Niebrzydkie kaczątko

Z natury jestem wszędobylska, towarzyska i to się nie zmieniło, jednak mój dom to dla mnie najważniejsze miejsce na ziemi - mówi Magdalena Schejbal.

Magdalena Schejbal/fot. Andreas Szilagyi
Magdalena Schejbal/fot. Andreas SzilagyiMWMedia

- Lubię knajpy, gdzie czas zatrzymał się w miejscu - śmieje się Magdalena Schejbal. W bezpośrednim kontakcie jest urocza i dowcipna. Mieszka tu niedaleko na Powiślu. Pierwsze lata w Warszawie i wynajmowane wówczas mieszkanie pamięta jako nieustający koszmar, ale dziś "oswoiła" stolicę i coraz mniej tęskni za rodzinnym Wrocławiem.

- Wśród sąsiadów panuje domowa atmosfera - spotykamy się na zebraniach wspólnoty mieszkaniowej, pomagamy sobie - opowiada z zapałem. - Podoba mi się to, bo nie cierpię anonimowości współczesnych osiedli, gdzie ludzie patrzą na siebie wilkiem.

Kobieta udomowiona

Schejbal zamawia dużą porcję makaronu z włoskim sosem i zjada ją ze smakiem. Dziwne, bo jest tak filigranowa i szczupła, że wydaje się, jakby odżywiała się tylko sałatą i wodą mineralną. - Karmienie mojego półrocznego syna Ignacego to najlepsza dieta, w ciąży przytyłam tylko czternaście kilogramów, a po porodzie błyskawicznie schudłam.

Przyznaje, że w dzieciństwie była niejadkiem. Mama zamykała ją w kuchni nad talerzem, żeby cokolwiek zjadła. Właściwie niedawno odkryła radość jedzenia. Sama w domu gotuje, lubi eksperymentować.

Okładka wrześniowego wydania magazynu "PANI"
PANI

- Odkąd jestem na swoim, polubiłam proste czynności - podkreśla. - Prasuję, sprzątam. Kiedyś to mama była jedyną osobą, która wiedziała, co i gdzie leży. Teraz ja przejęłam tę cechę po niej.

Gdy Michał, mój partner, pyta mnie o coś, jestem w stanie z fotograficzną dokładnością określić miejsce poszukiwanej rzeczy. Z natury jestem towarzyska i to się nie zmieniło, jednak mój dom to dla mnie najważniejsze miejsce na ziemi.

Dziś aktorka próbuje pogodzić nowe życie ze starym. Jej poprzednie związki bywały burzliwe, często kończyły się katastrofą. Trafiała na mężczyzn podobnych do siebie: niezależnych, nieskłonnych do kompromisu. Nie kryje, że zawsze sama była zbuntowana. W liceum zmieniała fryzury, przychodziła na lekcje z pomarańczowymi włosami lub ogolona na łyso.

Wagarowała, niemal nie zdała do maturalnej klasy. A ostatnio się uspokoiła. Gdy poznała Michała, wszystko jakoś tak szybko się potoczyło, że sama jest tym zaskoczona. Krystyna Demska-Olbrychska, żona Daniela Olbrychskiego, przyjaciółka Grażyny Krukówny i Jerzego Schejbala, rodziców Magdy, aktorów, zna ją od urodzenia. Magda często rozmawia i zwierza się przyszywanej cioci.

- Kiedy przyjechała do nas, do Podkowy Leśnej, żeby obwieścić, że jest w ciąży, była jeszcze troszkę zagubiona - wspomina Demska. - Szybko jednak zauważyłam, jak zachwyca ją własne ciało. Wyglądała pięknie. A potem przywiozła do naszej chaty pod Kazimierzem Michała. Oboje z Danielem pokochaliśmy go natychmiast. To były krótkie, ale fantastyczne wspólne wakacje. Humorzasta przyszła mama, a obok niej przystojny i bardzo wyrozumiały przyszły tata.

Jakieś role zawsze uciekną

Zdjęcia nowo narodzonego synka Schejbal wysłała Krystynie Demskiej MMS-em do Stanów Zjednoczonych - była tam razem z Danielem Olbrychskim. Aktor grał w filmie "Salt" Phillipa Noyce'au boku Angeliny Jolie. Kiedy Demska pokazała Jolie fotografie dziecka w telefonie, gwiazda chciała oddać swój wózek po bliźniakach. Obie doszły jednak do wniosku, że będzie za duży dla jednego malucha.

- Mój syn ma sześć miesięcy i waży prawie 10 kilogramów, więc pewnie przydałby się taki podwójny wózek po dzieciach Brangeliny - śmieje się Magda.

Podczas naszej rozmowy Michał dzwoni kilkakrotnie, w końcu dołącza do nas z Ignacym i psem Bruno. Michał - przystojny i sympatyczny - jest sportowcem. Gdy wyjmuje syna z wózka, widać, że to świetny ojciec.

- Jako tata jest genialny - chwali go Magda. - Znajomi mówili, że nie da sobie rady, ale jak do tej pory świetnie udaje mu się łączyć studia i swoje pasje z byciem tatą. Ojcostwo sprawia mu frajdę. Uspokaja mnie, gdy reaguję histerycznie na płacz małego. Teraz, gdy zaczynam pracować i wracam z prób, z zazdrością patrzę na nich dwóch, jak sobie radzą. Czasem mam wrażenie, że wcale nie jestem im potrzebna!

Monika Głuska-Bagan

Fragment pochodzi z wrześniowego numeru Pani. Więcej czytaj na www.styl24.pl

PANI
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas