Miałam być pielęgniarką
Rodzice chcieli, by zdobyła dobry kobiecy zawód. Halina od zawsze marzyła o śpiewaniu. Zbuntowała się dopiero wtedy, kiedy wyjechała na studia do Krakowa.

Olza. Rzeka nad malowniczo położoną wsią Návsí niedaleko Cieszyna. To już Czechy, choć większość mieszkańców mówi po polsku. Halina przyszła na świat właśnie w rodzinie o polskich korzeniach. Jej ojciec, Władysław Mlynek, był znanym działaczem społecznym i kulturalnym na Zaolziu. Halina była z nim mocno związana, ale, o dziwo, nie ma ani jednego zdjęcia z tatą. Dlaczego? "On był nieprawdopodobnie zajętą osobą. Społecznikiem" - wyjaśnia gwiazda.
"Muzyczne" dzieciństwo
Mama Anna dla rodziny zrezygnowała z własnych ambicji zawodowych. "Jestem jej za to bardzo wdzięczna" - mówi dziś artystka. Ona i jej starszy o rok brat Władysław ("imię otrzymał po ojcu. O innym nie mogło być mowy!") od zawsze mieli świadomość, że żyją na pograniczu dwóch kultur. W domu musieli jednak mówić po polsku. "Rodzice powtarzali nam, że jesteśmy Polakami", opowiada piosenkarka. "Co ciekawe, nigdy nie miałam chłopaka Czecha. Ojciec nie patrzyłby na to przez palce" - twierdzi.
Jedno z pierwszych wspomnień Haliny to widok fortepianu stojącego w centralnym punkcie domu. Niestety, instrument został oddany do szkoły, gdzie ojciec Haliny był dyrektorem. Talent do muzyki odkryli nie rodzice, ale nauczyciele w przedszkolu. W wieku sześciu lat zaczęła grać na pianinie! Swoich sił w muzyce próbował też mały Władek. "Grał na akordeonie, lecz bez pasji. Choć dziś czasem sięga po ten instrument, nie pracuje jako artysta. Został lekarzem, jest internistą" - mówi artystka.
Pasja Haliny szybko przełożyła się na zyski: pierwsze pieniądze zarobiła już jako dwunastolatka. Na Wielkanoc na Zaolziu chodzi się "po domach" i śpiewa piosenki z życzeniami. "Dostawałam słodycze, niekiedy także pieniądze", opowiada. "Czasem bywało tego dosyć sporo, bo 150 koron, czyli około 20 złotych," wspomina Halina.
Halinka
W domu rodzinnym nigdy nie zdrabniano jej imienia na "Halinka", jak później pisali o niej dziennikarze. "Wśród bliskich zawsze byłam Halą. Raz nawet - chyba w pierwszej klasie - kiedy podpisałam swój zeszyt Halinka, ojciec natychmiast kazał zmienić imię na Halinę".
W szkole podstawowej - oczywiście polskiej, - była urwisem. Ale nauczyciele mieli do niej słabość. "Miałam temperament i byłam nawet trochę pyskata. Na szczęście nie było z tego powodu problemów. Pamiętam, jak jeden z moich nauczycieli wychodził na korytarz, by wybuchnąć śmiechem po tym, jak broniłam koleżanki i coś dziwnego powiedziałam" - opowiada.
Po podstawówce rodzice zdecydowali, że powinna iść do Liceum Medycznego w Cieszynie. "O śpiewaniu nawet nie chcieli słyszeć. Uważali, że powinnam mieć konkretny zawód. Marzyło im się, bym zostałam pielęgniarką" - opowiada.

Jak Halinka nie została pielęgniarką
Dlatego czasy licealne spędzone w popularnym "medyku" to okres w życiu, który Halina wspomina bez sentymentu. Nie mogła się doczekać, kiedy wreszcie zda maturę i zajmie się śpiewaniem. W szkole pielęgniarskiej nie miała przyjaciół. "Kompletne odosobnienie: nie byłam na ani jednej szkolnej wycieczce. Nie dałam się nikomu poznać przez cztery lata nauki, mimo że klasa była fajna. Ja ich po prostu nie rozumiałam" - wspomina. Czuła, że jej żywiołem jest scena. Właśnie wtedy zaczęła występować w ludowym Zespole Pieśni i Tańca Olza i wyjeżdżać na zagraniczne festiwale - nawet do Stanów Zjednoczonych.
W domu najchętniej słuchała jazzu, ale także czarnej muzyki gospel i czeskich piosenkarek np. Hany Hegerovej, Lucii Bili... Po maturze wybrała studia etnograficzne w Krakowie, ale na trzecim roku postanowiła przenieść się do Krakowskiej Szkoły Jazzu i Muzyki Rozrywkowej. Długo nie potrafiła się odważyć, by powiedzieć o tym rodzicom. Sama opłacała czesne. "Szczególnie obawiałam się taty, bo to on był zdecydowanie przeciwny. Kiedy mu powiedziałam o szkole, milczał.
Ale uśmiechnął się do mnie. Zrozumiał, że to moja pasja. Niestety, nie dożył chwili, kiedy zaczęłam odnosić sukcesy z zespołem. Zmarł w 1997 roku" - mówi SHOW Halina.
Dwa lata po tej rozmowie z ojcem Mlynkova została wokalistką zespołu Brathanki i jedną z najbardziej lubianych piosenkarek w Polsce. Między zajęciami na studiach a koncertami znalazła jeszcze czas na imprezy, wypady na krakowski Rynek i... miłość. W 2002 roku poznała Łukasza Nowickiego, swojego przyszłego męża.
Czeskie oświadczyny
"To było na urodzinach jego ojca, połączonych z promocją jego książki Listy do Pana Piotra. Przyszłam tam wieczorem, chyba trochę przez przypadek. Kompletnie nie wiedziałam wtedy, że istnieje ktoś taki, jak syn słynnego Jana Nowickiego" - śmieje się Halina. Łukasz ją zapamiętał.
"W nasze pierwsze randki bardzo zaangażował się Zbigniew Preisner, który od początku uważał, że powinniśmy się pobrać. Mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że był naszym swatem" -
wspomina gwiazda.
Zdradza też SHOW, w jaki sposób Łukasz się jej oświadczył. W tej scenie romantyzm przeplatał się z humorem. "Umówiliśmy się, że idziemy na spacer, wzięliśmy ze sobą dwie butelki wina i weszliśmy na górkę w Białce Tatrzańskiej. Nagle Łukasz zaczął czegoś szukać. Potem okazało się, że napisał sobie coś po czesku na kartce, którą jednak... zgubił.
Był w tym taki słodko niezorganizowany...", rozpływa się piosenkarka. Oświadczyny zostały przyjęte. Halina dostała nawet dwa pierścionki - Łukasz nie mógł się zdecydować, który podoba mu się bardziej... W życiu Haliny zaczął się nowy etap. Koniec Brathanków, ślub, dziecko. Dziś znowu wraca do swojej pasji: śpiewania.
Oskar Maya
Nowy większy SHOW - elegancki magazyn o gwiazdach! Jeszcze więcej stron, więcej gwiazd i tematów! Więcej przeczytasz w najnowszym wydaniu magazynu, w sprzedaży od 5 grudnia!