Ktoś zauważył to, co robię
Anna Dymna o swojej fundacji i kulisach działań charytatywnych w Polsce.
- Mamy najwięcej wpłat od ludzi wcale nie bogatych, którzy chcieliby zrobić coś dobrego. Kiedyś ktoś dokonał wpłaty poniżej złotówki, ale zrobił to bo chciał i wierzył, że te pieniądze mogą być komuś potrzebne. Wpłaty z 1 proc. się zwielokrotniają i mają ogromną siłę. Ludzie powoli zaczynają w to wierzyć. 10 zł, czy SMS to naprawdę fantastyczna i konkretna pomoc. Tym co robię staram się przekonywać ludzi, że nawet jeśli mamy niewiele, ale jesteśmy razem to możemy dokonać wielkich rzeczy. Ja przecież w teatrze też dużo nie zarabiam.
- W tej chwili moja fundacja prowadzi akcję SMS na rzecz niepełnosprawnych powodzian. Wielu z tych ludzi nadal nie ma swoich domów, ani własnych stołów, a przecież jest zima, za chwilę będą święta... Można im pomóc wysyłają SMS o treści "Pomoc dla powodzian" pod numer 74711, każdy SMS kosztuje niecałe 5 zł, a to jest ratunek dla ludzi. Pomogliśmy już w zakupie mieszkań dla trzech rodzin, w których są osoby niepełnosprawne, wsparliśmy kilkadziesiąt innych.
- Pojechaliśmy do nich i osobiście ich poznaliśmy. Niestety niełatwo przekonać media o tym, żeby mówiły o powodzianach, dlatego wymyśliliśmy kompletnie Zielonego Mikołaja z kołem ratunkowym - każdy może rzucić takie koło ludziom, których dotknęła powódź, wysyłając na ich rzecz SMS. W ten sposób udało się nam zebrać ponad 450 tys. zł. Poza tym przeznaczyliśmy na pomoc dla niepełnosprawnych powodzian 500 tys. zł, które zebraliśmy w ubiegłym roku z 1 proc. Będziemy się starali, aby ta pomoc była jak największa, ale potrzebujemy do tego serca i życzliwości innych ludzi. Akcja SMS na rzecz powodzian potrwa do maja 2011 r.
- Na naszej stronie internetowej będą dokładne rozliczenia, na co wydaliśmy te pieniądze. Jeżeli Zielony Mikołaj zdoła zachęcić ludzi do rzucania kół ratunkowych, to pomożemy kolejnym rodzinom.
- W ogóle lepiej się pomaga, jak się wie, komu się pomaga. Dlatego staramy się na naszej stronie internetowej pisać na kogo i na co konkretnie zbieramy pieniądze. Ile ten człowiek ma lat, w jakiej jest sytuacji, na co jest chory, albo z jakim rodzajem niepełnosprawności się zmaga. Ludzie mają prawo wiedzieć kogo wspierają i w jaki sposób zostaną wydane pieniądze, które ofiarowali. Ja sama nie lubię pomagać komuś anonimowemu. Kiedy ktoś mówi: "Daj pieniądze na fundację", to mnie to nie przekonuje. Pamiętam, kiedy jeszcze nie miałam fundacji, usłyszałam zdanie: "Założyli fundację, żeby sobie nowe dywany pokupować". Ja te dywany pamiętam do dzisiaj...
To takie bardzo polskie...
- Dlatego teraz, jak zbieramy pieniądze z 1 procenta, to dokładnie mówimy na co. My zbieramy na konkretne rzeczy. Jak komuś daję pieniądze, to chciałabym wiedzieć, co z tymi pieniędzmi robię, komu pomogę. Można je wpłacać też na subkonta, dzięki którym dajemy szansę ludziom z całej Polski, którzy są w bardzo trudnej sytuacji.
- Oczywiście mamy świadomość, że nie wszystkim zdołamy pomóc, dlatego liczba subkont musi być ograniczona, ale staramy się, aby ludzie, którzy są w najbardziej dramatycznej sytuacji nie zostali bez pomocy. Im też można ofiarować swój 1 proc. wpisując odpowiednie hasło. W wielu przypadkach ten gest może komuś uratować życie.
Ma pani żal do Polaków, że działamy zrywami? Jest powódź to pomagamy powodzianom, a za trzy miesiące o nich zapominamy.
- Jak się pomaga, nie można mieć żadnego żalu w sobie, do nikogo. Gdybym chciała uruchamiać żale, bo codziennie mam jakąś szpilkę, to bym chodziła wściekła, rozgoryczona i nic bym nie zrobiła. Trzeba patrzeć na dobre strony. Ludzie w Polsce są bardzo wrażliwi na innych, bardzo chętnie pomagają, biorą udział w różnych akcjach. Nie patrzą, co z tego mają. Dostajemy listy: "My chcemy tak, jak wy". I to jest piękne. Trzeba się uśmiechać i budzić w ludziach nadzieję, dlatego logo naszej fundacji ma kolor jasnozielony.
- Od czasu zakładania fundacji wszyscy do tej pory śmieją się, jakim Ania jest prezesem: "Możemy robić, co chcemy, kolor może być, jaki chcemy, grunt, żeby był jasnozielony". Zajmujemy się strasznie trudnymi rzeczami, pracą z cierpieniami ludzkimi. Czasami, jak ich dotykasz, to ci się wydaje, że się rozpadną. Do tego musimy mieć uśmiech i zielony kolor. I światło. I słońce. Służba zdrowia działa jak działa, w polityce nie najlepiej się dzieje, ale my się nie możemy poddawać zniechęceniu. Trzeba robić swoje mimo wszystko. Nie dać się zakrzyczeć temu, co złe.
Co znajduje się na szczycie priorytetów fundacji?
- Moja fundacja powstała po to, aby utrzymywać warsztaty terapii artystycznej dla osób niepełnosprawnych intelektualnie i żeby nie wiem co się działo, to my nie możemy ich opuścić! Musimy się nimi zajmować, bo to dla nich założyliśmy fundację. Oni byli pierwsi i są dla nas najważniejsi.
- Oczywiście oprócz warsztatów realizujemy mnóstwo różnych innych działań. Jesteśmy m.in. współorganizatorem Festiwalu Twórczości Teatralno-Muzycznej Osób Niepełnosprawnych Intelektualnie "Albertiana". Od sześciu lat organizujemy Festiwal Zaczarowanej Piosenki im. Marka Grechuty . Prowadzimy "Republikę Marzeń", spółdzielnię socjalną, w której m.in. osoby niepełnosprawne zajmują się promowaniem sztuki innych niepełnosprawnych osób. Budujemy "Dolinę Słońca", czyli Ośrodek Terapeutyczno-Rehabilitacyjny dla osób niepełnosprawnych intelektualnie w podkrakowskich Radwanowicach. Za chwilę ruszamy z budową Ośrodka Wczasowo-Rehabilitacyjnego w nadmorskim Lubiatowie, który będzie służył osobom niepełnosprawnym z całej Polski. Na ten cel będziemy zbierać 1 proc. w przyszłym roku.
- W międzyczasie organizujemy wyprawy pod hasłem "Małe Kilimandżaro" dla osób niepełnosprawnych, aukcje na rzecz osób chorych i niepełnosprawnych, akcje SMS na rzecz niepełnosprawnych powodzian i wiele innych działań. Ostatnio pojawiła się osoba, która chciała anonimowo ofiarować sporą sumę pieniędzy na edukację dla niepełnosprawnych dzieci i młodzieży, dzięki niej organizujemy Akademię Odnalezionych Nadziei. Znowu uda się pomóc kolejnym osobom.
To są strasznie ważne projekty. Na ich realizację potrzeba wielu lat, ale trzeba też spokoju i pokory.
Te pozostałe cele realizowane są również przez inne organizacje charytatywne. Współpracujecie ze sobą?
- Jestem w bardzo trudnej sytuacji, bo wielokrotnie słyszałam: "O, ta Dymna to ma szczęście, bo ma Dymną". A co ja mam z tą Dymną zrobić? Zapracowałam na swoją twarz jako aktorka i mogę z nią zrobić, co zechcę. Zamiast sprzedawać ją w reklamie czy w serialach ofiarowuję ją osobom chorym i niepełnosprawnym. Nie widzę w tym nic złego. Nasza fundacja współpracuje z wieloma organizacjami z całej Polski. Kiedy zakładałam fundację dużo rozmawiałam z Jurkiem Owsiakiem. On mi wiele rzeczy powiedział, dzięki którym się nie załamałam, wytrzymałam. Powiedział mi, co mnie czeka, co powinnam puszczać mimo uszu, kiedy powinien się we mnie budzić lew. To jest mądry człowiek.
- Kolejną osobą, z którą jesteśmy blisko w swoich działaniach jest Ewa Błaszczyk. Jak Ewa mnie potrzebuje i jak ja tylko mogę, to jestem przy niej, a ona zawsze jest na naszym Festiwalu Zaczarowanej Piosenki. Nie mogę też nie wspomnieć o Janeczce Ochojskiej, z którą się nawzajem wspieramy. Tylko razem będziemy mieć siłę.
