Mira Zimińska-Sygietyńska: "Mazowszem" rządziła żelazną ręką, a w domu – kochała i wspierała...
Pomysłodawcą zespołu był kompozytor Tadeusz Sygietyński. Ale to Mira, jego towarzyszka życia, sprawiła, że "Mazowsze" odniosło światowy sukces.
Jej rodzice pracowali w teatrze w Płocku: mama była bileterką i bufetową, ojciec dekoratorem. Mira debiutowała na scenie już jako siedmiolatka. Do sztuki potrzebne było dziecko, które miało udawać głodne i płakać.
- Zagrałam, ale musieli mnie uszczypnąć w pupę, żebym się rozpłakała - zdradziła po latach w rozmowie z Bogusławem Kaczyńskim.
Miała wyjątkową zdolność znajdowania się tam, gdzie mogła się pokazać, zabłysnąć. Nawet w... katedrze płockiej, gdzie chodziła się modlić. Zapozowała tam jako aniołek malarzom tworzącym fresk.
Skrzydła rozwinęła w słynnym teatrze Qui Pro Quo w Warszawie
Przyjechała do stolicy, żeby robić karierę. Zaczynała od epizodycznych rólek. Pomogły jej wytrwałość i determinacja, którymi nadrabiała braki edukacyjne i warsztatowe.
- Miała w swojej niebrzydkiej twarzy dziwny upór, jakąś bezczelność, ambicję i zacięcie typu: "Będę tu występować, choćby nie wiem co!"- wspominał jeden z reżyserów.
Podczas przedstawienia potrafiła zjednać sobie widzów energią i inteligentnymi dowcipami. Na scenie odnosiła coraz większe sukcesy, grała też w filmach. Zyskała miano jednej z trzech gracji kabaretu, obok Hanki Ordonówny i Zuli Pogorzelskiej.
W przedwojennej Warszawie odnalazła się też jako celebrytka - gwiazda cyganerii, modnie ubrana, błyszcząca w towarzystwie. Była jedną z pierwszych automobilistek w stolicy, a na zakup każdego nowego auta załatwiała sobie duże upusty. Wybuch II wojny światowej zastał ją w... zakładzie fryzjerskim w hotelu Bristol, gdzie układała sobie loki.
W jej życiu osobistym też nie brakowało emocji
W wieku 17 lat wyszła za mąż za muzyka Jana Zimińskiego. Po rozpadzie małżeństwa była w nieformalnych związkach. Wreszcie na horyzoncie pojawił się Tadeusz Sygietyński. Utalentowany muzyk i kompozytor współpracował z teatrami rewiowymi.
Zamieszkali razem po wybuchu wojny. Mira - więźniarka Pawiaka, potem pielęgniarka w powstańczych szpitalach polowych - cudem ją przeżyła, podobnie Tadeusz. Przetrwali w stolicy do kapitulacji powstania. Potem, przez obóz w Pruszkowie, dotarli do Tarczyna. Do stolicy powrócili tuż po wyzwoleniu. Sygietyński planował już wtedy dzieło życia - miał słabość do polskiego folkloru, chciał założyć ludowy zespół pieśni i tańca, a nowe władze popierały ten rodzaj sztuki. W listopadzie 1948 r. został więc powołany zespół "Mazowsze".
Oboje podzielili się obowiązkami
Tadeusz komponował, inspirując się oryginalnymi pieśniami ludowymi. Mira dla zespołu porzuciła karierę aktorki. Nie miała wykształcenia muzycznego, zajęła się więc sprawami organizacyjnymi. To jej wpadł w oko pałacyk w Karolinie pod Warszawą. Mieściło się tam sanatorium dla nerwowo chorych, które miało być zlikwidowane. Czas naglił, wynajęli więc piętro budynku, gdzie umieścili członków zespołu. Większość pochodziła ze wsi i nie potrafiła podporządkować się wymaganiom Miry: jadali bigos nożem, głośno siorbali, wstydzili się tańczyć w parach. Podczas gdy Tadeusz wydawał się "dobrym wujkiem", ona zachowywała się jak "groźna ciocia". Choć pracowała bez etatu, decydowała o doborze kadry i z reguły się nie myliła.
Mira kochała i wspierała Tadeusza. W domu miała "dużo do powiedzenia", ale nie demonstrowała tego publicznie; najważniejsze sprawy załatwiała w cztery oczy. W 1954 r. wzięli ślub. Mąż od dłuższego czasu chorował, lekarze zdiagnozowali u niego raka płuc. Zmarł w roku 1955. Po jego śmierci zaczęła samodzielnie kierować "Mazowszem".
Postawiła na piękne widowiska
Koncerty stały się pokazem barw, a strona wizualna była równie ważna jak muzyka i taniec. "Mazowsze" wystąpiło w ponad 50 krajach. Jako szefowa Mira Zimińska-Sygietyńska samodzielnie decydowała o wszystkim. Nie przejmowała się głosami oponentów, którzy nazywali ją "carycą z Karolina". Wszystko podporządkowała zespołowi, kosztem spraw prywatnych. Rodziny od strony ojca, którą miała w Płocku, raczej unikała. Mieszkania na warszawskiej Starówce nie miała na własność, nie wykupiła go. W codziennym życiu pomagała jej gospodyni.
Odeszła 22 lata temu, ale zespół Mazowsze pozostał perłą w Koronie Rzeczypospolitej i zachwyca kolejne pokolenia.