Wojciech Olejniczak: Denerwuje mnie pieniactwo

Nie lubi pieniactwa, a Polaków ceni za to, że w trudnych chwilach potrafią wziąć się w garść. O Polsce z perspektywy Brukseli rozmawiamy z europosłem Wojciechem Olejniczakiem.

Pan Wojciech lubi sport - uprawia triatlon
Pan Wojciech lubi sport - uprawia triatlonMieszko PietkaAKPA

EksMagazyn: I co z tą Polską? Jak pan sobie wyobraża nasz kraj za 10 lat? Lewica będzie miała więcej zwolenników czy spodziewa się pan wzrostu nastrojów prawicowych? Pytam w kontekście tego, co możemy zaobserwować w zachodniej Europie - w wielu krajach zmęczonych multi-kulti, młodzież zwraca się ku ruchom skrajnie prawicowym...

Wojciech Olejniczak, europoseł SLD: - W Europie narastają nastroje skrajnie prawicowe. Przyjmuję z niepokojem poszerzanie się tego marginesu. Z drugiej strony, w wielu państwach władzę przejmuje lewica: Francja, Dania, Słowacja, Rumunia, Litwa. Lewica wygrała też wybory prezydenckie w Czechach i Słowenii. Tendencja jest więc wyraźna.

- Lewica posiada właściwą odpowiedź na kryzys. Strategia zaciskania pasa, preferowana przez prawicę, polegała na zaciskaniu pętli wokół szyi. Lewica stawia na pobudzanie wzrostu, tworzenie nowych miejsc pracy i zapewnianie przez państwo usług publicznych (służba zdrowia, edukacja, transport). W czasach niepewności jest to szczególnie pożądane.

Pewność siebie przydaje się w polityce?

- Tak. Jak w każdej dziedzinie życia.

Ryzykant czy chłodny analityk?

- Jestem osobą, która łączy te dwie cechy. Z jednej strony lubię ryzyko i je podejmuję, ale uważam, że w sprawach ważnych, zarówno dla mnie czy otoczenia, także tych politycznych, nie można ryzykować ot tak. Decyzje w sprawach fundamentalnych muszą być poprzedzone obserwacją.

Przestrzega pan przepisów siedząc za kierownicą?

- Staram się. Nie mówię tu o szaleństwie za kierownicą, ponieważ tego nie uprawiam. Raczej o braku wyobraźni tych, którzy ustawiają znaki czy fotoradary.

Pytam, bo naród i politycy toczą od kilku miesięcy dyskusję na temat tego, jak poprawić bezpieczeństwo na polskich drogach...

- Na Zachodzie faktycznie jeździ się inaczej. Inni kierowcy są bardziej przewidywalni, co daje jakąś namiastkę zaufania na drodze. W Polsce bardzo dużo się pod tym względem zmieniło, choć ciągle są niedoskonałości.

Czy my, Polacy, nie mamy czasem problemu z przestrzeganiem prawa? Przepisy są przecież po to, żeby zgnębić obywatela, a najwięcej można zdziałać naginając tu i ówdzie... A może nasze paragrafy wciąż bardzo kuleją i należałoby je poprawić, zanim zacznie się wymagać obywatelskiego posłuszeństwa?

- Od lat jestem zwolennikiem edukacji w wielu aspektach życia. Także tych dotyczących przepisów drogowych. Może to kwestia poprawy jakości egzaminów na prawo jazdy? Może powinniśmy wymagać więcej od tych, którzy starają się o nabycie uprawnień? Jestem jednak przeciwnikiem radykalnego karania, jak to choćby ma miejsce w projekcie nowych przepisów drogowych, w punkcie mówiącym o zabraniu prawa jazdy po podwójnym przekroczeniu prędkości. W Belgii też w takich wypadkach zabierają uprawnienia, ale na tydzień, dwa tygodnie. I nie trzeba zdawać powtórnie egzaminu.

Bycie patriotą to...

- Wybitny polski socjalista Jan Józef Lipski pisał, że patriotyzm to miłość wobec członków własnej wspólnoty narodowej. Odrzucał on szowinizm i egoizm narodowy, jako niedające się pogodzić z nakazem chrześcijańskim miłości bliźniego. "Tak, jak szczególna miłość w rodzinie nie musi i nie powinna być przeszkodą dla miłości bliźniego - tak i szczególna miłość dla członków tej samej wspólnoty narodowej winna być podporządkowana tej samej nadrzędnej normie moralnej. Patriotyzm jest z miłości - i do miłości ma prowadzić; wszelka inna jego forma jest deformacją etyczną" - pisał Lipski.

Sprzątanie po własnym psie, kasowanie biletów, bycie miłym dla pani w sklepie, działalność społeczna, przyjaźni urzędnicy - dlaczego pewne rzeczy są takie oczywiste, gdzie indziej, a tak ciężko przyswajalne u nas?

- Edukacja i czas. Tego nam najbardziej potrzeba. Ostatnie dwadzieścia lat spędziliśmy na tworzeniu nowego systemu, budowaniu gospodarki, zaplecza socjalnego, robieniu porządków.

Czy jest jakaś decyzja polityczna, której pan z perspektywy czasu bardzo żałuje? I dziś - wiedząc, co z tego dalej wynikło - zachowałby się pan inaczej?

- Opiszę to w pamiętnikach (śmiech).

Gdyby miał pan złotą rybkę, która może spełnić trzy życzenia dotyczące naszego kraju, to o co by pan ją poprosił? Zakładając, że złota rybka mogłaby uzdrowić nawet naszą służbę zdrowia...

- Więc niech będzie, że ta rybka uzdrowi publiczną służbę zdrowia, publiczną edukację i publiczny transport. Dla mnie to trzy podstawowe funkcje państwa. Gdy one nie działają poprawnie, państwo kuleje, a jakość życia obywateli spada.

Co pana najbardziej denerwuje w naszej mentalności?

- Pieniactwo.

A z czego jest pan najbardziej dumny?

- Z umiejętności mobilizowania się w trudnych chwilach.

Spędził pan młodość na wsi. Nigdy nie żałował pan, że nie wychował się wśród "miastowych"? W dużym mieście jest łatwiejszy dostęp do edukacji, rozrywek, więcej możliwości rozwijania swoich pasji...

- Niech pani zapyta mieszczuchów, którzy z własnej woli przeprowadzili się na wie(śmiech). Coś skłoniło ich do tej decyzji. Wieś ma swoje zalety. Z drugiej strony, państwo rzeczywiście powinno dbać o dostępność edukacji, kultury i sportu na obszarach wiejskich. Są na to pieniądze w ramach funduszy europejskich, trzeba je tylko mądrze wykorzystać.

Czego nauczyła pana mniejsza społeczność?

- Serdeczności wobec ludzi i pogody ducha.

Kim chciał pan zostać w młodości?

- Strażakiem.

Szybka kariera (w wieku 30 lat Wojciech Olejniczak został ministrem rolnictwa - przyp. red.) to było coś, co pana wzmocniło, czy na pewne rzeczy było po prostu za wcześnie?

- Polscy rolnicy nie uważają, że było to za wcześnie. Do dzisiaj pozytywnie wspominają czasy, gdy kierowałem resortem. Miałem zadanie do wykonania i je zrealizowałem. A kierowanie tak dużą instytucją, jak resort rolnictwa to rzeczywiście znakomita lekcja zarządzania.

A kobiety? Są bardziej skuteczne jako polityczki?

- Bywają skuteczne.

Powinno być ich więcej w sejmowych ławach czy nic na siłę?

- Skoro w społeczeństwie jest 50 proc. kobiet, to jest stanem pożądanym, aby 50 proc. kobiet zasiadało też w parlamencie.

Czy bardzo zmienił się pana styl życia, odkąd przeniósł się pan z Warszawy do Brukseli?

- Styl życia raczej nie. Coś, co się zmieniło, to sposób pracy i perspektywa, z jakiej obserwuje się polską politykę. W Parlamencie Europejskim jest bardzo dużo pracy merytorycznej, wszystko jest zaplanowane. Prace Komisji są o wiele bardziej merytoryczne, nie ma tu politycznych przepychanek na tak niskim poziomie, jak to się często obserwuje w naszym Sejmie.

Za czym pan najbardziej tęskni?

- Rzadziej widuję się z bliskimi mi osobami i tego mi brakuje najbardziej.

Najdziwniejsze miejsce, w jakim moglibyśmy pana spotkać, zupełnie się tego nie spodziewając?

- Moje hobby to triatlon. Pływanie, bieganie, jazda na rowerze. Trudno więc wymienić jedno miejsce. Jestem w ciągłym ruchu.

Rozmawiała: Joanna Jałowiec

Tekst pochodzi z EksMagazynu.
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas