Jestem z siebie zadowolony

Maciej Zakościelny, główny bohater nowej komedii romantycznej Ryszarda Zatorskiego "Tylko mnie kochaj", to dość niezwykłe zjawisko na polskiej scenie aktorskiej.

fot./ Błażej Sendzielski
fot./ Błażej SendzielskiEast News

Maciej Zakościelny w rozmowie z Tomaszem Bielenią opowiada o sztuce aktorskiej, jej powinnościach oraz fakcie, że ważniejsze u aktora jest "co", niż "jak".

Mógłby pan zdradzić, ile zarobił pan na występie w filmie "Tylko mnie kochaj"?

Tego samochodu, którym tam jeżdżę, na pewno bym sobie nie kupił [filmowy Michał posiada BMV 645i, który można kupić za ok. 350 tys. złotych - przyp.red.]

Ile razy widział pan już film?

Pełną wersję tylko raz, podczas warszawskiej premiery.

Jakie wrażenia?

No, ładna bajka.

Jak się podoba panu własna rola?

Zrobiłem wszystko, co mogłem i co chciałem, nawet więcej niż wymagano. Jestem z siebie zadowolony.

A czego wymagał od pana reżyser?

Reżyser zazwyczaj wymaga realizacji swoich wcześniejszych założeń. Ale ja nie staram się ograniczać do tego wymaganego minimum. Próbuję jeszcze dodać coś, co wychodzi ode mnie. [od Macieja Zakościelnego wyszła m.in. scena z mierzeniem ubrań w sklepie odzieżowym - przyp. red.]

Dlaczego zdecydował się pan na udział w tym filmie?

W Polsce robi się mało filmów, więc rozważam każdą propozycję, jaką otrzymam. I choć zdarzyło się, że odmówiłem już udziału w paru filmach, tu postanowiłem się zdecydować. Tak naprawdę ja jeszcze nigdy nie zagrałem, nawet w serialu, takiej roli: rysowanego grubą kreską yuppi. Ta rola dawała spore możliwości do pofantazjowania. Choć zanim zaczęliśmy zdjęcia, spędziliśmy z reżyserem dużo czasu omawiając scenariusz.

Rozumiem, że współpraca z Ryszardem Zatorskim układała się owocnie...

Ryszard Zatorski nie jest w kontrze do aktora, tylko kocha aktora. Kocha aktorów, z którymi pracuje. Aktor, który pracuje z Zatorskim, ma poczucie, że jest wyjątkowy. On mu dodaje skrzydeł. A to jest bardzo ważne w relacji między reżyserem a aktorem.

Jeśli tej relacji nie ma, to nie ma mowy o wymyśleniu czegoś dobrego, bo wiele scen, mimo że były już wcześniej zaplanowane, powstawało spontanicznie, w trakcie pracy na planie. Nie można tracić takich perełek, nie można rezygnować z czegoś takiego.

więcej >>

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas