Józko ryzykant

Zawsze podejmował śmiałe decyzje: o stworzeniu pierwszego polskiego musicalu, o małżeństwie z 18 lat młodszą kobietą, o ucieczce na wieś. Co zaryzykuje w "Tańcu z gwiazdami"?

W teatrze zawsze otaczał go wianuszek młodych dziewczyn. Wybrał jedną z nich / fot. A. Szilagyi
W teatrze zawsze otaczał go wianuszek młodych dziewczyn. Wybrał jedną z nich / fot. A. SzilagyiMWMedia

Jest z siebie dumny - niedawno zrobił nalewkę z kwiatów koniczyny i jaśminowca, a przygotowując nowe specjały, potrafi drylować wiśnie aż do czwartej rano! Zebrał też pszenicę, z której będzie mąka na chleb. Podoba mu się takie sielskie życie. Gdy między dojeniem kóz a łowieniem ryb zdarzają mu się leniwe chwile, siada przed domem i pogrąża się w zadumie. O czym myśli? Może o "Tańcu z gwiazdami", gdzie właśnie zadebiutował w fotelu jurora? Albo o trójwymiarowym widowisku o Poli Negri, które realizuje? A może wraca do czasów młodości i żałuje, że nie zdecydował się na pracę w policji kryminalnej?

Chciał być policjantem

Maturę zdawał w lubelskim liceum. Przez cztery lata zastanawiał się, czy być aktorem, czy policjantem. Dla kariery w służbach mundurowych planował zdawać na prawo. Ostatecznie wygrała jednak jego artystyczna dusza. Zaryzykował. Do warszawskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej dostał się za drugim podejściem, w 1979 roku.

Dwa lata później, podczas zajęć w Studium Taneczno-Wokalnym w Koszęcinie, poznał przyszłą żonę Danutę. Znajomość zaczęła się prozaicznie: "Janusz pożyczył mi... mydło, bo zapomniałam swojego, a to był rok 1981 i sprzedawano je na kartki! Kiedy chciałam mu je oddać, roześmiał się tylko. W ten sposób zwróciliśmy na siebie uwagę" - wspominała.

Nim uzyskał tytuł magistra sztuki, został ojcem. Po latach sam przyznawał, że dla córeczki Kamili nie miał wiele czasu. Wtedy bez reszty pochłaniała go praca na scenie. Żonę przekonał, by została w domu i zajęła się wychowywaniem dziecka. Obiecał, że zarobi na utrzymanie rodziny, i słowa dotrzymał.

fot. Maksymilian Rigamonti

Jego przedstawienie dyplomowe "Złe wychowanie" stało się wydarzeniem w 1984 roku. Sukces musicalu był tak wielki, że przeniesiono go na deski Ateneum, a następnie do teatru Rampa. Tam też Janusz dostał posadę głównego choreografa. Marzeniem Józka - jak nazywali go współpracownicy - było zrealizowanie musicalu, który opowiadałby o jego pokoleniu. Tak narodził się pomysł na słynne "Metro". Na castingi zgłaszały się tłumy młodych ludzi. Józefowicz wybierał najzdolniejszych i... gotowych do morderczej pracy.

Po Warszawie krążyły opowieści o tym, jaki potrafi być okrutny i bezwzględny. Zespół pracował po 14 godzin na dobę, a reżyser i tak rzadko był zadowolony. "Nie wiem, czy jakiś górnik albo tokarz pracował wtedy ciężej od nas" - przyznał po latach. Sam zachowywał się cholerycznie, palił trzy paczki papierosów dziennie. Wiedział, że od tego spektaklu zależy jego zawodowe być albo nie być.

Katarzyna Groniec opowiadała SHOW, jak kiedyś omal nie dostała od niego krzesłem w głowę! "Józek celował w kolegę, który nie stanął na wysokości zadania" - tłumaczyła. Reżyser był też bardzo wrażliwy na krytykę. Kiedy recenzent "The New York Times" napisał po premierze "Metra" na Broadwayu, że "gdyby Nowy Jork miał serce, postawiłby zespołowi tego musicalu stek na kolację", Józefowicz wysłał na adres redakcji... pięćdziesiąt befsztyków.

Od początku bali się plotek

W 1991 roku na casting do "Metra" przyszła również młodziutka Natasza Urbańska. Miała tylko towarzyszyć koleżance, ale nieoczekiwanie sama wzięła udział w przesłuchaniu i... doszła aż do finału. "A ile ty masz lat, dziewczynko?" - spytał ją pod koniec eliminacji Józefowicz. Wystraszona Natasza odpowiedziała, że piętnaście. Janusz uznał, że jest za młoda i kazał jej wracać do szkoły. Gdy w 1993 roku usłyszała o kolejnym naborze, postanowiła spróbować jeszcze raz. Tym razem została przyjęta. Od początku podkochiwała się w dyrektorze Buffo. Imponowała jej charyzma i talent Janusza. On dopiero z czasem odkrył, że ją kocha. W ciągu kilku lat na jego oczach z nastolatki przeistoczyła się w kobietę. Gdy jeden z artystów zaczął zabiegać o względy Urbańskiej, Józefowicz zrozumiał, że nie odda jej innemu mężczyźnie.

fot. Krzysztof Wojda

wkrótce stało się jasne, że jego małżeństwo jest stracone.

Zamieszkał z Nataszą. To, co mogło być tylko przelotnym romansem, okazało się dojrzałym uczuciem. Po wielu latach bycia razem, Urbańska i Józefowicz zaręczyli się we Florencji. Spacerując po mieście, wstąpili do antykwariatu. Kiedy Natasza oglądała biżuterię, dostrzegła pierścionek, który wprawił ją w zachwyt. Janusz postanowił go kupić, ale okazało się, że w sklepie akceptowana jest tylko gotówka, a właścicielka już zamyka. Józefowicz pobiegł więc szukać bankomatu. Gdy zdyszany wrócił po czterdziestu minutach, kupił pierścionek, padł przed Nataszą na kolana i poprosił ją o rękę.

Na ślubnym kobiercu stanęli latem 2008 roku. Kilka miesięcy później na świat przyszyła ich córka Kalina. Przeprowadzili się na wieś i zamieszkali w malowniczym dworku. Wiadomość o tym, że para wystąpi w "Tańcu z gwiazdami", była dużym zaskoczeniem. Wszyscy pamiętają, jak Józefowicz obraził się na TVN, gdy Natasza przegrała na parkiecie rywalizację z Anną Muchą. "Jaka telewizja, takie gwiazdy" - skomentował złośliwie. Na pytanie SHOW, czy jest wobec tego telewizja dla jego żony, stwierdził wtedy krótko: "Nie ma".

Niespodziewanie teraz zgodził się na współpracę z TVN. Na razie jako juror jest ostrożny. Widać,

że zabiega o sympatię zarówno widzów, jak i kolegów z programu. Chętniej chwali, niż krytykuje. Nie chce ryzykować. Po raz pierwszy w życiu...

Andrzej Grabarczuk

Show
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas