Kobiece sekrety

Dlaczego piękna poczuła się dopiero teraz, w wieku 42 lat? Jak udało jej się zażegnać poważny życiowy kryzys? Paulina odsłania przed nami swoje tajemnice.

Paulina Smaszcz-Kurzajewska
Paulina Smaszcz-KurzajewskaMWMedia

Ambitna dwudziestolatka

"Byłam już wtedy konkretną babą! Jako dwudziestolatka świetnie wiedziałam, o co mi chodzi, czego chcę, w czym jestem dobra, a w czym mierna. Miałam łatwość nawiązywania kontaktów, wysławiania się i lekkie pióro. Studiowałam i zaczęłam pracować.

Wtedy nie było jeszcze PR-u, nie było nawet takiego słowa - pracowałam na stanowisku specjalista do spraw prezencji marki w Powszechnym Zakładzie Ubezpieczeń. Nie bałam się ciężkiej pracy i pracowałam za trzech. Dzięki temu w wieku 21 lat miałam swoje mieszkanie i pierwszy samochód. Czasem ludzie tego nie osiągają przez całe życie.

Wyglądałam jednak jak kij od szczotki, bo studiowałam i pracowałam, a na dodatek wygrałam casting w telewizji na prezenterów Programu 1 TVP. No i zaczęłam współpracować z telewizją, a w międzyczasie studia, PZU i agencje reklamowe. Byłam dumna, bo mogłam pomagać swoim rodzicom i dziadkom. Wtedy wiedziałam, że chcę pracować i żyć w Warszawie. Oczywiście ona w pewnym momencie też mi się zaczęła wydawać za mała. Ale poznałam męża i mną tąpnęło (śmiech). No i zostałam w stolicy", opowiada.

Depresyjna trzydziestka

"Trzydziestka to był trudny moment. W tym wieku miałam syndrom wypalenia. Wypstrykałam się z pomysłów, kim mogę być i co robić. Pamiętam, że było mi wtedy ciężko. Do tego doszły problemy, bo od 9 lat staraliśmy się z Maćkiem o drugie dziecko. I ciągle napotykaliśmy na niepowodzenia. To wszystko spowodowało, że pomyślałam kiedyś: »Boże, to ja mam 30 lat i mnie nic dobrego już w życiu nie spotka? Nic się nie wydarzy pozytywnego? Życie mnie już niczym nie zachwyci, nie rozbudzi i nie uniesie?«

To był smutny okres. Czułam, że coś się we mnie kończy. Tak wtedy myślałam. Dzięki Bogu nagle pojawił się drugi syn Julianek, który na nowo rozbudził we mnie wiarę w życie i dobry los. Starszy syn miał wtedy 10 lat i już nie chciał się tak bardzo przytulać. Pojawił się jednak mały, najcudowniejszy człowiek, dla którego mama znów była najważniejsza.

Zawodowo, choć wierzyłam, że mogę wszystko, napotkałam na mur. Okazało się, że ten kraj trzydziestolatkom niewiele daje: umowy śmieciowe, nierówne traktowanie mężczyzn i kobiet, brak perspektyw na rozwój, strach o jutro i tylko kredyty i karty debetowe, by przetrwać. Stwierdziłam, że sama muszę sobie stworzyć możliwości. Taka siłaczka ze mnie wyszła (śmiech).

Odeszłam z telewizji i zdecydowałam się na pracę w korporacji. Wiedziałam jednak, że dobro dzieci jest najważniejsze. Postanowiłam być mamą spełnioną na 100 proc. i zrealizowanym pracownikiem. Zapragnęłam też zdobyć w swoim zawodzie najwyższe stanowisko i mieć jak największe kompetencje i umiejętności.

Piękna czterdziestoletnia

"To czas metamorfozy. Nigdy nie postrzegałam siebie jako pięknej, atrakcyjnej. Baba z maczetą, pędząca przez dżunglę - to bardziej do mnie pasowało. Gdy skończyłam czterdziestkę, pomyślałam, że skoro teraz nie będę dobrze wyglądać, to kiedy? W trumnie? Tam się już nie zobaczę i nikomu nie muszę się podobać. Postanowiłam coś zmienić.

Zaczęłam szukać stylisty i dobrego fryzjera. Zaufałam im i wyszło super. Wreszcie, w wieku 42 lat poczułam się piękna i silna. Metamorfozę zaczęłam jednak przede wszystkim w głowie. Bo dopiero kiedy czujemy się dobrze ze sobą, możemy się odważyć na zmianę wyglądu. Musiałam się nauczyć wypowiadania potrzeb.

»Chciałabym słyszeć od was, że jestem kochana i akceptowana, że wam się podoba to co robię«, powiedziałam kiedyś do moich chłopaków. Na co usłyszałam: »Ale przecież ty to wiesz!«. No nie! Jeśli zrobiłam coś super lub źle, to chcę to usłyszeć od najbliższych mi osób. Wypowiedzenie swoich potrzeb było dla mnie przełomowe.

Kiedyś tak jak inne kobiety nie umiałam się upomnieć o komplement. A przecież facet w życiu na to nie wpadnie! Trzeba mu to powiedzieć jasno: »Poproszę o komplement, bo jest mi potrzebny, by dalej zmagać się z rzeczywistością«. I to jest magia, bo działa.

Odpowiedziałam sobie też na kilka ważnych pytań: kim jestem, co umiem, czym się fascynuję, czego nienawidzę, co jeszcze chcę osiągnąć i jaka mogę być. Zrozumiałam, że chcę być superkochającą partnerką intelektualną dla męża i dzieci. Oni nie będą mnie kochali bardziej, jeśli będę miała mniej zmarszczek. Mąż mnie będzie bardziej kochał, jeśli będę dla niego partnerką, z którą chętnie spędzi czas, będzie z przyjemnością wyjeżdżał na wakacje, omawiał życiowe tematy, będzie mógł porozmawiać o sporcie, polityce, ekonomii i książkach. Postanowiłam więc, że zrobię doktorat.

Teraz jestem szczęśliwa i spełniona. I już intryguje mnie myśl, jaka będę, gdy skończę 50 lat".

Justyna Kasprzak

Show
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas