Orina Krajewska: Jestem dziś na ścieżce, którą cenię najbardziej

Aktorka, pisarka i propagatorka integralnego podejścia do zdrowia. Od kilku lat czynnie działa w Fundacji "Bądź", realizującej testament jej mamy, Małgorzaty Braunek. Z Oriną Krajewską rozmawiam przy okazji promocji książki "Holistyczne ścieżki zdrowia BĄDŹ".

Orina Krajewska - autorka książki "Holistyczne ścieżki zdrowia. BĄDŹ".
Orina Krajewska - autorka książki "Holistyczne ścieżki zdrowia. BĄDŹ". East News

Gabriela Kurcz: Znalazłaś już swoją ścieżkę zdrowia?

Orina Krajewska: Przewrotnie odpowiem, że jestem cały czas na etapie poszukiwania. Mam swoją ścieżkę zdrowia na ten moment, ale jestem gotowa na to, by szukać dodatkowych dróg. Myślę, że ścieżka, tak jak wszystko w naszym życiu, wciąż się zmienia w zależności od tego, na jakiem etapie życia jesteśmy. Patrząc na to w ten sposób, może nawet powinna się czasem zmieniać. Zdrowe nawyki i systematyka to podstawa, ale ja lubię słuchać siebie. Nie nastawiam się, że ta jedna znaleziona, zdrowa metoda jest na zawsze, ona się aktualizuje, a ja jestem otwarta na zmiany.

Rozmawiamy przy okazji promocji twojej książki "Holistyczne ścieżki zdrowia. BĄDŹ.". Znając twoją historię i doświadczenie można było sądzić, że tę książkę napiszesz sama. A jednak oddałaś głos ekspertom.

- W życiu nie odważyłabym się napisać jej sama! O ścieżkach zdrowia mogą mówić tylko ludzie, którzy mają doświadczenie i wiedzę na temat tego, czym się zajmują. Mam szczęście, że zgodzili się porozmawiać ze mną światowej sławy, niesamowici eksperci, terapeuci i lekarze. Wszystkich uważam za absolutne autorytety. W formie, w jakiej ukazała się książka, absolutnie nie odważyłabym się wyjść przed szereg, bo sama ekspertem nie jestem. Widzę się raczej w roli poszukiwacza i właśnie ta rola jest dla mnie najbardziej fascynująca.

- Książka jest też wynikiem działań Fundacji Małgosi Braunek "Bądź", którą prowadzę, a to, czym się zajmujemy, to właśnie edukacja zdrowotna - trzon naszej działalności to warsztaty, wykłady i zbliżający się Kongres medycyny integralnej, który odbędzie się w lutym w Warszawie. Cały czas zapraszamy do współpracy ekspertów z różnych dziedzin związanych ze zdrowiem i leczeniem chorób przewlekłych, szczególnie onkologicznych.

- Przy pracy nad książką moje rodzinne doświadczenie związane z chorobą mamy pozwoliło mi na pewno precyzować pytania tak, by dojść tam, dokąd zmierzam i uzyskać zaplanowany kształt książki. Nie krążyłam po omacku, bo na podstawie osobistej wiedzy i pogłębianego zainteresowania tematem wiedziałam doskonale z kim i o jakim obszarze rozmawiam.

Czym się kierowałaś dobierając rozmówców? Te nazwiska naprawdę robią wrażenie, a każdy z ekspertów reprezentuje inną dziedzinę wiedzy. 

- Kierowałam się dwoma kryteriami - holistycznego podejścia do zdrowia, co oznaczało, że w książce muszą się znaleźć rozmowy dotyczące ciała i ducha i umysłu, a z drugiej strony medycyny integralnej, która jest metodologicznie określonym systemem medycznym. Stawia się w nim nie tylko na medycynę konwencjonalną, ale też wszystkie rzetelne i sprawdzone rozwiązania medycyny niekonwencjonalnej np. medycyny chińskiej czy ajurwedyjskiej oraz filary zdrowego trybu życia, takie jak aktywność fizyczna, praca ze stresem, stawianie na regenerację organizmu i odpowiednio dobrana dieta. Wiedziałam, że takie rozdziały powinny znaleźć się w książce, by stworzyć możliwie najbardziej pełen obraz, który składa się na kompleksowe dbanie o zdrowie. To był ten klucz.

- Tak naprawdę jednak można mnożyć i mnożyć takie rozmowy. To, że jest ich dwanaście, to absolutne minimum, ale szykując wraz z wydawnictwem ostateczny kształt książki stwierdziliśmy zgodnie, że nie możemy zasypać odbiorcy kilkudziesięcioma rozmowami, bo nie przebrnie on przez książkę, a chcieliśmy, by stała się ona taką pigułką wiedzy o zdrowym stylu życia. 

I tym właśnie jest. Myślę, że z powodzeniem sięgać po nią mogą zarówno osoby zaczynające swoją przygodę z tą tematyką, jak i te bardziej doświadczone. 

- Strasznie się cieszę! Nie chciałam też, by była to książka dedykowana tylko osobom chorym. Nasza Fundacja do tej pory skupiała się głównie na nich, szczególnie w obrębie onkologii, ale im dłużej mam styczność z prozdrowotną pracą, a szczególnie z tą dziedziną medycyny, tym wyraźniej widzę jak mocno wiąże się ona z prewencją.

- Moim założeniem było, by tę książkę dedykować osobom zdrowym, które chcą działać i dbać o siebie oraz by była ona przystępna. Przykładem może być rozmowa o genetyce, która generalnie jest trudnym działem i brakuje źródeł tłumaczących w przystępny sposób wpływ genów na nasze zdrowie, a to jest tak fascynujące! W książce moim ekspertem od genetyki jest profesor Jan Lubiński, który jest jednym z najczęściej cytowanych naukowców na świecie. Szczerze mówiąc nie miałam pojęcia, jak bardzo, dzięki profesorowi, Polska przoduje na arenie międzynarodowej w dziedzinie genetyki. Tak niewiele o niej wiemy.

- Całe szczęście, że profesor jest osobą niezwykle otwartą. Podczas naszego spotkania powiedział: Takie rozmowy jak ta są bardzo potrzebne, ponieważ tworzą pomost pomiędzy nami, naukowcami, a tymi, dla których to wszystko robimy. Czasem jest tak, że specjaliści zaczynają się w swoich dziedzinach tak bardzo osadzać, zamykać i używać tak hermetycznego języka, że przestaje być on zrozumiały dla ludzi. Cieszę się więc bardzo, że taki jest odbiór tej książki.

Zacznijmy więc od podstaw: Czym jest holistyczne podejście do zdrowia?

- Zaczęłabym od tego, że jest to podejście, które traktuje człowieka jako całość na poziomie ducha, umysłu i ciała, które wzajemnie na siebie wpływają. Żeby być w pełni zdrowym dbać powinno się o każdy z tych aspektów, w myśl tego leczenie też powinno obejmować każdy poziom. W naszych czasach zbyt często traktujemy te części oddzielnie, a jesteśmy przecież systemem naczyń połączonych. To, jak myślimy wpływa na to, jak się czujemy fizycznie, a to, jak się czujemy fizycznie wpływa na stan naszego umysłu. To jest podstawa holistycznego podejścia.

- Można powiedzieć, że holistyczne podejście do zdrowia to system filozoficzny, a medycyna integralna to system medyczny łączący medycynę konwencjonalną ze sprawdzonymi metodami niekonwencjonalnymi. Te systemy mogą współistnieć i nie muszą sobie zagrażać, a stawianie medycyny konwencjonalnej w opozycji do alternatywy jest krzywdzące i według mnie wiąże się z dużą szkodą dla nas samych. Alternatywa to coś zupełnie innego, niż medycyna integralna, która zaprasza metody komplementarne tak by wspomagały w bezpieczny sposób medycynę konwencjonalną. Jeżeli stoimy w obliczu zagrożenia życia, jeżeli trzeba zastosować ostre rozwiązania, wtedy z pomocą przychodzi medycyna konwencjonalna, ale jeśli możliwe jest zastosowanie naturalnych rozwiązań, nie mających skutków ubocznych, to warto stawiać na naturalne terapie, zdrowy styl życia i zdolność organizmu do regeneracji. Tu już jest jednak potrzebna systematyka, wewnętrzne skupienie i działanie na wielu polach jednocześnie. 

Polska medycyna konwencjonalna mocno utrudnia nam te działania. W książce pada nawet zdanie, że robi wszystko, by nas od tych pozostałych dróg trzymać z daleka.

- Daleka jestem od krytyki, bo uważam, że wszystko ma swoje plusy i minusy, ale umówmy się - rządzi nami ekonomia i nie wszystkim opłaca się utrzymywanie nas w zdrowiu. Po drugie, mam wrażenie, że do nas, do Polski większość rzeczy trafia z dużym opóźnieniem, system opieki jest w pełni refundowany, co jest ogromnym plusem, minusem jest to, że jest bardzo skostniały i ogromnie oporny, jeśli chodzi o wprowadzenie nowości.

- W tym miejscu chciałabym wspomnieć np. o diecie, która w procesie leczenia jest niepodważalnym filarem. Jak to możliwe, żeby w 2018 roku serwować w szpitalu białą bułę z białym serem i szynkę konserwową? Można bazując na zdrowej diecie proleczniczej wspierać walkę organizmu z chorobą, a ekonomia nie powinna być tu żadnym argumentem. Terapie dodatkowe, takie jak terapie "umysł- ciało", stosowane systematycznie znacznie obniżają poziom stresu, a wiadomo jak przewlekły stres mocno obciąża organizm.

- Naszą fundacyjną przygodę zaczęliśmy cztery lata temu, licząc od choroby mojej mamy. Do tej pory systemowo zmieniło się niewiele, ale na szczęście bardzo zmieniła się świadomość społeczna. W książce, w swojej dość bezkompromisowej analizie wspomina o tym Wojtek Eichelberger, ale ja widzę tu też sporo plusów i pozytywów. Zmiana społeczna potrzebna jest najpierw do tego, by wywrzeć nacisk na zmianę systemową (ideowym jest myślenie, że to mogłoby pójść w drugą stronę) i ta zmiana jest w naszym kraju bardzo szybka i widoczna gołym okiem. Przykład - mleko alternatywne było kiedyś tylko w jednym sklepie, dziś praktycznie w każdym. Staram się więc być optymistką. A przyczyniając się do tej zmiany, mówiąc o tym co ważne, mam nadzieję, że szybciej ona nastąpi.

Orina Krajewska podczas Międzynarodowych Targów Książki w Krakowie
Orina Krajewska podczas Międzynarodowych Targów Książki w Krakowie East News

Wróćmy do książki. To, co ją wyróżnia to sporo treści związanych z siłą naszego umysłu, siłą pozytywnego myślenia. Ta ścieżka ma jednak w naszym kraju wciąż wielu krytyków. 

- Niezliczone liczby badań potwierdzają ogromny wpływ umysłu na ciało. Ostatnio spotkałam się z badaniem potwierdzającym tezę, że długość życia człowieka zależy od tego, w jaki sposób formułuje on swoje myśli, czy jest zdeterminowany czy wręcz przeciwnie. Inne badanie wykazało, że pozytywne myślenie może wydłużyć nasze życie nawet o 9,4 lat! Praca nad umysłem jest więc niezaprzeczalnie ważna. Jak przełoży się ona na nasze codzienne funkcjonowanie, jak poprawi się jakość naszego życia i zdrowia to już oczywiście sprawa indywidualna.

- Ta tajemnica tkwi w każdym z nas, bo każdy jest inny i inaczej będą nas determinować poszczególne aspekty pracy nad sobą. Dla mnie ciągły rozwój i praca nad sobą jest bardzo ważna. Wierzę, że szukanie swoich ścieżek i zadawanie pytań, to prosta droga do znalezienia metod, które będą nas wspierać. Jedną z moich najważniejszych metod, ścieżek była terapia - ogromnie rozwijająca i wspierająca, do której jestem gotowa wrócić w każdym momencie, w którym poczuję się zagubiona. 

"Holistyczne ścieżki zdrowia BĄDŹ" promują integralne podejście do zdrowia. Nie ma tu jednej konkretnej metody, jednej diety czy rodzaju aktywności fizycznej. To ważne, bo w natłoku tych wszystkich rozwiązań, ludzie zdążyli się już ostatnio trochę pogubić. 

- Tak jak mówiłam, holistyczne wciąż błędnie kojarzy się z alternatywnym i to jest bardzo ważne, by oddzielać te pojęcia. Ja jestem propagatorem integracji i widzę holistykę jako integrację tego, co naukowe z tym, co duchowe, umysłowe, uczuciowe i naturalne. Nie wierzę też w jedną złotą metodę dla wszystkich, każdy musi znaleźć swoją. Chciałabym, by te wywiady stały się inspiracją do poszukiwania w tym obszarze.

- Wybrałam np. makrobiotykę i spotkanie z Kornelią Westergaard, która ją promuje, bo ta metoda wydała mi się powrotem do natury, nie znaczy to jednak, że jest ona tą jedną dobrą odpowiedzią w obrębie diety, jest ich przecież mnóstwo. To samo tyczy się aktywności fizycznej. Moja rozmowa z profesorem Hiroakim Tanaką jest nie tylko rozmową o potędze aktywności fizycznej, ale dosłownie o wszystkim, a całą jej kwintesencję można zamknąć w jednym zdaniu - nie przesadzajmy, dajmy sobie luz, może średnio to wystarczająco dobrze. Nie trzeba się napinać, biegać maratonów, bo to może skończyć się zadyszką, stresem, obciążeniem stawów czy w niektórych przypadkach nawet zawałem serca. Może lepiej spokojnie, średniointensywnie, ale z uśmiechem?

Trudno nie zauważyć, że medycyna konwencjonalna przechodzi obecnie spory kryzys - ludzie przestają jej ufać, a pacjenci szukają ratunku na własną rękę. Może paradoksalnie to właśnie medycyna niekonwencjonalna przyjdzie jej kiedyś z pomocą?

- Bardzo liczę na dialog. Nie na krzyk, na antagonizację, podkreślanie błędów drugiej ze stron, bo to nikomu nie służy, a pacjenci zaczynają się gubić. Dla mnie drogą przyszłości jest droga integracji, droga złotego środka, spotkania i dialogu.

Przyznajesz, że nie byłabyś dziś w tym miejscu, w którym jesteś gdyby nie choroba mamy. 

- Jasne, że tak...

Paradoksalnie więc choroba przyniosła wiele dobrego.

- Jakkolwiek to nie brzmi, jestem za to doświadczenie wdzięczna, jestem też bardzo wdzięczna mamie, za to, jak tę chorobę przechodziła. Gdyby nie ona, gdyby nie jej podejście, nigdy nie nauczyłabym się tego wszystkiego, co dziś wiem. Po roku zaczęłam wdrażać się w pracę w fundacji, wcześniej nie byłam gotowa. Głównodowodzącym był przez ten czas mój tata. Cała ta historia jest dla mnie paradoksalnie o życiu, bardzo zbliżyła mnie do siebie samej. W sumie jestem teraz na takiej ścieżce, którą cenię najbardziej i uważam, że dotyka ona najważniejszych spraw dając mi poczucie misji w życiu. Ta wspomniana rola poszukiwacza i odkrywcy pozwoliła mi też poznać cudownych ludzi. W innej sytuacji nigdy nie spotkałabym dziewczyn z wydawnictwa, nie napisałabym tej książki, nie spotkałabym tylu niesamowitych ekspertów, lekarzy, prowadzących wykłady, nie poznała wolontariuszy i pacjentów. Za każdym razem mam wrażenie, że to taki mój niekończący się uniwersytet, który wciąż wymaga ode mnie sporo pracy i nauki. Napisałam książkę, a nigdy wcześniej nie przeprowadziłam nawet jednego wywiadu. 

Jesteś aktorką, a to mocno stresogenny zawód. Czy idąc swoją ścieżką odkrywcy, pisząc tę książkę, działając w fundacji, znalazłaś upragniony spokój?

- Na pewno odpuszczając tę sztywną aktorską ambicję, poczułam ogromną ulgę i wolność w tym, by łączyć wiele ścieżek zawodowych. Nie zrezygnowałam, ale uelastyczniłam się i to przyniosło wielki spokój, którego wcześniej nie miałam. Kieruję uwagę na różne ścieżki zawodowe - działam czynnie w fundacji, napisałam książkę, od kilku lat prowadzę zajęcia teatralne, co przynosi mi sporo frajdy i gram. Paradoksalnie im bardziej odpuściłam, tym mocniej to aktorstwo do mnie wróciło i tym większą frajdę w nim znalazłam. Wcześniej ten zawód wiązał się dla mnie presją, stresem, a teraz mam poczucie, że gram, jest miło, czerpię z tego przyjemność i nie wybiegam do przodu. Nie chcę już wracać do tego napięcia z przeszłości. Cieszę się, że mogę robić teraz kilka rzeczy, które przynoszą mi radość.

To może przytrafi się kolejna książka? 

- Nie wiem, czy porwałabym się na tę książkę, gdybym wiedziała jaki to ogrom pracy, ale nie żałuję. Złapałam bakcyla, bo zbieranie informacji krążących w przestrzeni, spotykanie się z fascynującymi osobami i zamknięcie tego w formie, która może być pigułką, pomocną dla innych, jest absolutnie uskrzydlające. Książka to też fundacyjny projekt, na który mieliśmy ochotę od samego początku, ale przy naszych możliwościach, siłach przerobowych i bez wsparcia wydawnictwa, nie byłoby to możliwe. Myślę więc, że będzie następna książka, już nawet mam na nią pomysł...

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas