Maria Czubaszek: Jestem uzależniona od telewizji, tak samo jak od papierosów
"Blog niecodzienny", nowa książka Marii Czubaszek, jest zbiorem najbardziej zabawnych wpisów z jej bloga. Jak powstaje jej pisarska twórczość? "Siadam po turecku na podłodze i opieram się o tapczan. Komputer kładę na niskim stoliku" - wyznała autorka.
Andrzej Grabarczuk: - Pani książka imponuje swoim rozmiarem - 800 stron...
Maria Czubaszek: - Zobaczyłam ją po raz pierwszy kilka dni temu na wieczorze autorskim. Na jej widok po prostu się przeraziłam. "Matko Boska! Tą książką można zabić, jest tak gruba" - powiedziałam Arturowi Andrusowi, który prowadził spotkanie. Wywaliłabym z niej połowę tekstów, bo nie lubię czytać swojej twórczości. Na ludzi, którzy ją kupili, patrzyłam z podziwem i z pewną ciekawością.
- Książka jest prezentem od wydawnictwa Prószyński. Dawno temu, powiedzieli mi, że chcą wydać to, co pisałam na blogu. Szczerze mówiąc, zapomniałam już sprawie. Była cisza zupełna i dosłownie tydzień temu dostałam telefon, że za chwilę odbędzie się promocja.
Książka jest zbiorem wpisów, jakie umieszczała pani na swoim blogu przez osiem lat. Jak doszło do tego, że została pani blogerką?
- Pisanie bloga zamówiła u mnie Wirtualna Polska. Byłam tym przerażona, ponieważ moje życie nie kręci się wokół komputera i internetu. Komputer służy mi pisania, sprawdzania poczty, czasem wchodzę na Google'a, jeśli czegoś nie wiem. Nie czytałam żadnych blogów. Propozycję złożyli akurat wtedy, gdy straciłam płynność finansową, co, przyznam, często się zdarza. Oczywiście się zgodziłam. Podpisałam umowę. Miałam pisać co drugi dzień, dlatego moja strona otrzymała nazwę "Blog niecodzienny". I tak, przez te osiem lat, co drugi dzień, siadałam rano do komputerka.
Po jakie tematy pani sięgała?
- Blog nie jest o moim życiu - że dzisiaj zjadłam ciastko, a potem poszłam na nagranie, itd. Nie sądziłam, by kogokolwiek mogło to interesować. Pisałam trochę o polityce, bo się nią interesuje, oraz trochę o celebrytach - w związku z tym, że przygotowywałam się do programu radiowego "Bieg przez plotki" i rozmów z Alicją Resich-Modlińską w "Pytaniu na śniadanie".
- W wielu moich tekstach pojawia się dialog z córką mojej sąsiadki. Wymyśliłam tę postać, by ułatwić sobie pisanie, gdyż bardzo lubię układać dialogi. Pomyślałam, że niby będę z kimś rozmawiać. Ta córka sąsiadki jest idiotką. Na jej tle wychodzę na dużo mądrzejszą i bardzo jestem z tego zadowolona.
Jak wyglądał u pani proces pisania?
- O godzinie 6, 7 rano kupowałam tabloidy. Sprawdzałam, czy jest coś ciekawego. Kiedyś czytałam je z pewnym obrzydzeniem, potem, nie ukrywam, zaczęło mnie to wciągać. Jeśli nic nie znalazłam, oglądałam telewizję - jestem od niej uzależniona, tak samo jak od papierosów. Przystępując do pisania - tak robię zawsze - siadam po turecku na podłodze i opieram się o tapczan. Komputer kładę na niskim stoliku. Nie cierpię siedzieć na krześle, kiedy mi nogi dyndają. Podczas pracy więcej palę niż piszę. Często łapię się na tym, że jeden papieros mi się pali, a ja już drugiego zapalam. Podłoga koło tego miejsca, gdzie siedzę, jest cała poprzypalana, bo nie zawsze trafiam w popielniczkę. Co ciekawe, Wisława Szymborska powiedziała, że jej najlepsze wiersze powstały w oparach dymu tytoniowego.
Czy lubi pani pisać?
- Nie po to żyję, by pisać, tylko piszę po to, by żyć. Od dawna bym nie pracowała, bo uważam, że już się strasznie dużo napisałam. Do pisania głupot, jakie tworzę, nie jest potrzebne natchnienie, tylko motywacja. A tą motywacją u mnie są na ogół dwa, albo trzy niezapłacone rachunki i jakieś zamówienie po prostu.
- Większości ludzi, kiedy piszą blog, coś w duszy gra. Mi natomiast nic w duszy nie gra, przysięgam. Czasem tylko coś świśnie w płucach, ale to raczej przez mój nałóg palenia.
Ostatni wpis na pani blogu pochodzi z lutego. Czy zrobiła sobie pani przerwę od bloga?
- Powiedzmy sobie szczerze - w Wirtualnej Polsce zmienił się szef i po prostu podziękowano mi... Artur Andrus też przestał pisać.
Czy czyta pani komentarze w internecie pod tekstami na swój temat?
- Nie czytam. Wiem, że hejterzy wypisują o mnie rozmaite rzeczy. Czasem jakiś znajomy powtórzy mi, co przeczytał. Bardzo mnie śmieszą te komentarze. Ostatnio ktoś napisał, że jestem tak stara, że wiszę nawet pięć złotych Mojżeszowi.