Sylwestrowe wspominki lidera Big Cyc

Krzysztof Skiba wspomina swoje sylwestrowe "wpadki". Lider zespołu Big Cyc opowiada o udawanym graniu na harmonijce ustnej przy 25 stopniowym mrozie oraz wpadnięciu do kanału dla operatorów na scenie podczas koncertu. "Obronił mnie mój tłuszczyk" - wyznał Skiba.

Krzysztof Skiba
Krzysztof SkibaMWMediaMWMedia

Najbardziej ekstremalny sylwester, jakiego pamiętam to był ten grany przez nas na Śląsku wiele lat temu. Była to tzw. impreza miejska, gdzie na widowni było jakieś 5-7 tys. ludzi, a może nawet więcej. Do tego ekstremalne warunki: -25 stopni Celsjusza, a koncert był plenerowy. Przy takiej temperaturze gitary się rozstrajają, elektronika wysiada, a gitarzyści nie byliby nawet w stanie przebierać palcami po gryfie. Ludzie byli przygotowani na dobrą zabawę, impreza zareklamowana, więc musieliśmy jakoś zagrać" - opowiada Krzysztof Skiba.

Jak przyznaje wokalista zespołu Big Cyc organizatorzy sylwestrowego koncertu wpadli na pomysł, żeby zagrać z playbacku... "Myśmy nawet na playback nie byliśmy przygotowani, bo to zwykle ma się jedną taśmę, a menager grał z różnych płyt, które były nagrywane w różnych studiach, na przestrzeni kilkunastu lat, a za tym idą różne brzmienia i tak dalej. Jako że to był sylwester i publiczność była pod tzw. dobrą datą, w związku z tym nie za bardzo zorientowała się, co jest grane, że to 'leci' z płyty. Warunki pogodowe zmusiły nas do tego, żeby ten znienawidzony playback zastosować, jako jedyne wyjście z sytuacji" - relacjonuje Skiba i dodaje, że to nie koniec perypetii związanych z tamtejszym sylwestrem:

"W pewnym momencie przypominamy sobie, że to są wersje studyjne, a na takich wersjach są różni muzycy i różne instrumenty, których na ogół nie używamy. Nagle w piosence 'Jak słodko zostać świrem' dochodzimy do tego momentu, gdzie będzie solo na harmonijce ustnej. Na płycie zagrał je z nami zaprzyjaźniony muzyk, natomiast na koncercie nikt z zespołu nie miał takiej harmonijki" - wspomina Skiba.

Jak wokalista wybrnął z sytuacji? "Na szczęście wiedziałem, gdzie wchodzi ta partia i gdzie się kończy. I po prostu zacząłem udawać. Jako że harmonijka ustna jest mała, więc udałem, że mam ją w dłoniach i że na niej gram. Dostałem nawet bardzo duże brawa, bo to była świetna solówka. Natomiast, gdyby solo byłoby np. na kontrabasie, to nie byłbym w stanie tego ugrać" - żartuje lider zespołu.

"Z kolei na innym sylwestrze kilka lat temu scenograf przygotował 'pułapki' dla artystów na scenie w postaci nieoświetlonych kanałów dla operatorów. To były prawdziwe doły po półtora metra, w których normalnie cały dorosły człowiek z kamerą może się schować. Ponieważ mnie nie było na próbie, bo byłem w radiu gdzie akurat udzielałem wywiadu, to nie wiedziałem, gdzie są te kanały. A nie były one oświetlone, tak jak zwyczajowo zawsze są przy nich jakieś lampeczki. Menedżerka kazała mi wbiec na scenę, która zazwyczaj w sylwestra jest nietypowa - duża z takim długim wybiegiem w głąb publiczności. Biegnę, ludzie zaczynają machać, bo poznali, że to Skiba, że to Big Cyc, więc im odmachuję" - wspomina wokalista i dodaje, że później nie było już tak wesoło...


"Oni machali, żebym uważał, bo tam jest dziura. W pewnym momencie doszło do sytuacji w stylu nieme kino Charlie Chaplin - jest człowiek - nie ma człowieka. Wpadłem do tej dziury kompletnie. Na szczęście skończyło się jedynie na małym siniaku, a nie na żadnych poważniejszych złamaniach. Zresztą w te pułapki powpadało wielu innych ludzi - a to dziennikarz, który relacjonował to wydarzenia, jeden z tancerzy, wiec nie byłem sam. Obronił mnie mój tłuszczyk, może gdybym był szczuplejszy mogłoby być niebezpiecznie i złamałbym się jak scyzoryk" - skwitował Skiba żartując.

PAP life
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas