Muszę się ratować
To jemu zawdzięczamy piękne układy taneczne w "Tańcu z gwiazdami" i w "You Can Dance". Ale Agustin Egurrola (42) płaci za to wysoką cenę. Szczerze mówi o tym w rozmowie z SHOW.
Dlaczego tak trudno jest panu oceniać innych tancerzy?
Mamy 60 sekund na to, by zauważyć, co dana osoba ma w sobie interesującego. To jest ogromnie trudne! Etap castingów to najbardziej stresująca sytuacja spośród wszystkich, jakie mi się w życiu przydarzają. Czy to w ogóle możliwe, by w tak krótkim czasie dobrze ocenić tancerza?
Musimy być absolutnie skoncentrowani. Wiemy, jaka odpowiedzialność na nas ciąży. Z drugiej strony, tancerz musi być przygotowany do castingów, bo to jest część tego zawodu. Castingi wyznaczają etapy rozwoju tancerza. Mnie porażki zawsze motywowały. Przegrane castingi dawały mi siłę.
Pan wyjątkowo późno zaczął karierę.
Rzeczywiście, zacząłem na tak zwanej emeryturze tanecznej. Byłem na pierwszym roku studiów. W wieku 19 lat większość tancerzy kończyła karierę. Mówiono mi, że to bez sensu, a okazało się, że jak ktoś ma pasję, może ją zrealizować w każdym wieku.
Mówił pan, że nigdy nie chciał sędziować w turniejach. Teraz ocenia pan młodych tancerzy, i to już piątej edycji. Polubił pan zasiadanie w jury?
Przez wiele lat byłem tancerzem i wiem, jak bardzo bolesne są oceny jurorów. Nigdy nie chciałem sędziować na turniejach, bo wolałem być po stronie tancerzy. Ale gdy dostałem propozycję, by być jurorem w tak fantastycznym programie jak YCD, wiedziałem, że muszę się zgodzić. Poczułem, że mogę dać siłę tym młodym ludziom. Powiedzieć im, że warto w życiu robić to, co się kocha, bo to daje szczęście. Moja krytyka jest zawsze merytoryczna i konstruktywna. Chcę ich czegoś nauczyć.
Nie ma pan wrażenia, że Michał Piróg i Anna Mucha nie traktują sędziowania tak poważnie?
Ja podchodzę do swojej pracy bardzo serio. Myślę, że Ania i Michał też. Bardzo dużo z nimi rozmawiam i mam wrażenie, że dla nich też jest ważne, by program był jak najlepszy. Podczas castingów do tej edycji często się kłóciliśmy. To były najtrudniejsze obrady, w jakich w życiu uczestniczyłem. Było mnóstwo emocji, kontrowersji, rozgrywały się dantejskie sceny. Ale cieszę się, że jesteśmy diametralnie inni, bo mamy zupełnie inne spojrzenie na uczestników. A gdy w końcu wypracujemy consensus, to mamy czyste sumienie.
Co daje tancerzom udział w YCD?
Finaliści mają szansę się przekonać, że mogą zdobyć świat, że stać ich na wszystko. Ale udział w tym programie to wielki wysiłek. Zdarza się, że po finale zwycięzca nie chce od razu jechać na warsztaty do Nowego Jorku, bo woli chwilę odpocząć, wyciszyć się.
Ma pan kontakt z uczestnikami poprzednich edycji?
Tak, z wieloma mam stały kontakt. Tak naprawdę oni mogą wszystko. Prowadzą niezliczoną liczbę warsztatów, mogą występować... Zwycięzca pierwszej edycji, Maciek Florek, pracuje w teatrach, tworzy spektakle na całym świecie. Zawsze chciał to robić, ale teraz jest mu dużo łatwiej. Wiola Fiuk spełniła się dzięki temu programowi, poznała swoją wartość, dostaje mnóstwo propozycji. Artur Cieciórski zrealizował swoje marzenie - otworzył szkołę tańca w Toruniu i ściągnął do Polski swoją rodzinę ze Stanów.
Ostatnio pracował pan nie tylko z młodymi tancerzami, ale też z Marylą Rodowicz i z Dodą przy ich wspólnym występie sylwestrowym.
Praca z nimi była fantastyczna! One dokładnie wiedzą, jak chcą wyglądać, jak się ruszać. Wiedzą, czego chcą. Wspólnie uzgadniały, jak ma wyglądać ich show. To było bardzo ciekawe doświadczenie. Tych kobiet nie da się do niczego zmusić.
Rozmawiała Joanna Łazarz
Czytaj więcej w najnowszym wydaniu magazynu o gwiazdach "SHOW". W sprzedaży od 15 lutego.