Szymon Majewski: Wszystko o mojej mamie
W monologu "One Mąż Show" Szymon Majewski rozprawiał o życiu małżeńskim. Teraz, w spektaklu "MaminSzymek", opisze relacje ze swoją ukochaną mamą. Przyznaje: "Rana po odejściu mamy już się trochę zagoiła, więc spokojnie mogę opowiedzieć naszą historię".
Andrzej Grabarczuk, PAP Life: - W opisie spektaklu pojawia się zdanie "Jest to rodzaj intymnego, ale też pełnego humoru i inteligencji pożegnania".
Szymon Majewski: - Ten emocjonalny opis spektaklu jest dziełem Krystyny Jandy. Nawet się ucieszyłem, że napisał to ktoś inny, bo sam nie wiedziałbym, jak podsumować, o co chodzi w tym monologu.
- Moja mama, Marysia, nie żyje już 12 lat. Nie zrobiłbym monologu dwa czy pięć lat po jej śmierci. To byłoby dla mnie za wcześnie. Chyba dopiero po siedmiu latach zająłem się porządkowaniem jej mieszkania. Rana po odejściu mamy już się trochę zagoiła, więc spokojnie mogę opowiedzieć naszą historię.
Siedzimy teraz w Och-Teatrze na Ochocie. W tym miejscu wspomnienia mogą ci przychodzić nieco łatwiej.
- Oczywiście. Mieszkałem z mamą pół kilometra stąd, na ulicy Szczęśliwickiej. Nieopodal jest przystanek, skąd jeździliśmy - ja do liceum im. Kołłątaja, a moja mama do szpitala na Banacha, gdzie pracowała jako laborantka w centrum krwiodawstwa.
Jaką formę będzie mieć twój monolog?
- Dosyć specyficzną, bo będę mówić do mamy. Będę opowiadać o nas - o relacjach między nadpobudliwym dzieckiem a nadopiekuńczą matką, co prowadziło do pewnych kraks. Na koniec zdam jej relację z tego, co słychać u mnie. Do tego dużo naszych wspólnych zdjęć wyświetlanych z rzutnika. Zobaczycie też moje stare zeszyty i uwagi z dzienniczka podpisane przez mamę, a nawet moje świadectwa. Będzie śmiech z domieszką łezki.
Czy byłeś maminsynkiem?
- My, jedynacy chyba wszyscy jesteśmy maminsynkami. Relacje jedynaków z matkami są zawsze specyficzne. Matka pokłada wielkie nadzieje w takim synu, poświęca mu bardzo dużo uwagi.
Czy mógłbyś podać przykłady matczynej troski o syna.
- Miałem już dwójkę dzieci, byłem przed czterdziestką, przyjechałem do mojej mamy, tutaj na Ochotę. I nagle dostałem strasznej gorączki, grypa mnie zaatakowała. I moja mama powiedziała: - Słuchaj, nie ma sensu, żebyś wracał - zostań!. Nagle trafiłem do pokoiku, w którym się wychowałem (śmiech). Wróciły piżamka i pierzyna. Mama donosiła mi herbatki na miodzie i rosołki na kurczaku. Dzwoniła do koleżanek i chwaliła się, że Szymon wrócił, że znów jest z nią. Była jakby dumna i wzruszona.
- Opowiem też o takiej scenie. 15 lat po tym, jak skończyłem liceum, kiedy już pracowałem w TVN, moja mama spotkała moją matematyczkę w sklepie spożywczym. Pamiętała, że ta kiedyś gnębiła mnie i moich kolegów, no i gdy nadarzyła się okazja, postanowiła wygarnąć jej, co o niej myśli (śmiech).
Jaki był jej stosunek do twojej kariery w mediach?
- Cały czas była zlękniona. Mówiła mi: - Szymon, Boże Święty, przecież komuś się narazisz. Mów pewne rzeczy delikatniej, bo będzie dramat, coś się stanie. Do tej pory nie potrafię być ostrym satyrykiem, przekraczającym granice showmanem, bo moja mama dała mi pewien rodzaj wrażliwości. Za każdym razem myślę, że ludziom może być przykro z powodu moich żartów.
Kiedyś opowiadałeś mi też, że bała się powrotu komuny.
- Nawet, gdy prowadziłem w TVN swoje show, ostrzegała mnie: - Kwaśniewski prezydentem, zobaczysz, komuna wróci i nie będzie takich programów. Znowu będziesz bezrobotny, bo nie masz ojca w partii. Prosiła mnie, abym poszedł na studia i stworzył sobie jakiś plan awaryjny. Ale ja, po tym, jak dwa razy nie dostałem się na psychologię, straciłem zapał do studiowania.
Poprzedni monolog, "One Mąż Show", poświęciłeś życiu małżeńskiemu. Ciekawi mnie, jak układały się relacje pomiędzy twoją mamą a twoją żoną, Magdą.
- Była jakaś rozgrywka pomiędzy nimi, w której ja byłem pionkiem. Moja żona i moja mama były bardzo różnymi kobietami. Magda to nowoczesna kobieta o bardzo silnym charakterze. A moja mama była raczej delikatną, wycofaną osobą, przyzwyczajoną do tego, że to mężczyzna rządzi w rodzinie. Jednocześnie, im dłużej pracuję nad tym monologiem, tym zauważam coraz więcej podobieństw między nimi. Opowiem na scenie o moich wizytach z żoną u mamy.
Wspomnijmy jeszcze o jednej kobiecie, tej najważniejszej w Och-Teatrze - Krystynie Jandzie. Czy po kilku latach występów na deskach jej teatru wciąż się boisz pani Krystyny?
Nic się nie zmieniło w tej kwestii (śmiech). Na moją ostatnią próbę przyjdzie Krystyna. I to jest najgorsze. Najchętniej nie grałbym premiery i nie pokazywałbym tego monologu Krystynie. Ale wiem, że tak się nie da - pani Krystyna tu rządzi (śmiech).