Mieczysław Hryniewicz: Chcę korzystać z życia

Dlaczego gwiazdor serialu „Na Wspólnej” nigdy nie pomaga żonie w kuchni? Dowiecie się z rozmowy, w której opowiada nam o domu i bliskich.

Mieczysław Hryniewicz
Mieczysław HryniewiczMWMedia

Znamy go lat. Po sukcesie, jaki odniósł w "Zmiennikach" - telewizyjnym hicie lat osiemdziesiątych, grał jednak mniej i rzadziej gościł na małym ekranie. Pochłonęły go inne sprawy, m.in. wyjeżdżał na saksy, założył też nową rodzinę. Aż zadomowił się na dobre w jednym z najczęściej oglądanych polskich seriali.

Kiedy dzwoniłam, żeby umówić się na rozmowę, za każdym razem odbierała żona. Przypadek, czy nie nosi pan przy sobie telefonu?

Mieczysław Hryniewicz: - Noszę, ale jeżeli z jakichś powodów nie odbieram, po pewnym czasie rozmowa jest przekierowywana do Ewy.

Poznali się państwo 17 lat temu. Jak wyglądało to pierwsze spotkanie?

- Pierwszy raz zobaczyłem Ewę u znajomych. Była piękna pogoda, zrywaliśmy jabłka w ogrodzie. W pewnym momencie ujrzałem wysoką, smukłą kobietę w dżinsach, z papierosem w ręku. Miała w sobie coś, co przykuwało uwagę: nonszalancki sposób bycia, prowadzenia konwersacji. Była po prostu intrygująca... Przyszła wtedy ze swoją córką, Matyldą. A potem widywałem Ewę w poznańskim Teatrze Polskim. Ja grałem w "Don Juanie", a ona projektowała scenografię do tego spektaklu. Jedna rozmowa, druga i tak się zaczęło. Po dwóch latach znajomości wzięliśmy ślub.

Powiedział pan: "intrygująca". Można to jakoś rozwinąć?

- Jest osobą, z którą trudno się nudzić. Zna języki obce, gra na fortepianie, ładnie maluje, dobrze gotuje. Jest kulturalna, wrażliwa, czuła, a przy tym to utalentowana artystka. Na dodatek, jak ja lubi teatr, dobry film i Francję. Można się w takiej kobiecie zakochać.

Dobrali się państwo jak w korcu maku?

- Bez dwóch zdań. Moje pierwsze małżeństwo zakończyło się niepowodzeniem. Z tamtego związku mam syna Jakuba, który mieszka w Stanach Zjednoczonych. Na szczęście na miejscu jest Matylda i nasze wspaniałe wnuki, Zosia i Witek.

Czego pan uczy wnuki?

- Witek jest jeszcze mały - ma 7 lat, ale już staram się go zachęcać do czytania. Niedawno wszedłem w posiadanie serii książeczek "Kraina uważności" autorstwa Agnieszki Pawłowskiej. To pouczająca lektura, nie tylko dla dzieci, która pokazuje, że uważność można ćwiczyć. Z Zosią natomiast, która ma 13 lat, jest już wyższa ode mnie i gra w siatkówkę, rozmawiamy na wiele tematów, choćby o sporcie. Przyjemnie nam się rozprawia również o poezji. Zosia zakłada długie swetry babci i snuje się po ogrodzie z tomikiem wierszy Anny Kamieńskiej. Staram się jej tłumaczyć, jak ważne jest w życiu poczucie humoru, poznawanie nowych miejsc, smaków.

- Kiedy ją zabieramy na wakacje do Francji, pilnuję, by kosztowała nowych potraw. Będzie wiedziała, czego nie lubi. Menu jest zwykle bogate i zróżnicowane, bo mamy tam przyjaciół, którzy dwoją się i troją, by nas jak najlepiej ugościć. Jemy wszystko, co dają. (śmiech) Wiem, wiem... Powinienem zadbać o dietę. Próbuję jeść zdrowo, ale co robić, kiedy jestem żarłokiem... Za to dziś zjedliśmy z żoną pyszne, wykwintne, małokaloryczne danie: melon zawiniętego w szynkę, a do tego lampka wina.

Pieką państwo jeszcze chleb?

- Cały czas. Zakwas dostałem od naszej charakteryzatorki z serialu. Chleb wychodzi świetny. Przyjaciele zawsze na odchodne dostają chrupiący bochenek, a do tego jakieś przetwory, na przykład powidła z mirabelek.

Pomaga pan żonie w przygotowaniu posiłków?

- W żadnym wypadku. Ewa nie lubi, kiedy facet kręci się po kuchni. Ale za to asystuję swojej serialowej żonie w barze, gdzie serwujemy klientom domowe obiady. Z Bożeną Dykiel znamy się kopę lat, dłużej niż z naszymi współmałżonkami. Graliśmy razem w "Balladynie", w słynnej inscenizacji Adama Hanuszkiewicza, gdzie wjeżdżaliśmy na scenę na motocyklu marki Honda. Lubimy się i ufamy sobie.

Trochę pan przypomina z charakteru serialowego Włodka Ziębę.

- (śmiech) Mam nadzieję, że tylko trochę. Gdybym był safandułą jak on, żona by mnie z domu wyrzuciła.

Pięknie państwo mieszkają. Ma pan w tym niemały udział, ponieważ zna się pan na budowlance i hydraulice.

- Nie przypisywałbym sobie wielkich umiejętności. Nauka w technikum to zamierzchłe czasy. Zmieniła się technologia, jedynie grawitacja jest taka sama. Ale rzeczywiście tamte lata nie poszły na marne. Sporo się też nauczyłem podczas wyjazdów zarobkowych do Francji. Pod okiem fachowców z branży budowlanej doskonaliłem swój warsztat. Potrafię pomalować ściany, coś zespawać, złożyć. Ale są od tego specjaliści. Oni też muszą zarabiać.

Podobno cały projekt domu to państwa pomysł?

- Tak, inspiracja Francją to jedno, ale chcieliśmy również nawiązać stylistyką do otoczenia. Po obu stronach stały domy z cegły, stąd taka propozycja elewacji. Bardzo dobrze nam się tu mieszka. Każdy kąt jest zagospodarowany. Jest gdzie odpocząć, popracować. Mamy też miejsce dla gości, nasz dom tętni życiem. I ogród jest już wykończony. Został tylko do usypania rów, w którym popłynie woda po kamieniach. Mieszkamy na peryferiach Poznania. Ciągnęło nas tu. Ja w tym mieście zdawałem maturę, Ewa skończyła Wyższą Szkołę Sztuk Plastycznych. Mamy blisko rodzinę, przyjaciół. A jakie tu są piękne okolice... Przed domem pola, można wyjść na spacer, pies Koko też się wybiega. I przychodzą zwierzęta: lisy, sarny, jelenie, dziki. Ostatnio odwiedził nas bóbr oraz borsuk. I mamy już sąsiadów, a dobry sąsiad to majątek.

Czuje się pan spełniony?

- Można tak powiedzieć. Mam co prawda jeszcze parę marzeń aktorskich, ale to już mało realne. Na przykład, żeby zagrać Papkina w "Zemście". Roman Polański pokazał, że to możliwe, że aktor już nie najmłodszy może kucnąć i wstać o własnych siłach. Ale jeśli nie uda się tego zrealizować, to też się nic nie stanie. Najważniejsze jest zdrowie. Chciałbym się cieszyć jak najdłużej domem, w którym mieszkam, dalej grać w serialu "Na Wspólnej", bo mam tam stałą pracę. Oczywiście, mógłbym robić zawodowo dużo więcej, ale... po co? Wybudowałem dom, mam mieszkanie w Warszawie, segment nad morzem. Chcę korzystać z życia. Kiedyś spotkałem kolegę w pociągu. Spędzaliśmy miło czas i w pewnym momencie on mówi: "Dobrze nareszcie pogadać z kimś, kto nie narzeka". A przecież u mnie też różnie w życiu bywało. Raz lepiej, raz gorzej, ale zawsze byłem i jestem zadowolony z tego, co mam.

Maria Jolanta Ostrowska

Pania Mieczysława rzadko opuszcza dobry humor
Pania Mieczysława rzadko opuszcza dobry humorMWMedia
Naj
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas