Pechowy marzyciel
Debiut w zawodzie okupił... wizytą w areszcie. Na studia aktorskie zdawał dwa razy, bo za pierwszym zapomniał świadectwa maturalnego. Ale i tak spełnił marzenia.
Artysta? Taki zawód nie był brany pod uwagę w Zduńskiej Woli, z której pochodzi Paweł Królikowski. "Przyznać się do tego, że chce się być artystą, to tak, jakby powiedzieć »jestem dziwakiem«", śmieje się gwiazdor serialu "Ranczo".
Mimo to zawsze szedł pod prąd. Gdy większość jego kolegów kopała piłkę, on wolał wędrówki. Czasami samotne, często z dwójką najbliższych przyjaciół. "Miałem krąg zaufanych osób i z nimi się trzymałem", wspomina aktor.
Jego rodzice byli nauczycielami. Tata uczył matematyki, mama biologii. W miasteczku byli bardzo znani - wychowali w końcu kilka pokoleń jego mieszkańców. Ich syn okazał się zdolnym dzieckiem. "Ale rodzice musieli dyscyplinować mnie przy odrabianiu lekcji", zaznacza Paweł. Pod wpływem taty przyszły aktor wybrał naukę w klasie o profilu matematyczno-fizycznym w II LO w Zduńskiej Woli. Nie była to najlepsza decyzja...
"Koledzy marzyli o politechnice, medycynie. Ja zupełnie nie widziałem siebie na takich uczelniach. Musiałem bardzo długo ze sobą rozmawiać, aby wreszcie dojść do wniosku, że najbardziej chciałbym być artystą", opowiada Królikowski. Jako nastolatek odkrył zajęcia teatralne w miejscowym domu kultury. "Trafiłem na fantastycznego instruktora, pana Wojtka Chmurę. Prowadziliśmy teatr amatorski. On otwierał nam oczy na zupełnie inną wrażliwość", wspomina aktor.
Po kilku udanych spektaklach był pewien, co chce dalej robić w życiu. "Ze Zduńskiej Woli do Łodzi było blisko. Zacząłem tam jeździć i pytać o zdjęcia próbne do filmów. Wreszcie dowiedziałem się, że we Wrocławiu odbędzie się casting do »Dnia kolibra«", mówi Paweł.
Zadebiutował jako... chuligan w „Dniu kolibra”. Film zdobył nagrodę na festiwalu filmów dla dzieci w Chicago.
I tak osiemnastolatek z małego miasteczka, niemający żadnych znajomości, po raz pierwszy stanął przed kamerą. Z grupą innych debiutantów zagrał charakternego chłopaka. Stylizacja na chuligana nieoczekiwanie stała się przyczyną poważnych kłopotów. "Po zdjęciach odwieziono nas do hotelu Monopol. Nagle wpadła tam grupa zomowców, którzy myśleli, że to my rzucaliśmy w nich kamieniami.
Sterroryzowali cały hotel. Trafiliśmy na komisariat, gdzie nas straszliwie pobito. To było przerażające. Groziło nam nawet pół roku więzienia", wspomina Paweł. Na szczęście to traumatyczne przeżycie nie zniechęciło go do aktorstwa. Postanowił zdawać do szkoły teatralnej. Najpierw do krakowskiej - zapomniał jednak zabrać ze sobą świadectwa maturalnego i nie został dopuszczony do egzaminu.
Po roku złożył dokumenty na wydział aktorski - tym razem do wrocławskiej PWST. Drugie podejście okazało się podwójnie szczęśliwe. Dostał się na wymarzone studia, a na egzaminach poznał Małgorzatę Ostrowską, swoją przyszłą żonę. Na czwartym roku zagrał w trzech filmach, ale prawdziwa popularność przyszła dopiero z serialem "Ranczo".