Mówię prawdę nawet jeśli ona boli
W bijącym rekordy popularności <a href="http://www.swiatseriali.pl" target="_blank">serial</a>u gra niespełnionego artystę, niestroniącego od kieliszka. Ratuje go kobieta i gorące uczucie. Paweł Królikowski w życiu też miewał złe momenty. I tak jak filmowy Kusy, spotkał prawdziwą miłość.
Lubisz dzieci?
Paweł Królikowski: Nie.
Jak to? Przecież masz pięcioro?
Swoje kocham. Ale kojarzą mi się z wiecznym pochylaniem i bólem kręgosłupa. Dziecko to cud, który na człowieka spada i go przytłacza. I trzeba mocno stać na nogach, żeby patrzeć, dokąd się idzie i jak się idzie. Bo nie wolno się przewrócić. To wymaga ekwilibrystyki. Dlatego podziwiam ludzi prostych, którzy nie mają za dużo pieniędzy, mają dzieci i potrafią się nimi cieszyć. Potrafią czerpać szczęście i energię z tego, co mają. Ich codzienność jest jak podnoszenie ciężarów na olimpiadzie i zdobywanie medali.
Napisałeś mnóstwo piosenek dla dzieci. Jak możesz ich nie lubić?
Wtedy, kiedy pisałem te piosenki, miałem raptem trzydzieści lat. Sam jeszcze byłem wtedy dzieckiem...
Planowaliście z żoną dużą rodzinę?
Powiem to tak: dzieci to dar od Boga. Prezent. Z takich prezentów można się tylko cieszyć. I o nie dbać.
A kto wstaje w nocy do waszego najmłodszego synka?
Małgośka. Ale gdybym musiał, to bym z pewnością wstawał.
Dlaczego nie musisz?
Bo to małe dziecko i mama się nim lepiej zajmie, bo je karmi.
Jeden z synów ma 19 lat, drugi 16. Prowadzisz z nimi męskie rozmowy?
Tak. Wtedy, gdy się tego nie spodziewają, na przykład w drodze do sklepu.
Mówisz im, jak mają żyć?
Nie. Staram się mówić jak najszczerzej i jak najintymniej o swoich błędach, ufając, że zrozumieją.
Zwykle prawie dorosłe dzieci dziwią się, złoszczą, gdy na świecie pojawia się małe rodzeństwo.
Tak mogą robić tylko głupie dzieci. Chodzi o zazdrość? To straszne uczucie. Zazdrość rodzi się, gdy człowiek jest zły.
Zazdrość to bardzo ludzka rzecz. Szczególnie w małżeństwie. Nie mów, że żona nie jest o ciebie zazdrosna.
Jest zazdrosna, ale tak po dziewczyńsku, po kobiecemu. Nie daję jej do tego żadnego, najmniejszego powodu.
Przecież podobasz się kobietom?
Powiedzmy tak: z długiej listy moich wad, moja Małgośka zna wszystkie. I ta wiedza nie jest wiedzą dobrą. Ale myślę sobie, że lepiej, żeby wiedziała, z kim ma do czynienia. Lepiej, żeby o moich błędach dowiadywała się ode mnie. Ja jestem z tych, którzy uważają, że lepiej znać prawdę o człowieku, z którym się żyje. Nawet wtedy, gdy ta prawda może zabić. Trzeba umieć zrozumieć i wybaczyć.
Nie da się nie ranić drugiej osoby?
Nie da się. Życie nie jest permanentnym ranieniem się. Ale bywa. W życiu naszego duetu, ba, każdego, są konflikty. Bo każdy lubi... inną temperaturę herbaty.
To jak się porozumieć?
Pić w dwóch kubkach (śmiech).
Czyli zawsze można się dogadać?
Nie. Małżeństwo jest takim patentem, gdzie poprzeczka dogadywania się jest postawiona wysoko, przynajmniej u mnie.
Dużo wymagasz od ludzi. Może to dlatego tak długo musiałeś czekać na role, które przyniosły ci sławę.
Ja na nic nie czekałem! Po szkole teatralnej, w zawodzie aktora pracowałem tylko przez półtora roku. Teraz nagle o mnie głośno, bo pokazałem twarz, gram w serialach. Ale ja przez cały czas byłem w telewizji, zrobiłem tam 700 programów, wywiady z gwiazdami. Pracowałem w telewizji dopóki mnie nie wyrzucili.
Dlaczego?
Zadarłem z dyrekcją. Ale szczerze mówiąc, mam to gdzieś .
Oglądasz jeszcze telewizję?
No pewnie! Bardzo lubię!
Najstarszy syn gra w filmach. Nie wolałbyś, by wybrał inny zawód?
A ty myślisz, że bycie lekarzem albo prawnikiem da mu poczucie bezpieczeństwa?! Każdy zawód ma swoje plusy i minusy. Jak się wali, to się wali - czy jesteś aktorem, czy Donaldem Tuskiem.
Tobie zawaliło się kiedyś życie?
Byłem na zakręcie, gdy nie dostałem angażu w teatrze we Wrocławiu. Były tam takie talenty, że nie mogłem się wcisnąć. Do dziś nikt o tych talentach nie słyszał.
Nie jesteś facetem, który siądzie i będzie się nad sobą użalał...
A jak nie? Wiesz jak fajnie jest się poużalać? Pić wódkę i płakać!
Ale zaraz potem się zbierasz.
Nieee, potem trzeba poprawić i utwierdzić się w wielkości swojego nieszczęścia, nadać mu kształt artystyczny. I po tygodniu można się za coś wziąć (śmiech).
No właśnie! Ty się bierzesz.
Mam kilka zawodów. Jestem aktorem, byłem reżyserem, dziennikarzem. Potrafię wykorzystać każdą z tych umiejętności.
I to jak! W "Ranczu" grasz Kusego - artystę, alkoholika bez kasy. I zrobiłeś z niego faceta, w którym można się zakochać. Nie ma takich.
Są. Sam znam kilku. Kusy to typ, który nie chciał nikomu tyłka lizać ani być w układach. Miał szczęście, zaleczył rany, a prawdziwa miłość go odbudowała.
Jaka jest ta prawdziwa?
Na przykład taka, jaką darzy mnie moja żona. Ja się na takie wysokie chmury nie potrafię wzbić.
Jesteście razem dwadzieścia lat. W czym tkwi sekret?
Ja się z nią strasznie kłócę! O jakieś codzienne pierdoły. Wojny małżeńskie są zawsze o pierdoły. Ja zawsze powtarzam, że bycie ze sobą to cud i wiara.
I tak codziennie ten cud?
Tak. Jak premier chce zobaczyć, jak się rodzi cud, niech przyjedzie do nas do domu (śmiech). Ja uważam, że kompromis jest motorem świata. Trzeba z części siebie zrezygnować. Jak mamy szklankę wody na dwoje, to nie ma tak, że ja wypiję całą, bo wtedy do niczego nie dojdziemy. Wierzę też w miłość bliźniego.
Dajesz dobro i ono do ciebie wraca. Myślisz, że to takie proste?
Tak, myślę, że to proste. Nie prowadzę statystyk, ale tak jest. Jadąc na tę rozmowę myślałem sobie, że życie to czarno-biały clip. Czasami pojawi się jakaś postać w czerwonym płaszczyku albo inny kolorowy kamyk i to jest szczęście.
Nie narzekaj! Wiedzie ci się. Jesteś sławny, masz superdzieci.
Dzieci to olbrzymi wysiłek. A im starsze, tym bardziej się o nie boję. Boję się, że dowiedzą się kiedyś w życiu, że są komuś niepotrzebne. Że ktoś ich nie pokocha...
Mówisz o wysiłku, a słychać, że kochasz je bezwzględną miłością?
Nam z Małgośką dzieci nigdy w niczym nie przeszkadzały. Gdy czuliśmy, że musimy zmienić pracę czy dom, to braliśmy dzieci w zęby, jak para lwów, i ruszaliśmy w drogę. Gdy wyprowadzaliśmy się z Wrocławia, Gośka poleciała z dziećmi samolotem do Warszawy. Pojechał tir ze wszystkim, co mieliśmy. Oddałem klucze, wsiadłem do samochodu zapakowanego po brzegi i pomyślałem, że nieważne, gdzie będziemy, ważne, że razem.
Rozmawiała Joanna Kaniewska