Po prostu zakochałem się
Do niedawna pisano o nim tylko w kontekście hucznych imprez i sławnych rodziców. Ale Laura dokonała w jego życiu rewolucji. Dziś aktor jest... głową rodziny!
- Z tym muzeum było tak, że zobaczyłem artykuł w gazecie o Marku Rothko. I pomyślałem, że to fajny pomysł, by połączyć przyjemne z pożytecznym. Nie skumałem tylko, że dziś poniedziałek i muzea są nieczynne (śmiech).
- Chłopaki się takimi rzeczami nie przejmują (śmiech). Po mnie to spływa, niestety często dotyka to mojej rodziny czy dziewczyny i to jest słabe. Oczywiście docierają do nas różne teksty, np. w stylu "Młody Królikowski wziął sobie pannę z dzieckiem". Moim zdaniem można byłoby ująć to w nieco bardziej elegancki sposób. Ale tym razem to przynajmniej prawda.
Łatwiej byłoby "wziąć" dziewczynę bez zobowiązań.
- Czy ja wiem? Pewnego dnia spotkałem Laurę i po prostu zakochałem się. Od razu mi powiedziała, że ma dziecko. Ale to nie było dla mnie żadnym problemem. W ogóle nie kalkulowałem. Byłem i jestem zachwycony Laurą. A to, że ona ma córkę, tylko dodaje jej uroku. Całemu naszemu życiu dodaje. Nie nudzimy się ani przez moment. Lea jest wspaniała.
Zdradzisz coś więcej o swojej ukochanej?
- Laura jest aktorką. Skończyła łódzką szkołę filmową. Robi wiele ciekawych rzeczy, ale nie chcę odpowiadać w jej imieniu.
Ty też robisz wiele ciekawych rzeczy.
- Zdradź, jak zazwyczaj wygląda twój dzień? Jeśli nie pracuję i mam wolne, robię to co lubię, czyli odpoczywam. A w zakres tego odpoczynku wchodzi wiele zajęć. Bo kiedy jestem na zdjęciach, nie ma mnie w domu od rana do nocy. Ale dziś mam dzień przerwy. To pierwszy taki dzień od tygodnia, więc załatwiam sprawy niezałatwione.
- Raczej nie. To nie jest tak, że nagle zostałem głową rodziny i będę biegał po wszystkich festynach, żeby zarobić (śmiech).
Twoja dziewczyna bywa zazdrosna, kiedy wychodzisz wieczorem na imprezę?
- Ostatnio najlepiej bawimy się w domu, a gdy wychodzimy, to zazwyczaj razem.
A z kim wtedy zostawiacie małą?
- Lea ma przecież swojego ojca, dziadków. Jest sporo osób, które nam pomagają.
Wygniatacie już dołki w kanapie?
- Wiadomo, czasem trzeba posiedzieć przed telewizorem. Poniedziałki to są takie nasze dni, kiedy odpalamy sobie nowe odcinki seriali, ostatnio "Gry o tron". Ale jesteśmy młodzi, więc staramy się żyć normalnie, tak jak nasi rówieśnicy.
Udomowiłeś się, ale podobno nadal wieczorami można cię spotkać pod jedną z najmodniejszych warszawskich knajp - pod "Planem B".
- Lubię czasem wyskoczyć na tzw. niejedno piwko, a wokół Placu Zbawiciela jest kilka dobrych miejsc.
Od dawna nie mieszkasz z rodzicami?
- Od pięciu lat. Uważam, że nie ma z tym, co czekać. Tym bardziej, że moi rodzice mają jeszcze czwórkę dzieciaków. Przecież taki stary koń jak ja nie powinien im siedzieć na głowie. Staram się do nich przyjeżdżać choć raz w tygodniu. Mieszkanie z rodzicami ma oczywiście wiele zalet, ale mimo wszystko z nich zrezygnowałem.
Gdy jestem z moimi dziewczynami Laurą i Leą, to już jest głośno i fajnie
Tobie było łatwiej. Mówi się, że zawsze miałeś pieniądze, a do w liceum jeździłeś motorynką.
- Dziwne, nie przypominam sobie. Prawda jest taka, że codziennie o godzinie 6.45. wsiadałem do pociągu relacji Warszawa-Radom i tak dojeżdżałem z Zalesia Górnego do liceum w Warszawie. Państwowego - imienia Hugona Kołłątaja. Wcześniej wychowywałem się głównie na wrocławskich blokowiskach. Raz mieszkaliśmy w takim trzonolinowcu, który trzymał się na czterech nogach. Gdy zawiało, cała chata się trzęsła (śmiech). Ale poczekaj, nie naciągniesz mnie tu na gadkę: "Nie jestem bananem...". Po prostu staram się żyć po swojemu.
Widzę, że nie lubisz zachowań pod publiczkę. Czego jeszcze nie lubisz?
- Więcej lubię niż nie lubię. Więc co lubisz? Życie. Moją rodzinę, dziewczynę, przyjaciół. Lubię oglądać dobre filmy, palić papierosy, powygłupiać się czasem z kumplami, pograć w gry, coś poczytać.
Jako najstarszy syn jesteś eksperymentem wychowawczym swoich rodziców?
- Ciekawe pytanie... Patrząc na plotki w kolorowych magazynach oraz niektóre fakty z mojego życia, to pewnie coś w tym jest (śmiech). Ale tak całkiem serio: rodzice zawsze byli wobec mnie fair. Oczywiście ja też chciałem, by byli ze mnie dumni. No i cóż, nie zawsze się to udaje, ale trzeba się starać!
Twoja mama musi być silną kobietą. Połączyła pracę z wychowywaniem pięciorga dzieci.
- Niesamowita kobieta. Mam dla niej wielki szacun za to, że potrafi ogarnąć tę naszą wielką rodzinę. Tata też jest super. Ale to jednak mama trzyma wszystko w garści. Nasz dom, w którym jest tyle osób, zawsze był gwarny.
Chciałbyś, żeby twój był podobny?
- Gdy jestem z moimi dziewczynami, to już jest głośno i fajnie. Ja już tak mam, że nie potrafię być sam. I im więcej ludzi wokół, tym lepiej.
Niedługo zobaczymy cię w filmie Jana Komasy "Miasto 44". Podobno na casting poszli wszyscy młodzi polscy aktorzy.
- Faktycznie był tam niemal każdy. I super. Będzie wiele nowych twarzy. A atmosfera na planie - genialna. Poznałem kilku naprawdę niezłych ananasów.
W jakim sensie ananasów?
- Bardzo zdolnych ludzi. A poza tym, sama zobaczysz, jak oni wyglądają! W kinie zakochasz się z osiem razy! Musiałem trochę schudnąć, żeby aż tak nie odstawać.
Jak to zrobiłeś?
- Miałem taki okres, że rzeczywiście byłem spaślakiem, bo bardzo źle się prowadziłem. A finałem mojego hulaszczego trybu życia była akcja, o której mówiła cała Polska. W końcu przyszedł więc czas, żeby się ogarnąć. Zacząłem chodzić na siłownię. Do tego gram jeszcze z kolegami w piłkę i squasha. I nie jem już bezmyślnie.
Aktor zmienił swoje przyzwyczajenia. Gra w piłkę, w squasha oraz trzy razy w tygodniu ćwiczy na siłowni. Je pięć małych posiłków.
Jak jeszcze przygotowujesz się do filmu Komasy?
- Za chwilę jadę na przykład na lekcję tańca. Do tego były jeszcze ćwiczenia na poligonie wojskowym, spotkania z powstańcami, zajęcia z kaskaderem i masa lektur dotyczących powstania. Muszę też uważać, by w dialog nie wdarło się żadne "sorry" czy "okej". Kiedyś ludzie mówili ładniejszą polszczyzną.
Jesteś romantykiem czy racjonalistą?
- We mnie jest dużo tego polskiego romantyzmu. Niektórzy mówią, że nie mieliśmy szansy wygrać powstania, więc po co to było. A ja rozumiem, co kierowało tymi ludźmi, że mimo wszystko poszli walczyć. Ale nie każ mi tu mówić, co bym zrobił na ich miejscu. W tak ekstremalnych warunkach ludzie postępowali często impulsywnie. A ja gdybać nie będę.
Studiujesz jeszcze reżyserię?
- Zatrzymałem się na poziomie licencjatu. Dopóki nie zrobię kolejnego filmu, nie chcę o tym gadać, bo z tego mojego paplania nic nie wynika.
Ale kiedy już zabierzesz się do pracy, możemy się spodziewać, że wyprodukujesz...
- Oczywiście hit! (śmiech). Nie będziesz się nudzić.