Michał Czernecki: Aktorstwo sporo mnie kosztuje

W najnowszym serialu TVN-u Michał Czernecki zagrał komisarza Pawła Szulca. O swej roli i o tym, jak życie zawodowe przenika do prywatnego, mówi w wywiadzie. "Nasz zawód jest półprzepuszczalny" - zauważa aktor.

Ekipa serialu "Motyw". W środku Michał Czernecki
Ekipa serialu "Motyw". W środku Michał CzerneckiPiotr MoleckiEast News

Dorota Kieras: Czy to pan ma "pociągnąć" cały serial "Motyw", kreując w nim charyzmatyczną postać komisarza Pawła Szulca?

Michał Czernecki: - Na szczęście mam tak fantastyczne partnerki, że nie muszę tego robić sam. I mam Pawła Maślonę, który czuwa nad całością tej opowieści. Oczywiście, widzimy tę historię także oczami Pawła Szulca, ale nie tylko. Każda z postaci jest pełnokrwista i pełnowartościowa, możemy się identyfikować nie tylko z Pawłem Szulcem, ale też z postaciami Małgośki i Agnieszki. To jest szkatułkowa, wielowątkowa historia, która dla mnie samego jest coraz bardziej pociągająca, bo widziałem tylko pierwszy odcinek. Miałem dużą przyjemność oglądania tego świata jako widz.

Wymienił pan kobiece bohaterki, które skrywają jakieś tajemnice, mają i ciemne, i jasne strony. A komisarz? Jest nieskazitelny i kryształowy?

- Nie, nie, to nie jest taki człowiek! Wydaje mi się, że jest to bohater bardzo skomplikowany, uwikłany w sprawy z przeszłości, które na nim ciążą. Ten serial jest tak skonstruowany, że każdy z nas ma swoje mroczne karty w przeszłości, do których wolałby nie wracać, ale z którymi prędzej czy później będzie się musiał zmierzyć.

W serialach zwykle pokazywany jest policjant, który uparcie zmierza do rozwiązania zagadki. A w "Motywie" pański bohater ma też życie prywatne, które wcale nie jest łatwe.

- Nie jest łatwe. I wydaje mi się, że to jest świetna konstrukcja, to są Himalaje do zagrania! Ta postać jest wyrazista, wielopłaszczyznowa. Myślę, że to jest ciekawy zabieg scenariuszowy, że ta postać ma tę "drugą nogę" w postaci życia prywatnego, a te dwa światy wpływają na siebie wzajemnie, są katalizatorami dla siebie nawzajem. Pewnie bardziej ten świat zawodowy wpływa na ten prywatny. Tak jest też w pracy aktora. Ostatnio miałem taką refleksję, że ten zawód jest półprzepuszczalny. To znaczy, że to, co się dzieje u mnie zawodowo, wpływa na moje życie prywatne. Jeżeli mam zarost, to moi synowie mają ojca z zarostem przez pół roku. To działa też w drugą stronę - jeżeli mam jakieś osobiste problemy, to widzów to niespecjalnie interesuje. Publiczności w teatrze nie obchodzi, że mam trudny dzień, problemy zdrowotne czy psychologicznie mam jakiś ze sobą kłopot. Przedstawienie jest przedstawieniem, a widzowie mają prawo za każdym razem otrzymać tę samą jakość. To ciekawy problem i wydaje mi się, że dotyczy on także w bardzo mocnym stopniu i policjantów. Utrzymanie higieny życia jest bardzo trudne w tym zawodzie i jest tu paralela z tym, co się dzieje w moim zawodzie. Dlatego było mi trochę łatwiej się do tego zbliżyć.

A jak pan sobie radzi ze stresem? Biega pan, chodzi na siłownię?

- Nie, to jest mi obce. Staram się komunikować z moimi bliskimi, ale też, kiedy jest potrzeba, to staram się sięgać po pomoc kogoś z zewnątrz. Ten zawód jest bardzo trudny i on nie zawsze jest bezproblemowy. Myślę, że największą odwagą w tym zawodzie jest przyznać się do tego, że po prostu potrzebujemy pomocy, że sami z tego nie wyjdziemy. Konstrukcję psychiczną bohatera czy jego sposób myślenia aktor często przenosi do domu. To jest bardzo niebezpieczne. Zawsze myślałem, że jestem od tego wolny i że się mocno pilnuję, a to nie do końca tak jest. Myślę, że ten zawód każdego z nas sporo kosztuje. Dzięki graniu Szulca ja sobie też swoje prywatne rzeczy załatwiam, ten serial może być dla mnie szokujący, bo mi uświadamia, jak jedno życie wpływa na drugie.

Mamy już zamknięty element, skończony serial. A co u pana się dzieje, co się wydarzy za chwilę?

- Przed chwilą mieliśmy premierę spektaklu "Same plusy" w Teatrze IMKA, zrobiliśmy go z Fundacją Garnizon Sztuki. Jest to zupełnie inny świat, niż ten, który tu przedstawialiśmy. Dzięki temu mogłem się też pozbyć tego "policyjnego" wyglądu i to też była duża ulga, bo chodzenie z Szulcem w środku przez rok niewiele ma wspólnego z higieną psychiczną. Lubię w tym zawodzie możliwość "płodozmianu". "Same plusy" to spektakl komediowy, lekki, skłaniający do refleksji. W międzyczasie pracowałem nad świetnym, moim zdaniem, filmem, Jana Holoubka o Tomku Komendzie. On miał tytuł roboczy "Sprawiedliwość", ale nie wiem, jaki jest obecny (ostatecznie film nosi tytuł: "25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy" - PAP Life). To była bardzo mroczna historia, konieczna była zupełna zmiana wizerunku. Zobaczymy tam zupełnie innego mnie, w epizodycznej, ale bardzo ważnej scenie i roli. Teraz planujemy z Leszkiem Lichotą zrobić następny spektakl, na wiosnę. Są też pierwsze przesłanki, że nad "Motywem" będziemy pracować dalej, że będzie drugi sezon.

PAP life
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas