Joanna Moro w ogniu krytyki
Nawet w dobie pandemii koronawirusa Joanna Moro nie zmieniła swoich planów urlopowych. Wraz z rodziną udała się na Fuerteventurę, jedną z Wysp Kanaryjskich. „Skrajna nieodpowiedzialność” – komentują fani.
- Kanary wymarły - zero ludzi! Dla nas dobrze, ale dla tubylców to jest śmierć naturalna. Nie ma ludzi nie ma z czego żyć. Większość hoteli zamknięte, bary, sklepy zamknięte, a jeśli otwarte - to świecą pustkami. No i nie wiadomo kiedy się otworzą - w grudniu, wiosną czy latem! Tutejsi mocno zaniepokojeni sytuacją... Także kochani, nic nie jest czarno-białe... Ale uważam, że pierwszy i największy nasz wróg - to panika, lęk i strach... - aktorka napisała w pierwszej poście, jaki zamieściła na Instagramie, po przylocie na Fuerteventurę.
Moro odwiedziła tę wyspę już rok temu, w listopadzie. Nazywa ją ukochanym miejscem swojej rodziny. Wówczas była w zaawansowanej ciąży, o czym przypomniała wrzucając niedawno swoje stare zdjęcie topless, wykonane na plaży.
- Tu (...) Ewa jeszcze w brzuszku, teraz Ewa sama nie tylko usłyszy, ale zobaczy wspaniałe przestworza oceanu.... - napisała w kontekście swojej dziesięciomiesięcznej córki. W wyjeździe towarzyszą jej mąż, dwóch synów: 10-letni Jeremi i 6-letni Mikołaj oraz rzecz jasna najmłodsza latorośl.
Wielu obserwatorów Moro w krytyczny sposób odniosło się do jej poczynań.
"Podobno mamy ograniczyć wyjazdy do koniecznych? Widać nie wszystkich to dotyczy"; "Gdy któryś z pani bliskich skończy w szpitalu pod respiratorem też będzie pani uważała, że panika, lęk i strach to nasz największy wróg??? Czy celebrytów choroba nie dotyczy?"; "Skrajna nieodpowiedzialność" - to niektóre z komentarzy, jakie pojawiły się pod postem aktorki.
To kolejny raz, kiedy Joanna Moro musi mierzyć się z krytyką. Przy okazji wcześniejszego postu, gdy zdradziła swoje plany wakacyjne, została zganiona za to, że uniemożliwia swoim synom chodzenie do szkoły.