- Jest też wiele małych organizacji, które potrzebują wsparcia i wspaniale działają. Co roku zachęcam, aby ludzie przekazywali na ich rzecz 1 proc. Wymyśliłam koncert Razem Mimo Wszystko, który odbył się w czerwcu na krakowskim Rynku, promowaliśmy tam siedem stowarzyszeń i fundacji z całej Polski. Podobny projekt chciałabym realizować co roku. W ten sposób udowadniamy, że jesteśmy i działamy razem. Przecież nam wszystkim chodzi o to samo - chcemy komuś pomóc. Chcemy zmieniać ten świat na lepszy i piękniejszy.
Czy duże fundacje próbowały kiedyś stworzyć wspólny front, żeby pokonać bariery w systemie, np. biurokrację?
- Bardzo trudno jest stworzyć w Polsce płaszczyznę, na której moglibyśmy się porozumiewać z władzami. Były takie próby, one różnie wyglądają. Mam wrażenie, że największy ruch jest tuż przed wyborami. Wtedy są telefony, propozycje, spotkania... A po wyborach znów jest cisza.
- Ciągle zmieniają się władze, rządy i ustawy, mało jest kontynuacji, jesteśmy osamotnieni. Ale są rzecznicy praw obywatelskich, praw dziecka, jeśli są jakieś kwestie sporne, można się do nich zwracać i oni mogą z nami współpracować. A czy my mamy taką płaszczyznę? Sami sobie ją stwarzamy, wśród najbliższych przyjaciół.
Często też pojawiają się osoby, które chcą pomóc fundacji, na przykład organizatorka akcji "Anny dla Anny", Anna Mirska-Perry.
- Jest wiele pięknych i cennych inicjatyw w całej Polsce, które dodają nam skrzydeł. Na przykład w Warszawie są Anny: Anna Mirska-Perry, Anna Popek i różne inne znane Anie angażują się w Galę Anny dla Anny, która odbędzie się 13 grudnia. W czasie tej gali zostanie m.in. zorganizowana aukcja, która pomoże dwóm niepełnosprawnym dziewczynkom - podopiecznym naszej fundacji. Była sesja zdjęciowa, w której oprócz znanych Ann uczestniczyły dwa piękne konie. Pracowało przy niej kilkadziesiąt osób: wizażyści, charakteryzatorzy, fryzjerzy, fotografowie, reżyser - wszyscy robili to zupełnie za darmo.
- To są najcudowniejsze wydarzenia, niby zabawa, a jej efekty są fantastyczne bo zmieniają czyjeś życie. To dla mnie największa radość! Niedawno zadzwonił Michał Bajor i mówi: "Ania, skończyłem 50 lat, z tej okazji dostałem od jednej z moich fanek 50 poduszek z wyhaftowanymi fragmentami moich piosenek, pomyślałem, że dam je na aukcję". Więcej o akcji "Anny dla Anny">>
- Filharmonia Krakowska zwróciła się do nas z propozycją, że dadzą nam za darmo orkiestrę, chór i salę i w okolicach Walentynek zorganizujemy koncert charytatywny i aukcję na rzecz harfistki, która jest chora na pląsawicę Huntingtona. Radio Kraków użycza swoją scenę finalistom Festiwalu Zaczarowanej Piosenki i razem robimy cykl muzycznych spotkań pod hasłem "Zaczarowane Radio Kraków". 18 grudnia, będzie koncert "Dzieciątko, ach to Ty!". To są rzeczy, które dają mi siłę. Zawsze mówię, choć brzmi to śmiesznie, że jestem taką iskierką malutką...
Mówi pani, że jest iskiereczką, a czytelniczki "Twojego STYLU" wybrały panią Mistrzynią Stylu XX wieku! Z takiej iskiereczki przez tyle lat zrobił się gigantyczny pożar.
- Ja się nazywam Dymna, więc już choćby z powodu nazwiska coś się wokół mnie związanego z pożarem bez przerwy dzieje... Dostaję wiele statuetek, nagród, medali, orderów... To wszystko oczywiście jest bardzo miłe, ale to jest też taki sygnał, że idę w dobrym kierunku, że to co robię jest dla innych ważne. Cieszę się z tytułu Mistrzyni Stylu XX wieku, ale najbardziej jestem dumna z Orderu Uśmiechu i medalu Świętego Jerzego, który symbolizuje walkę ze smokiem. Czuję, że ktoś widzi i docenia to co robię, że jestem jeszcze komuś potrzebna.
Zobacz film z sesji do kalendarza w ramach akcji "Anny dla Anny":