Maciej Rock: Prywatnie baluję z dziećmi

Ma wizerunek niepoprawnego luzaka. Mało kto wie, że prezenter jest ojcem trojga dzieci. Dość niekonwencjonalnym... U nas po raz pierwszy mówi o swojej nowej życiowej misji.

Maciej Rock
Maciej RockAndras SzilagyiMWMedia

Iwona Zgliczyńska: Niedawno urodziło ci się trzecie dziecko. Córka budzi cię w nocy?

Maciej Rock: - Nie, ja nic w nocy nie słyszę (śmiech).

Twój przyjaciel Maciej Dowbor ogłosił, że urodził ci się syn... Umówiliście się na taki żart?

- Byłem nawet na niego zły, że tak powiedział. Jeszcze konferencja się nie skończyła, a ja już miałem telefon od dziennikarzy. Nawet niemiłego esemesa Maćkowi wysłałem.

Jak faceci rozwiązują takie sprawy?

- Rozmawiają ze sobą po prostu (śmiech).

Hania lat 6, Antoni lat 4 i teraz półroczna córka. Masz wielodzietną rodzinę.

- Tak mówi Wikipedia.pl, a ona się nie myli... Faktycznie, moja wielodzietna rodzina istnieje. Skłamałbym, gdybym powiedział, że jesteśmy piękni, wiecznie uśmiechnięci jak na reklamie. Z trójką dzieci jest hardcore. Ale są też cudownie chwile. Wypracowaliśmy wspólnie z żoną i dzieciakami system, że u nas nie ogląda się w tygodniu telewizji. Dopiero w piątek oglądamy razem kreskówkę. Robimy sobie popcorn, bierzemy koc, poduchy, kota. Wszyscy dostają odrobinę coli.

Odrobinę?

- Po pół szklaneczki. Potem oglądamy do nocy. Niektórzy zasypiają w środku filmu (śmiech). Jest wesoło.

Co daje duża rodzina? Sam przecież z takiej pochodzisz?

- Każda sytuacja, dobra czy zła, dzieli się na więcej ludzi. Kiedy odnosisz porażkę lub sukces, masz z kim się nimi podzielić. Nie wiem, czy można dać swojemu dziecku coś fajniejszego niż to, że nie będzie szło przez życie w pojedynkę. Taki przykład z mojego podwórka: mam 35 lat, ale nie potrafię wiercić dziur w ścianach. Robię wiele innych rzeczy w domu, jak wymiana kranu, ale z wiertarką mi nie idzie. Za to moi bracia są bardziej "techniczni" i kiedy wracają z pracy, podjeżdżają do mnie i coś razem kombinujemy. Nawet wczoraj stawialiśmy regał. Rodzina to siła.

Jak twoja 6-letnia córka radzi sobie w szkole?

- Wysłaliśmy ją do szkoły nietypowej, w której nie ma ławek, a do jednej klasy chodzą zarówno sześciolatki, siedmiolatki, jak i ośmiolatki. Ona ma bardzo silny charakter i lubi dominować. A jako najmłodsza w grupie wcale nie ma tak łatwo. Dopiero za dwa lata będzie w klasie najstarsza i wtedy role się odmienią. Filozofia Montessori zakłada też, że dziecko raz w tygodniu ustala z nauczycielką, czego chce się uczyć. Moja córka sama potem decyduje, z kim i jak chce te zadania wykonać.

Nie boisz się, że z takiej szkoły wyjdą mięczaki, które nie potrafią, kiedy trzeba, przepychać się przez życie łokciami?

- Wierzę, że pozostawienie w rękach dzieci odpowiedzialności za to, jak chcą się uczyć, może przynieść niesamowite efekty. Czy wiesz, że założyciele Google’a, Larry Page i Sergey Brin, dziękowali publicznie rodzicom za to, że wysłali ich do szkoły Montessori? Oni uważają, że taki sposób edukacji "otworzył" im głowy. W publicznej szkole rodzice chcą od dzieci, by były we wszystkim jednakowo dobre. Ja też pewnie cieszyłbym się, gdyby miały świadectwa z czerwonym paskiem, ale nie miałbym pojęcia, kim są moje dzieci. Sam po ukończeniu tradycyjnego liceum zgodnie z "owczym pędem" poszedłem na zarządzanie na SGH. Nigdy tego kierunku nie skończyłem, choć przez kilka lat próbowałem.

To kim są twoje dzieci?

- Córka lubi malować. Początkowo myśleliśmy, że syn jest urodzonym sportowcem. Teraz ma cztery lata i np. świetnie jeździ na rowerze. Pamiętam, kiedy mu odkręcałem boczne kółeczka. Nie zdążyłem jeszcze odłożyć śrubokręta, a on już jechał. Nie potrzebował żadnej nauki, do zachowania pionu wystarczyła mu prędkość. Teraz widzę, że interesuje się muzyką i lubi grać na instrumentach. W przeciwieństwie do siostry nie ma talentu plastycznego, choć zaczął już malować głowy z oczami. To nasz wielki rodzinny sukces (śmiech).

Jakiej przyszłości chciałbyś dla swoich dzieci?

- Po co mi sfrustrowany syn prawnik czy lekarz? Wolę zadowolonego fryzjera. Chcę dla nich tylko jednego: szczęścia.

A ty jesteś szczęśliwy?

- Teraz tak. Może dlatego, że mam fart w życiu? A może właśnie dlatego, że mam otwartą głowę? Po SGH poszedłem do pracy w Ministerstwie Finansów. Byłem tam asystentem asystenta. Liczyłem cyferki z nadzieją, że jakoś to będzie. Ale w pewnym momencie postanowiłem zaryzykować i skoczyć na głęboką wodę. Wziąłem bezpłatny urlop i poszedłem na bezpłatny staż do radia Tok FM. Okazało się, że mnie to kręci i złożyłem w pracy wymówienie. Formalności zajęły mi jeden dzień. Oni też nie byli specjalnie nieszczęśliwi, bo mi tam nie szło. I poszedłem na drugi bezpłatny miesiąc stażu w radiu.

Warto było?

- Dostałem tam robotę i dziś żałuję tylko, że nikt szybciej nie pomógł mi odkryć, do czego się nadaję. Jest tyle głupot, które nam wkładają do głowy. Musisz mieć tytuł magistra, zawód, który da ci kasę. A może jest inaczej? Zostań stolarzem, dobrym stolarzem, jeśli cię to naprawdę kręci.

A kręcą cię konflikty? Ostro zareagowałeś, gdy Kuba Wojewódzki pisał, że polsatowskie festiwale przypominają doroczne uroczystości dożynkowo-grillowe. I teraz masz za swoje! TVN pierwszy raz zorganizował sylwestra.

- Nie sądzę, bym miał jakikolwiek wpływ na decyzje stacji TVN. Ale faktycznie, wtedy wkurzyłem się, bo wiem, ile pracy kosztuje Polsat reaktywacja Bursztynowego Słowika czy festiwal TOP trendy, na którym można oprócz komercyjnej muzyki posłuchać też Hey i Marii Peszek. W sumie cieszę się z tego TVN-owskiego sylwestra, bo konkurencja dopinguje.

Jaki jest twój przepis na dobrą imprezę?

- Dawno już na takiej nie byłem. Teraz balujemy głównie z dziećmi lub z sąsiadami na obradach wspólnoty mieszkaniowej (śmiech).

Żona nadal jest zazdrosna o twoją przyjaźń z Maćkiem Dowborem?

- To już stare dzieje. Kiedy on zaczął trenować, ja kupiłem mieszkanie i zacząłem remont. Każdy wie, ile energii zabiera spinanie ekip budowlanych. Przez ostatni rok właściwie mijaliśmy się z Maćkiem. Ale cieszę się, że spotkamy się w sylwestra. Wreszcie będzie okazja, by się nagadać.

O czym głównie rozmawiacie?

- O dzieciach! Pod warunkiem, że uda mi się wynegocjować wolny wieczór. Co jeszcze? O samochodach i o sporcie, ale coraz mniej.

Może zaczniesz biegać z Dowborem?

- Nie lubię biegania, wolę rower. Na festiwal w Mrągowie przyjechałem na rowerze z Torunia.

Czego boi się facet w twoim wieku?

- Mam rodzinę i muszę zapewnić jej byt. To teraz moja misja w życiu. Dzieci rosną i trzeba mieć oczy dookoła głowy.

I to mówi człowiek, który przyznaje, że palił marihuanę?

- Wydaje mi się, że wszystko, czego zabronimy dzieciom, one sobie same wezmą. Przyjdzie taki czas, że przestanę być dla nich autorytetem. Moim zadaniem jest tak je przygotować na czas dojrzewania, by kompletnie nie straciły głowy.

Chcesz chronić dzieci przed głupotami, które sam robiłeś w młodości?

- Dlaczego miałbym to robić? Po co zabraniać tego, co sprawiało mi przyjemność? W młodości pragniemy niekończących się imprez, skoków ze spadochronem, wypraw na koniec świata, a potem chcemy trzymać własne dzieci pod kloszem. To absurd. Im krótsza i sztywniejsza jest "smycz", tym szybciej dziecko się z niej zerwie. Nie mogę dzieciom zabronić eksperymentować. Sam to robiłem.

Show
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas