Lidia Korsakówna: Była wierna swej miłości
Ładna dziewczyna z zespołu Mazowsze dzięki udziałowi w filmie została zawodową aktorką. Miłość życia poznała na deskach teatru.
Gdy w 1953 roku w kinach pojawił się film Leonarda Buczkowskiego "Przygoda na Mariensztacie", cała Polska nuciła śpiewaną w nim piosenkę "Jak przygoda, to tylko w Warszawie". Bohaterowie tej opowieści odbudowywali stolicę, bijąc kolejne dzienne normy. Główną rolę żeńską, robotnicy Hanki Ruczajówny, dostała przez przypadek tancerka z Zespołu Pieśni i Tańca Mazowsze, Lidia Korsakówna - po prostu olśniła reżysera urodą.
Udział w filmie odmienił jej życie. Jeszcze w tym samym roku trafiła do Teatru Satyryków w Katowicach. Dyrektorem był starszy od niej o 20 lat aktor Krzysztof Pawłowski. Zakochała się w nim i nie opuściła go, choć spowodował wypadek samochodowy i trafił do więzienia. Wydawało się, że pozostanie w tym związku, ale zwrócił na nią uwagę kolega, aktor Kazimierz Brusikiewicz. Grali razem w Teatrze Syrena, a scenariusz przewidywał pocałunki. Te, które wymieniali na scenie, okazały się prawdziwe.
Wybuchł skandal, gdyż aktor miał żonę i małego synka. Zakochany Brusikiewicz chciał się rozwieść, ale żona postawiła stanowcze weto. Wkrótce dzielił swój czas na dwa domy, bo żadna z pań nie chciała z niego zrezygnować. Po siedmiu latach szarpaniny w końcu dostał rozwód.
Lidia wyszła za niego we wrześniu 1963 roku, ale wcześniej musiała przełknąć gorzką pigułkę. Trzy miesiące przed ślubem urodziła ukochanemu córkę Lucynę - w tym samym czasie przyszła na świat jego druga córka z byłą już żoną. Lidia przeżyła szok, ale szybko się z tym uporała. Nie rozdzieliła męża z dziećmi, a bywało, że wychowywała obie dziewczynki. Córki występowały razem w filmach.
Lidia kochała męża ślepo i wiele mu wybaczała. Podobno dlatego, że uwielbiała jego poczucie humoru. - Miał ogromną potrzebę przyjmowania świata z optymistycznej strony - opowiadała o mężu i podkreślała, że życie z nim minęło jej jak najszczęśliwszy dzień.
Gdy chorował na zaawansowaną cukrzycę, ratowała mu życie do końca, podejmując dramatyczną decyzję o amputacji ręki. Przedtem pytała o radę jego byłą żonę i syna. Nie zdołała ocalić męża. Kazimierz Brusikiewicz zmarł w 1989 roku. Spędzili razem trzydzieści trzy lata.
Kilka lat po jego śmierci sprzedała dom. Pieniądze przekazała córce, która potrzebowała ich na rehabilitację obciążonego poważną wadą genetyczną synka Roberta. Przed śmiercią w 2013 roku mieszkała Domu Artysty Weterana w Skolimowie.