Małżeństwo jest jak misterium

Ich uczucie oparte jest na głębokim zrozumieniu, a także silnej, psychicznej więzi. I doskonale się sprawdza!

Małgorzata Pieczyńska jest pewna uczuć męża / fot. A. Szilagyi
Małgorzata Pieczyńska jest pewna uczuć męża / fot. A. SzilagyiMWMedia

Przez blisko 5 lat była żoną aktora Andrzeja Pieczyńskiego. W rok po rozwodzie, z obsypanym nagrodami filmem Jezioro Bodeńskie, w którym zagrała Suzanne, wyjechała do Szwecji. Tam poznała biznesmena, Gabriela Wróblewskiego.

Jak dwie połówki jabłka

Przez tydzień chodzili do kina, włóczyli się po mieście. Doszli do wniosku, że mają zgodne poglądy na świat. Potem pojechali na Wyspy Kanaryjskie. Zdecydowali się na to tak szybko, bo nie tylko od razu się sobie spodobali, ale przeczuwali, że mogą być razem szczęśliwi. Oboje po przejściach, dojrzali - zdawali sobie sprawę, że są już ukształtowanymi ludźmi, którzy nie będą zmieniać się dla drugiej osoby. I albo będą do siebie pasować, albo nie.

- Chcieliśmy stworzyć idealne warunki, by się w nich sprawdzić. Doszliśmy do wniosku, że jeżeli na urlopie coś zazgrzyta, to codzienność mogłaby stać się wieczną przepychanką - opowiada aktorka.

Kiedy poznała swego przyszłego męża, była u szczytu kariery, dużo grała. Jeszcze przez dwa lata kursowała między Warszawą, gdzie trzymały ją obowiązki zawodowe, a Sztokholmem, gdzie od lat żyje i pracuje Gabriel Wróblewski. Dopiero kiedy zapragnęli dziecka, aktorka przeniosła się na stałe do Szwecji i na kilka lat zrezygnowała z grania, żeby zająć się porządnie rodziną.

Najszczęśliwszy dzień w życiu

Czuła się zawodowo spełniona, więc nie było w niej tęsknoty za aktorstwem, poza tym, jak twierdzi, macierzyństwo nadało jej życiu sens.

- Dzień, w którym urodziłam syna, był najszczęśliwszy w moim życiu. Kiedy chcę przywołać dobre sny, wspominam moment, w którym pojawił się na świecie. Gabryś trzymał mnie za rękę, przytulał, przecinał pępowinę. Kiedy wspominam narodziny syna, wspominam też dotyk dłoni męża - opowiada ze wzruszeniem.

W życiu często idzie na kompromis, zwłaszcza w małżeństwie, o które, jej zdaniem, na co dzień trzeba bardzo dbać.

Małżeństwo to misterium

- Małżeństwo to niekończące się misterium, rozgrywane jak próba generalna, pełna napięć, niepewności, a nawet tremy. Oboje mamy ostre, zdecydowane i niełatwe charaktery. Mamy takie samo poczucie niezależności i dumy, i te same wysokie wymagania względem siebie i innych.

W takiej sytuacji są dwa wyjścia: całkowicie do siebie przystać bądź całkowicie się od siebie odwrócić. Wybraliśmy to pierwsze i nie żałujemy - wyznaje aktorka.

Państwo Wróblewscy bardzo dbają o swoje potrzeby, starają się być ze sobą, a nie obok siebie. Dużo podróżują po świecie z 20-letnim już dziś synem, ale chętnie pielęgnują też chwile tylko we dwoje. - Przynajmniej raz w roku na tydzień lub dwa wyjeżdżamy gdzieś sami. Mamy przestrzeń, by zastanowić się nad tym, jak się czuje partner. Tonąc w codzienności, łatwo stracić słuch na potrzeby drugiej osoby. Tyle jest małżeństw, w których ludzie pełnią wobec siebie role usługowe. A po latach dziwią się, że mąż odszedł z inną, a żona ma kochanka - wyznaje pani Małgorzata.

Aktorka nie obawia się, że kiedykolwiek przestanie podobać się mężowi. Przekonana jest, że on kocha ją nie tylko za urodę, ale za wszystko. A ich miłość oparta jest na zrozumieniu i silnej, psychicznej więzi.

- Nie zajmuję się myśleniem o sobie. Stale zastanawiam się, czego oczekuje ode mnie człowiek,

którego kocham - mówi. I dodaje: - Wciąż sobie powtarzam: kochaj go, kiedy najmniej na to zasługuje!

MP

Śródtytuły pochodzą od redakcji INTERIA.PL

Rewia
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas