Oswajam Warszawę

O tym, jak artystka krakowska oswaja Warszawę, o ludziach traktowanych jako dodatek do bluzki oraz pracy nad autorską płytą opowiada Katarzyna Jamróz, aktorka i piosenkarka.

Śpiewa pani od dawna, dlaczego więc dopiero teraz zabiera się pani do nagrania autorskiej płyty?

Długo do tego dojrzewałam. Ciągle wydawało mi się, że jeszcze za mało umiem, za mało przeżyłam. Chciałabym, żeby płyta była spełnieniem marzeń moich słuchaczy.

Na własne marzenia nie ma tu miejsca? Zwłaszcza na te o sławie, popularności?

Oczywiście, że jest miejsce, choć akurat sława nie jest moim największym marzeniem (śmiech). Zaraz po studiach, gdy przyszły pierwsze sukcesy, byłam przedstawiana przez dyrektora jednego z teatrów jako "osoba, która robi wszystko, żeby nie zrobić kariery" (śmiech). Teraz to moje nastawienie powoli się zmienia. Zdaję sobie sprawę, że popularność jest wpisana w zawód, który wykonuję. Gdy ktoś wchodzi do wody, trudno, żeby się nie zmoczyć. Oglądałam ostatnio program o Zbyszku Cybulskim. Mimo że był prawdziwą gwiazdą, nigdy nie odmawiał autografów czy spotkań z widzami. Rozumiał, że to część tej profesji.

Teraz modnie jest obrazić się na media i fotoreporterów.

Dla mnie to niezrozumiała kokieteria. Mam kolegów, którzy włożyli mnóstwo pracy, żeby zdobyć popularność i być rozpoznawanymi. A gdy są już na szczycie, ta popularność ich frustruje...

Przyjęłaby pani rolę w serialu?

Teraz tak. Nie jestem już osobą, która "robi wszystko, żeby nie zrobić kariery". Taka rola to szansa na zbliżenie do widza, który być może później zainteresuje się, co mam do powiedzenia w muzyce czy w teatrze. Rola w serialu to kredyt zaufania u ludzi i przepustka do ich serc.

Jak się pani rozliczy z talentu? Proszę coś powiedzieć o swojej płycie.

Materiał dopiero się rodzi. Sama piszę teksty, mam też pomysły kompozytorskie. To będzie suma moich dotychczasowych doświadczeń.

Ma pani na koncie głównie role teatralne i musicalowe, a mimo to wiele osób rozpoznaje panią tylko z gali biesiadnych. Niewiele mają one wspólnego z piosenką aktorską czy kabaretową...

To, co pokazuje telewizja, określa człowieka. Takie są czasy. Jeśli to, co robisz, nie jest wydawane przez duże wytwórnie i często emitowane w telewizji, to nie istniejesz. Mimo to nie będę uciekać przed śpiewaniem.

Od niedawna mieszka pani w stolicy. Jak się pani tu czuje?

Warszawa nie jest taka straszna, jak się o niej mówi. Jest tu wiele możliwości zawodowych, które chcę wykorzystać. Poza tym w stolicy urodziło się moje dziecko, mieszka jego tata. Choć przyznam, że na początku miałam opory, żeby się tu zakotwiczyć. Nieznane zawsze budzi lęk. Duże odległości, tyle ważnych miejsc, do których trzeba jakoś dotrzeć. To mnie przerażało. Ale teraz oswajam Warszawę, a ona oswaja mnie. Mam już do niej nawet rodzaj sentymentu.

Kraków i Warszawa często ze sobą rywalizują?

W Krakowie jest parę teatrów, piwnic, całe życie koncentruje się wokół rynku. Teraz jednak wielu wspaniałych aktorów przenosi się do stolicy. Nawet to, co się dzieje w teatrach krakowskich, przestało być najważniejsze. Wydarzeniem jest premiera w Teatrze Narodowym, a nie w Starym Teatrze.

Panią też do tej pory kojarzono jako aktorkę krakowską.

Prawie zawsze mnie tak przedstawiano: "Katarzyna Jamróz, aktorka krakowska". Było w tym coś niezrozumiałego. Nie mówi się przecież - oto artysta z Warszawy czy z Poznania. Był w tym jakiś dziwny podtekst. "Artystka krakowska", więc niby dziwna, inna, śpiewająca, nawet ładna inaczej... (śmiech). Pora z tym skończyć.

Wielu aktorów spoza stolicy źle się czuje na warszawskich salonach...

Mnie też przeszkadza ich powierzchowność. Drażni, że energia jest kierowana na coś tak błahego jak kolor bluzki czy rodzaj figury. Analizuje się "dodatek" do bluzki, czyli osobę, z która się przyszło. Trzeba zejść głębiej, nie skupiać się na tak powierzchownych sprawach. Na salonach bywam bardzo wybiórczo. Nie mam czasu ze względu na synka.

Jakie ma pani plany, oprócz nagrania płyty?

Do kwietnia dojeżdżam do Gliwic, gdzie przygotowuję premierę musicalu "Anna Karenina". Ciekawa rola do przeżycia i zagrania. Potem chciałabym się mocno zawodowo osadzić w Warszawie. Już wiem, że muszę się pofatygować do teatru, bo nikt do mnie sam nie przyjdzie. Wiele osób się dziwi, jak ja jeszcze funkcjonuję w zawodzie. Nie jestem w żadnej agencji aktorskiej, teatrze czy grupie. Ale tak jest i jakoś to działa. Sama sobie tę dziwność stworzyłam.

Kto? Katarzyna Jamróz, aktorka, mama 3-letniego Aleksandra.

Co zrobiła? Absolwentka Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie, laureatka Przeglądu Piosenki Aktorskiej (1993), zagrała m.in. główne role w musicalach "Kabaret", "Chicago", "Hair", była związana z grupą Zbigniewa Górnego. Śpiewała w kabaretach.

Co lubi? Spać, jeść, odpoczywać - wszystko to, na co ma mało czasu.

Beata Fudalej, aktorka Teatru Narodowego: - Kocham Kasię jak siostrę. Cenię u niej to, że jest niebywale inteligentną i błyskotliwą osobą. Uwielbiam jej poczucie humoru. Jest doskonałą aktorką i wrażliwą osobą. Dla mnie jednak najważniejszy jest fakt, że jest lojalnym kumplem.

Joanna Rokicka

Tekst pochodzi z gazety

Dzień Dobry
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas