie bary i psy w okolicy. Nina, która dużo podróżuje po świecie, powiedziała, że w Hiszpani i Meksyku mężczyźni o imieniu Bruno są najprzystojniejsi, najnormalniejsi i najfajniejsi. I tak jakoś od słowa do słowa przywiązaliśmy się do tej myśli.
Skąd decyzja o podwójnym nazwisku dla syna? Dlatego, że nie jesteście małżeństwem?
Nie (śmiech). To jest nasz syn. Dlatego!

Z Wojtkiem jesteście razem już pięć lat. Co dziś jest dla was najważniejsze?
To, że staliśmy się rodziną, fajną parą, idziemy wspólnie przez życie. Że możemy się uczyć od siebie miłości. Miłości można się uczyć? Tak, jeśli spotka się odpowiedniego partnera.
Podobno połączyło was... niepalenie papierosów.
Poznaliśmy się podczas prób do "Romea i Julii" w Krakowie. Wszyscy na przerwie wychodzili na papierosa, a my nie. Zaczęliśmy rozmawiać, razem chodzić na obiady, potem spacery... I gdzieś to wszystko między nami pomału się uruchomiło.
Ale czasem się kłócicie?
Teraz już coraz mniej. W sprawach ważnych jesteśmy zgodni. Nie mamy już czasu na głupoty.
W dobrym związku też są kłótnie?
Bez ścierania się nie ma miłości. Bez tego zaczynają się zdrady, szukanie emocji. Wzajemny napęd jest więc ważny.
Jesteście jak dwie połówki jabłka, czy raczej jak osobne byty?
Kiedy jesteśmy osobno przez cały dzień, bardzo tęsknię za Wojtkiem. Co z tego, że wczoraj byłam na niego wściekła, jak w perspektywie tej tęsknoty, jego wady wydają mi się kompletnie nieważne.
Człowiek mógłby żyć sam, mieć różne związki otwarte, a gdy się wypalają, szukać kogoś nowego. Z pewnością takie życie też może być fascynujące. Ale ja w Wojtku ciągle widzę cechy, których jeszcze przed chwilą nie znałam. Obserwuję, jak zmieniają go ludzie, wiek, zagrane role, muzyka.
Taka miłość to skarb.
Długo dochodziliśmy do takiego poziomu relacji. Musiałam się uzbroić w ciekawość, żeby poznać lepiej siebie, swój potencjał, wady i ograniczenia. Zawsze słucham uważnie, gdy Wojtek mówi mi, co robię nie tak. I mimo że nie lubię tego, jestem wrażliwa na tym punkcie, to nauczyłam się nie oponować i starać się zmieniać dla niego.
Iwona Zgliczyńska