Maybelline - historia rodziny, której pieniądze nie przyniosły szczęścia

Produkty do pielęgnacji oczu przyniosły im fortunę, ale nie dały szczęścia. Po latach dziedziczka "rodziny Maybelline" postanowiła ujawnić brutalną prawdę o życiu swoich przodków. Alkoholizm, zdrady i "terror piękna" to ciemniejsza strona ich życia. Ale jest i pozytywny aspekt - upór i determinacja w dążeniu do celu są kluczem do sukcesu.

Firma działa od niemal stu lat...
Firma działa od niemal stu lat...Getty Images/Flash Press Media

Izabela Grelowska, INTERIA.PL: Ludzie często uważają, że dobry biznesmen to taki, który nigdy nie ponosi porażek. Pierwszy biznes Toma Lyle’a, twórcy Maybelline, był całkowitą klapą, później bankrutował on jeszcze kilkakrotnie. Jakie cechy sprawiły, że mimo to odniósł sukces?

Sharrie Williams:  - Wierzył, że dobry produkt i dążenie do sukcesu przeważą nad ryzykiem porażki. Tom Lyle był geniuszem marketingu i reklamy. Przez dekady potrafił rozpoznać rynki docelowe.

Tom Lyle był pionierem na rynku produktów do makijażu oczu, ale, jak zauważyłaś, w rozwoju Maybelline ogromną rolę grała reklama. Co było kluczowe dla  sukcesu przedsiębiorstwa: dobry produkt czy reklama?
 
- Firma Maybelline zawsze trzymała się zasady "jakość w rozsądnej cenie", tak, aby każda kobieta mogła sobie pozwolić na bycie piękną. Ale tym, co spowodowało, że Maybelline stała się firmą numer jeden na świecie, były i nadal są marketing oraz reklama.

W jednej z pierwszych kampanii reklamowych Maybelline padły obietnice bez pokrycia, co doprowadziło firmę na skraj upadku. Jak to wydarzenie wpłynęło na Toma Lyle’a i jego późniejsze postępowanie?

 - W czasach kiedy reklama dopiero stawiała pierwsze kroki, wszystko było dozwolone, ponieważ nie było żadnych praw, które by ją ograniczały. Kiedy Tom Lyle wypuścił swój pierwszy produkt Lash-Brow-Ine, twierdził, że stymuluje on porost rzęs. Tom Lyle sam w to wierzył, ale okazało się, że maść nie miała takiego działania. Wtedy zarzucił jej produkcję i zajął się tworzeniem tuszu przyciemniającego rzęsy, który nazwał Maybelline. Skoncentrował się na produktach upiększających, rezygnując z medycznych. Nie chciał być znany jako aptekarz, ale jako król reklamy.

W książce przedstawiłaś swoją rodzinę "bez makijażu". Nie wahałaś się pokazać wad i poruszyć nawet bardzo bolesnych spraw. Dlaczego się na to zdecydowałaś?

- Kiedy ludzie myślą o rodzinie Maybelline, wydaje im się, że musi być ona perfekcyjna, że jej członkowie mieli i mają wspaniałe życie. To nie jest prawda. Jesteśmy zwykłą rodziną mającą swoje wady. Chciałabym, aby czytelnicy byli w stanie zrozumieć mnie, moją rodzinę i to, przez co przeszliśmy. Nie jesteśmy doskonali i każdy, kto mnie spotka, czy też usłyszy na spotkaniu, z pewnością poczuje, że są rzeczy, które nas łączą.

Miałam nadzieję, że ta historia zainspiruje i zachęci ludzi do tego, aby wierzyli w swoje marzenia, ciężko pracowali, aby je zrealizować, przezwyciężali trudności i odnosili sukcesy.

Czy drzewo genealogiczne zamówione przez Emery’ego było prawdziwe?

 - Przez pierwsze 80 lat myśleliśmy, że tak. Ale w czasach kiedy prowadził on swoje badania, czyli we wczesnych latach 30. XX wieku, miał dostęp do dosyć ograniczonych źródeł. Po ukazaniu się mojej książki, skontaktowała się ze mną pewna osoba, która myślała, że jesteśmy spokrewnieni. Po dokładniejszym zbadaniu sprawy okazało się, że jedna z linii uwzględnionych przez Emery’ego była fałszywa. I musieliśmy z niej zrezygnować. Ale wciąż jesteśmy spokrewnieni z Benjaminem Franklinem.

Opisałaś ze szczegółami wiele związków w twojej rodzinie, ale ten między tomem Lyle’em i Emerym potraktowałaś dosyć ogólnikowo. Dlaczego?

- Nie wiem zbyt wiele o ich życiu, ponieważ byli oni homoseksualistami i zachowywali daleko posuniętą dyskrecję również w stosunku do członków rodziny. Po wyjściu mojej książki rodzina Emery’ego odnalazła mnie i staliśmy się sobie bardzo bliscy, a nawet nazywamy się kuzynami. A to dlatego, że gdyby Tom i Emery żyli w dzisiejszych czasach i chcieli się pobrać, nasze rodziny byłby połączone oficjalnie.

Napisałaś, że homoseksualiści stali się rodzajem kozłów ofiarnych pod koniec wielkiego kryzysu i ponownie w latach 50. Jakie czasy były według ciebie najtrudniejsze dla Toma Lyle’a?

INTERIA.PL

- Myślę, że było im ciężko od lat 30. do śmierci Emery’ego w 1964 roku, ale najgorsze były lata 50. To wtedy rząd postanowił wyeliminować homoseksualistów z przemysłu kosmetycznego. Od tego czasu Tom i Emery szczególnie dbali o swoją prywatność i o to, aby nigdy nie byli kojarzeni z marką Maybelline. Od tego momentu twarzami Maybelline były wyłącznie gwiazdy filmowe.

Napisałaś, że pieniądze miały destrukcyjny wpływ na twoją rodzinę. Dlaczego tak się stało?

- Do czasu kiedy Maybelline została sprzedana w grudniu 1967 roku, byliśmy zwykłymi reprezentantami klasy średniej. To wydarzenie uczyniło z nas multimilionerów w przeciągu jednej nocy. To było jak wygrana na loterii, każdy musiał się jakoś do tego zaadaptować. Moja matka nigdy nie poradziła sobie ze zmianą, a babka związała się z nieodpowiednimi ludźmi, co ją zniszczyło. Przystosowanie się do nowej pozycji zajęło nam lata.

Piękno było cenioną wartością w twojej rodzinie. Czy odczuwałaś "terror piękna"?

- Moja babka, Miss Maybelline, była prawdziwą perfekcjonistką, jeśli chodzi o sprawy urody i było naprawdę ciężko żyć w zgodzie z jej oczekiwaniami. Zaszkodziłam sobie stosując pigułki odchudzające, tleniąc włosy w wieku 15 lat i kryjąc się za maską perfekcji. Porzucenie tej fasady i zaakceptowanie siebie taką, jaką jestem, zajęło mi lata spędzone na terapii, już po jej śmierci.

Czym teraz jest dla ciebie piękno?

- To być zdrowym, wyglądać zdrowo i czuć się zdrowo. Nie piję alkoholu i nie używam narkotyków, staram się prawidłowo odżywiać. Ćwiczenia, szczególnie joga, pozwalają mi zachować młodość i czuć się naturalnie piękną, jak na swój wiek. Także bycie produktywną i dawanie czegoś z siebie sprawia, że czuję się piękna wewnętrznie i zewnętrznie. W 2015 roku wydam kolejną książkę na stulecie Maybelline, będę też kontynuować moją karierę mówcy. Wszystkich czytelników zapraszam do śledzenia mojego bloga www.maybellinebook.com.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas