Miałam być pielęgniarką

Rodzice chcieli, by zdobyła dobry kobiecy zawód. Halina od zawsze marzyła o śpiewaniu. Zbuntowała się dopiero wtedy, kiedy wyjechała na studia do Krakowa.

Od kilku lat tworzą szczęśliwe małżeństwo / fot. J. Antoniak
Od kilku lat tworzą szczęśliwe małżeństwo / fot. J. AntoniakMWMedia

"Muzyczne" dzieciństwo

Mama Anna dla rodziny zrezygnowała z własnych ambicji zawodowych. "Jestem jej za to bardzo wdzięczna" - mówi dziś artystka. Ona i jej starszy o rok brat Władysław ("imię otrzymał po ojcu. O innym nie mogło być mowy!") od zawsze mieli świadomość, że żyją na pograniczu dwóch kultur. W domu musieli jednak mówić po polsku. "Rodzice powtarzali nam, że jesteśmy Polakami", opowiada piosenkarka. "Co ciekawe, nigdy nie miałam chłopaka Czecha. Ojciec nie patrzyłby na to przez palce" - twierdzi.

Jedno z pierwszych wspomnień Haliny to widok fortepianu stojącego w centralnym punkcie domu. Niestety, instrument został oddany do szkoły, gdzie ojciec Haliny był dyrektorem. Talent do muzyki odkryli nie rodzice, ale nauczyciele w przedszkolu. W wieku sześciu lat zaczęła grać na pianinie! Swoich sił w muzyce próbował też mały Władek. "Grał na akordeonie, lecz bez pasji. Choć dziś czasem sięga po ten instrument, nie pracuje jako artysta. Został lekarzem, jest internistą" - mówi artystka.

Pasja Haliny szybko przełożyła się na zyski: pierwsze pieniądze zarobiła już jako dwunastolatka. Na Wielkanoc na Zaolziu chodzi się "po domach" i śpiewa piosenki z życzeniami. "Dostawałam słodycze, niekiedy także pieniądze", opowiada. "Czasem bywało tego dosyć sporo, bo 150 koron, czyli około 20 złotych," wspomina Halina.

Halinka

W domu rodzinnym nigdy nie zdrabniano jej imienia na "Halinka", jak później pisali o niej dziennikarze. "Wśród bliskich zawsze byłam Halą. Raz nawet - chyba w pierwszej klasie - kiedy podpisałam swój zeszyt Halinka, ojciec natychmiast kazał zmienić imię na Halinę".

W szkole podstawowej - oczywiście polskiej, - była urwisem. Ale nauczyciele mieli do niej słabość. "Miałam temperament i byłam nawet trochę pyskata. Na szczęście nie było z tego powodu problemów. Pamiętam, jak jeden z moich nauczycieli wychodził na korytarz, by wybuchnąć śmiechem po tym, jak broniłam koleżanki i coś dziwnego powiedziałam" - opowiada.

Po podstawówce rodzice zdecydowali, że powinna iść do Liceum Medycznego w Cieszynie. "O śpiewaniu nawet nie chcieli słyszeć. Uważali, że powinnam mieć konkretny zawód. Marzyło im się, bym zostałam pielęgniarką" - opowiada.

Śpiewała od dzieciństwa
 fot. A. SzilagyiMWMedia

Dlatego czasy licealne spędzone w popularnym "medyku" to okres w życiu, który Halina wspomina bez sentymentu. Nie mogła się doczekać, kiedy wreszcie zda maturę i zajmie się śpiewaniem. W szkole pielęgniarskiej nie miała przyjaciół. "Kompletne odosobnienie: nie byłam na ani jednej szkolnej wycieczce. Nie dałam się nikomu poznać przez cztery lata nauki, mimo że klasa była fajna. Ja ich po prostu nie rozumiałam" - wspomina. Czuła, że jej żywiołem jest scena. Właśnie wtedy zaczęła występować w ludowym Zespole Pieśni i Tańca Olza i wyjeżdżać na zagraniczne festiwale - nawet do Stanów Zjednoczonych.

W domu najchętniej słuchała jazzu, ale także czarnej muzyki gospel i czeskich piosenkarek np. Hany Hegerovej, Lucii Bili... Po maturze wybrała studia etnograficzne w Krakowie, ale na trzecim roku postanowiła przenieść się do Krakowskiej Szkoły Jazzu i Muzyki Rozrywkowej. Długo nie potrafiła się odważyć, by powiedzieć o tym rodzicom. Sama opłacała czesne. "Szczególnie obawiałam się taty, bo to on był zdecydowanie przeciwny. Kiedy mu powiedziałam o szkole, milczał.

Ale uśmiechnął się do mnie. Zrozumiał, że to moja pasja. Niestety, nie dożył chwili, kiedy zaczęłam odnosić sukcesy z zespołem. Zmarł w 1997 roku" - mówi SHOW Halina.

Dwa lata po tej rozmowie z ojcem Mlynkova została wokalistką zespołu Brathanki i jedną z najbardziej lubianych piosenkarek w Polsce. Między zajęciami na studiach a koncertami znalazła jeszcze czas na imprezy, wypady na krakowski Rynek i... miłość. W 2002 roku poznała Łukasza Nowickiego, swojego przyszłego męża.

Czeskie oświadczyny

"To było na urodzinach jego ojca, połączonych z promocją jego książki Listy do Pana Piotra. Przyszłam tam wieczorem, chyba trochę przez przypadek. Kompletnie nie wiedziałam wtedy, że istnieje ktoś taki, jak syn słynnego Jana Nowickiego" - śmieje się Halina. Łukasz ją zapamiętał.

"W nasze pierwsze randki bardzo zaangażował się Zbigniew Preisner, który od początku uważał, że powinniśmy się pobrać. Mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że był naszym swatem" -

wspomina gwiazda.

Zdradza też SHOW, w jaki sposób Łukasz się jej oświadczył. W tej scenie romantyzm przeplatał się z humorem. "Umówiliśmy się, że idziemy na spacer, wzięliśmy ze sobą dwie butelki wina i weszliśmy na górkę w Białce Tatrzańskiej. Nagle Łukasz zaczął czegoś szukać. Potem okazało się, że napisał sobie coś po czesku na kartce, którą jednak... zgubił.

Był w tym taki słodko niezorganizowany...", rozpływa się piosenkarka. Oświadczyny zostały przyjęte. Halina dostała nawet dwa pierścionki - Łukasz nie mógł się zdecydować, który podoba mu się bardziej... W życiu Haliny zaczął się nowy etap. Koniec Brathanków, ślub, dziecko. Dziś znowu wraca do swojej pasji: śpiewania.

Oskar Maya

Nowy większy SHOW - elegancki magazyn o gwiazdach! Jeszcze więcej stron, więcej gwiazd i tematów! Więcej przeczytasz w najnowszym wydaniu magazynu, w sprzedaży od 5 grudnia!

Show
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas