Nie żyje Ulay – legenda performance’u, wieloletni partner Mariny Abramović
Performance trwał 90 dni. Ona szła ze wschodu, znad Morza Żółtego. On z zachodu, z fortecy Jiayuguan. Spotkali się na środku Muru Chińskiego, by powiedzieć sobie „do widzenia”. W ten symboliczny sposób Marina Abramović i Ulay zakończyli burzliwy, trwający 12 lat związek. Dziś „do widzenia” mogłoby zabrzmieć ponownie. Zeszłej nocy Ulay zmarł po długiej i ciężkiej chorobie.
"Artysta nie powinien okłamywać siebie i innych. Artysta nie powinien kraść pomysłów innym artystom. Artysta nie powinien iść na kompromis z samym sobą i z rynkiem sztuki. Artysta nie powinien pozbawiać nikogo życia" - tak zaczynał się stworzony przez Abramović i Ulay’a manifest artystyczny "Art Vital", credo którym mieli kierować się w swoich twórczych działaniach. Większości zasad udawało im się przestrzegać. Poza jedną: "Artysta nie powinien zakochiwać się w innym artyście".
Granice wytrzymałości
Marina Abramović i Ulay (właśc. Frank Uwe Laysiepen) poznali się w 1975 roku w Amsterdamie. Ona była już wtedy dość znaną (choć wciąż uchodzącą za "młodą i obiecującą") artystką z Jugosławi. On, o kilka lat od niej starszy, zajmował się eksperymentalną fotografią i współpracował z Polaroidem. Zafascynowali się sobą i swoją sztuką, tak mocno że w artystycznym duecie przetrwali kilkanaście lat.
Ich twórczość szybko stała się światową sensacją. Zainteresowanie budziła nie tylko ze względów artystycznych, ale również z uwagi na swój agresywny charakter. Abramović i Ulay w swoich performance’ach badali grancie fizycznej i psychicznej wytrzymałości człowieka. Dla przykładu: w 1977 roku siedząc na przeciwko siebie, wymierzali sobie wzajemnie uderzenia w twarz. W tym samym roku, nadzy stali w wąskich drzwiach galerii, tak że odwiedzający wchodząc do musieli ocierać się o ich ciała. W 1980 roku Ulay przez kilkadziesiąt minut napinał cięciwę łuku strzałą, skierowaną w pierś Mariny.
I choć działania te mogłyby wydawać się zwykłą prowokacją, czy chęcią uzyskania rozgłosu przez skandal, historycy sztuki interpretują je jako przełomowe w rozwoju tego gatunku. Marina i Ulay ciała traktowali jako materiały twórcze, które tak samo jak płótno, glinę, czy drewno można kształtować w dowolny sposób, a za ich pomocą wywoływać emocje i przekazywać treści.
Wiele z ich artystycznych koncepcji rodziło się nie w pracowni, a w drodze (przez pewien czas ich mieszkaniem był... Citroen). Kilkukrotnie udali się m.in. do Australii, gdzie przez kilka miesięcy odwiedzali plemiona Aborygenów. Wyjazdy te zaowocowałt performancem "Złoto odnalezione przez artystów", podczas którego twórcy przez siedem godzin, szesnaście dni z rzędu, siedzieli nieruchomo po dwóch stronach stołu. Jak wyjaśniali, praca ta nawiązywać miała do zaufania i pozawerbalnej komunikacji.
Mimo, że planowali ślub, miłość po kilkunastu latach się wypaliła. Ich ostatnim wspólnym performancem był ten, w którym wędrowali po Chińskim Murze.
Nie tylko "ten od Mariny"
Niesprawiedliwości byłoby jednak postrzeganie Ulay’a wyłącznie przez pryzmat związku z Mariną Abramović. Krytycy i historycy sztuki jednogłośnie określają go jako pioniera performance’u. Po rozstaniu z Mariną Ulay wrócił do współpracy z Polaroidem. Prowadził eksperymenty, w ramach których tworzył gigantyczne obrazy.
Z Abramović spotkał się jeszcze kilkukrotnie. W 2010 roku odwiedził ją w nowojorskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej (MoMA), podczas głośnego performance’u "The Artist is Present". Kolejny kontakt był już mniej przyjemny: w 2015 Ulay pozwał artystkę, domagając się udziałów w zyskach, jakie czerpie ona z ich wspólnych dzieł. Na mocy wyroku artystka musiała wypłacić mu 250 tys. euro. Rozstali się jednak w zgodzie: dwa lata później Ulay zgodził się uczestniczyć w realizacji poświęconego Marinie filmu biograficznego.
Kilka lat temu u Ulay’a zdiagnozowano nowotwór. Ostatni rozdział jego życia utrwalono w dokumencie "Project Cancer: Ulay’s Journal from November to November".
W oświadczeniu, jakie po śmierci Ulay’a wydała galeria, opiekująca się jego dziełami, czytamy: "Ulay był najwolniejszym z wolnych duchów. Był prowokatorem o unikalnym i historycznie wyjątkowym dorobku, działającym na styku fotografii, konceptualizmu i body artu. Jego odejście pozostawię pustkę, która nie da się łatwo wypełnić".