Krzysztof Ibisz i najpiękniejsze Polki
Jednym z prowadzących galę Miss Polski 2018 będzie Krzysztof Ibisz. Ikona telewizji zabrała nas za kulisy konkursu. Co jego zdaniem powinno wyróżniać zwyciężczynię wyborów Miss? I czy w młodości próbował sił w konkursach na Mistera?
Andrzej Grabarczuk, PAP Life: Ty i gala finałowa Miss Polski to nierozłączny duet.
Krzysztof Ibisz: Co roku prowadzę galę Miss Polski, z czego bardzo się cieszę. W tym roku gala wypada w niedzielę 9 grudnia. Odkąd gala pokazywana jest w Telewizji Polsat, tylko raz jej nie prowadziłem - wtedy, gdy rodził się mój syn. Tamta edycja odbywała się w Gdańsku. Przed chwilą dowiedziałem się od szefa konkursu, że zaprasza mnie też na 30-lecie Miss Polski w przyszłym roku.
Jak wygląda praca nad taką galą z twojej perspektywy?
- Najpierw przez tydzień poprzedzający finał jesteśmy na telefonach. Prowadzący, reżyser, scenarzyści i producenci konsultują się ze sobą. Dzień przed galą przyjeżdżamy do Krynicy. Od 18 do północy mamy spotkanie, na którym dyskutujemy nad różnymi rozwiązaniami. Potem krótki sen. Na ogół od 10-tej zaczyna się próba generalna, która trwa do 17-tej, czasem 18-tej. I właściwie potem robimy to samo na gali, tylko jest to transmisja na żywo. Podobny schemat dotyczy naszych imprez sylwestrowych. Wtedy też jest pełna próba ze wszystkimi artystami.
Czy już wybrałeś smoking, w którym wystąpisz na scenie w Krynicy-Zdroju?
- Jestem minimalistą i hołduję takiej zasadzie, że każda rzecz, którą mamy w życiu - czy to jest rower, samochód lub ubranie - wymaga jakiejś obsługi, czasu, naszej energii, żeby funkcjonowała. W związku z tym od lat staram się mieć jak najmniej rzeczy. W mojej szafie wisi tylko jeden smoking. Jako minimalista nie mógłbym mieć więcej.
Za kulisami finałów miałeś okazję poznać wiele kobiet, który zdobyły później koronę piękności. Czy potrafisz teraz wskazać cechy, które sprawiają, że dana uczestniczka ma szansę wygrać konkurs?
- Mam wrażenie, że jest taka cecha, którą potrafię zauważyć w drugim człowieku. Coś, co nazywamy czasem błyskiem w oku, albo talentem, albo osobowością. Coś, czego wszyscy szukają. Nie da się tego opowiedzieć słowami. Taka dziewczyna, która, gdy rozmawia ze mną, to traktuje mnie z zainteresowaniem. Taka, której słucham z uwagą. Taka, która potrafi zbić szybę, jaka jest między lustrem obiektywów, a widzem siedzącym w domu.
Czy twoja partnerka nie jest zazdrosna, że podczas gali otacza cię wianuszek pięknych kobiet?
- To oczywiste dla moich bliskich, że jestem bardzo skupiony na swojej pracy, ponieważ odpowiedzialność, która spoczywa na prowadzących - a prowadzę w tym roku z Pauliną Sykut-Jeżyną - jest ogromna. Reklamy muszą wchodzić, co do ułamka sekundy, są pewne zobowiązania względem sponsorów, itd.. Ale nie da się prowadzić takiej gali zupełnie na zimno, bez spojrzenia na te urodziwe kobiety, bez chwili miłej rozmowy z nimi za kulisami. Otacza nas piękno i to jest fantastyczne.
Przyzwyczajeni jesteśmy do tego, że prowadzisz gale piękności. A czy zanim rozpocząłeś karierę telewizyjną, sam rozważałaś start w konkursach na Mistera?
- Przyznam, że nie, bo nigdy nie chciałem być modelem. Na ogół uczestnicy konkursów piękności dla mężczyzn pracują w modelingu, z tym wiążą swoją karierę. Natomiast ja zawsze chciałem być dziennikarzem, robić programy telewizyjne, pisać je, reżyserować, produkować. No i to robię. Ale oczywiście doceniam panów, którzy startują w tym trudnych konkursach. Świetnie wyglądają, są wysportowani, a do tego muszą mieć coś do powiedzenia.