Pan Bóg przymknie oko

O krewetkach na wigilijnym stole, świątecznych wyprawach do kina, niechęci do karpia w galarecie oraz góralskich weselach opowiada Paolo Cozza.

fot./ Andrzej Szilagyi
fot./ Andrzej SzilagyiMWMedia

Niestety, nie! We Włoszech dostajemy prezenty dopiero w Wigilię.

Ale przecież mieszkasz w Polsce. No i masz polską narzeczoną. Mogła cię nauczyć...

Łączymy tradycje, żeby jak najwięcej świętować. Ale najwyraźniej mam jeszcze zaległości (śmiech).

Gdzie spędzisz święta?

Obowiązkowo we Włoszech, jak zwykle zresztą. Z moją mamą nie ma dyskusji!

Wieziesz jakieś polskie potrawy na włoską Wigilię?

Nie, tam jest tyle jedzenia, że to nie miałoby sensu!

Mama nie jest ciekawa tradycji kraju narzeczonej?

Jest tradycjonalistką. Nigdy nawet nie była w Polsce. Raz tylko chciała zobaczyć nagranie z programu, w którym występuję. Zdobyłem kasetę i musiałem wszystko tłumaczyć. Mama złapała się za głowę: to ty takie głupoty w telewizji wygadujesz?

A nauczyłeś przynajmniej włoską rodzinę mówić: wszystkiego najlepszego z okazji świąt?

Nie, to dla nich zbyt trudne. To zdanie jest za bardzo "szeleszczące"...

Tobie przecież nauczenie się polskiego nie sprawiło problemów...

Ale ja tu mieszkam. Zresztą miałem kilka wpadek. Na początku powiedziałem klientowi, że sprzedaję takie "duperele do samochodu". Tak mówili nasi mechanicy, myślałem, że to dobrze.

Próbowałeś kiedyś tradycyjnych świątecznych dań polskich? Na przykład karpia w galarecie...

Prawdę powiedziawszy, nie przepadam za karpiem w galarecie.

Co takiego jada się we Włoszech podczas świąt?

Nie ma tradycyjnego zestawu wigilijnych potraw, jak to jest w Polsce. Włochy podzielone są na miasta, regiony... Wszędzie jada się co innego. Może tylko ciasto peanettone, które narodziło się w Mediolanie i rozpowszechniło w całym kraju. To rodzaj babki z rodzynkami. Ja mam dobrze, bo członkowie mojej rodziny pochodzą z różnych stron, więc i jedzenie jest różnorodne.

Jak wygląda wasza Wigilia?

Wigilia jest kolacją na ponad 20 osób. Do stołu zasiadamy ok. 21.00...

To dość późno, długo po pierwszej gwiazdce.

Nie wpatrujemy się w gwiazdy, zawsze zresztą późno siadamy do stołu, z okazji Wigilii nie robimy wyjątku. Na początek otwieramy najlepszego szampana. Oczywiście, nie francuskiego! Doskonałego włoskiego szampana. Potem jest dużo przystawek: krewetki, parmezan, wędliny...

W Polsce raczej nie jemy mięsa w Wigilię...

My podajemy same najlepsze rzeczy, takie, których nie je się na co dzień, choć oczywiście w niektórych rodzinach się pości. Większość Włochów tłumaczy sobie jednak tak: od święta jemy to, co najlepsze, pan Bóg na pewno to zrozumie i przymknie oko. Taka jest właśnie nasza religijność. O, przypomniało mi się: coś jednak przywożę z Polski. Kawior! Po przystawkach jest pierwsze danie, najczęściej w trzech, czterech wersjach. Wśród nich obowiązkowy rosół. Potem mięsa, makarony, słodycze. Nie ma nic w galarecie, brrr... A potem jemy, krzyczymy, śpiewamy, dzieciaki biegają i rozwalają wszystko, co się da.

To zupełnie jak wśród polskich górali...

Górale są bardzo podobni do Włochów: rodzinni, hałaśliwi... W górach czuję się jak we Włoszech.

Włosi też są tak skorzy do bitki jak górale?

Nie, ale prawdę mówiąc, nie widziałem też bijących się górali.

Cóż za upadek obyczajów!

My, Włosi, nie wdajemy się w bijatyki. Załatwiamy to inaczej: strzelamy prosto w serce i po kłopocie (śmiech). To, oczywiście, legenda... Może dlatego nie tłuczemy się na dyskotekach, że pijemy wino, po którym wszyscy się śmieją. A Polacy wódkę, która podnosi agresję. Poza tym Włosi chodzą na imprezę po to, żeby podrywać dziewczyny, a wiadomo, że alkohol nie jest tu wskazany...

No, ale żeby wkupić się w łaski krewnych narzeczonej, musiałeś się chyba nauczyć pić wódkę...

Przeżyłem trzy góralskie wesela i żyję. To o czymś świadczy. Ale nie przepadam za wódką i w ogóle za alkoholem.

Wróćmy do świąt: zasiedliście już do stołu...

...i jemy, jemy, jemy! Nie mamy opłatka, życzenia składamy sobie krótko i treściwie. Polacy przy tym budują historie: życzę ci tego, tamtego i jeszcze czegoś. A o północy wręczamy sobie prezenty. Tego dnia dzieciaki nie muszą się wcześnie kłaść. 25 grudnia znów jemy. Około 13.00 idziemy na obiad do babci i ponownie za stołem siedzi 20 osób. O 17.00 wszyscy idziemy do kina.

Dokąd?!

Do kina. Tego dnia nic nie działa: stacje paliw, tramwaje, a kina tak. Tego dnia we Włoszech są premiery i wszyscy na nie chodzą. Po kinie jest już święty spokój i można spotkać się z kolegami. Kończy się obżarstwo. Staram się zresztą jak najkrócej być we Włoszech w święta. Bo zawsze tyję 1,5 kg dziennie. W Polsce nigdy mi się to nie zdarza.

Przecież mówiłeś, że nigdy nie spędzasz tu świąt.

Bożego Narodzenia nie, ale Wielkanoc już tak. I jeszcze mi się nie zdarzyło, żebym przytył.

Znasz jakąś dietę-cud, żeby pozbyć się świątecznej nadwagi?

O, tak! Ale jej nie stosuję. Wolę być szczęśliwy niż chudy.

Ewa Jagalska

Kto? 43-letni prawnik. Pochodzi z Mediolanu, od kilkunastu lat mieszka i robi interesy w Polsce. Od dawna związany z "charakterną" góralką, Iwoną Górską.

Co zrobił? Pracuje w branży motoryzacyjnej, gra też w zespole muzycznym (na co próbował poderwać swoją obecną narzeczoną, ale odmówiła odwiedzenia go podczas próby). Od dawna jest gwiazdą programu "Europa da się lubić".

Co lubi? Uwielbia piłkę nożną i gotowanie. Sam zaplanował kuchnię z wyspą na środku, żeby móc oddawać się swemu ulubionemu zajęciu. To dla niego szczególnie ważne, bo jak twierdzi, w Polsce nie ma prawdziwie włoskich restauracji.

Kevin Aiston, bohater programu "Europa da się lubić": Paolo Cozza w pewnych sprawach jest typowym Włochem. Kocha piłkę nożną i dobre jedzenie. Jest też bardzo ruchliwy. Ale z drugiej strony przykłada się do pracy i ma głowę pełną pomysłów. Jest przyjacielski i pomocny, przy czym nie trzeba go o nic prosić, sam się domyśla. Kiedyś wracaliśmy z Wrocławia do Warszawy i on mimo zmęczenia odwiózł mnie do Radzymina, choć musiał nadłożyć spory kawał drogi.

Odwiedź tez dział wywiady

Tekst pochodzi z gazety

Dzień Dobry
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas