Zieliński i Stramowski: Co kręci twardzieli

Sport, gotowanie, kobiety i seks – o tym rozmawialiśmy z dwoma przystojniakami, znanymi z polskich seriali. Czy prywatnie ze sobą rywalizują i w jakie uzależnienie wpadli, zdradzają tylko SHOW.

Piotr Stramowski
Piotr StramowskiMarek UlatowskiMWMedia

Właśnie trwają zdjęcia do nowego serialu "Na noże". Będzie między wami ostra rywalizacja?

Piotrek Stramowski: Wojtek, to jak to będzie?

Wojtek Zieliński: Jeżeli chodzi o pracę zawodową na pewno nie, ale jeśli chodzi o strefę prywatną, to na sto procent (śmiech). Tak serio, to faktycznie jest tam pewna relacja antagonistyczna i ona jest wyczuwalna w pierwszych odcinkach. Obaj bohaterowie są bardzo dobrymi kucharzami i ostro ze sobą rywalizują. Jacek, którego gram, gotuje bardziej tradycyjnie, a Darek, postać Piotrka, jest bardziej zaawansowany technologicznie. Będę też namawiał Piotrka, żebyśmy rywalizowali jeszcze o Wiolkę, moją byłą dziewczynę, która potem zbliża się do Darka. W końcu to moja była i jako facet nie mogę tego zaakceptować (śmiech). Oczywiście prywatnie taki nie jestem. Jestem wyjątkowy. Zawsze powtarzam, że nie ma ideałów, oprócz mnie i mojego brata (śmiech).

Dobrze, że zdajesz sobie z tego sprawę.

W: Od zawsze tak było. To jest jednak trochę zaskakujące, że zobaczymy was w rolach szefów kuchni. Do tej pory graliście role twardzieli.

P: Z Wojtkiem jesteśmy bardzo uzdolnionymi aktorami i potrafimy w sekundę wskoczyć w nową rolę (śmiech). Tak na poważnie, to gdy już znaleźliśmy się w kuchni, to jakoś bez problemu odnaleźliśmy się w tych rolach.

W: Poza tym obydwaj prywatnie lubimy gotować.

Jesteście rodzinnymi masterchefami?

W: Aż tak to może nie, ale mam kilka potraw, które potrafię zrobić, głównie ze względu na córkę.

To jakie jest twoje popisowe danie?

W: Zdecydowanie naleśniki, tym bardziej, że mama kupiła mi specjalną płytę do ich smażenia. Oprócz tego potrafię zrobić kilka potraw na parze z woka, zresztą też go dostałem od mamy na gwiazdkę (śmiech).

To nieźle się ustawiłeś.

W: Po prostu mówię, czego potrzebuję, a że sytuacja mnie zmusiła, żeby samemu gotować sobie i córce, to uczę się nowych potraw. Poza tym lubię to robić. Piotrek nie ma tylu lat, co ja, jest młodszy, co mnie trochę wkurza, ale gdy metryka zaczyna ci żółknąć, to patrzysz na to, co konsumujesz. Ograniczam przetworzone rzeczy, mięso. Ale dobra, dość o mnie, pozwolę teraz coś powiedzieć Piotrkowi.

P: Mieliśmy możliwość przygotowywać się do nowych ról, podpatrując pracę w renomowanych restauracjach. Spędziłem dwa dni w lokalu Jacka Grochowiny. Siedziałem tam od rana do późnej nocy i zapier... w kuchni. Wcześniej wysłał mi informacje, jakim slangiem się posługują oraz podzielił się podstawową wiedzą o kuchni molekularnej. To jest niesamowicie ciekawy świat, ale też bardzo ciężka praca, o czym nie miałem pojęcia. Na planie po części tego doświadczyliśmy. Cały dzień siedzimy więc w kuchni, jest gorąco, potem śmierdzimy tym żarciem, nie ma gdzie usiąść... Jednym słowem to wykańczające. Musisz mieć kondycję, ale i cierpliwość. Cały dzień w jednym miejscu powoduje, że wszyscy ludzie stają się jedną ekipą, w związku z czym wszystkie emocje wyładowujesz na tych, którzy są wokół ciebie.

Wojciech Zieliński
Wojciech ZielińskiAndras SzilagyiMWMedia

Między wami dochodziło więc do spięć?

W: Nie, zresztą nie należę do ludzi konfliktowych.

P: Ja tak samo.

W: Z drugiej strony, nie mam nic przeciwko konfliktowi konstruktywnemu. Na przykład dwa razy miałem już taką sytuację z reżyserem - doprowadziła do nowego spojrzenia na sceny i obaj ostatecznie byliśmy zadowoleni. Między mną, a Piotrkiem jeszcze nie doszło do żadnej kłótni, ale będziemy ze sobą jeszcze pięć miesięcy, więc pewnie może zaiskrzyć (śmiech).

Wojtek, jako bardziej doświadczony aktor, udziela ci wskazówek, rad?

P: Nie, zresztą nie widzę, żeby Wojtek był bardziej doświadczony. Wręcz przeciwnie, może podpatrzeć, jak ja gram (śmiech). Na szczęście możemy sobie mówić takie rzeczy i żaden z nas się nie obraża. Mamy podobne poczucie humoru.

W: I poczucie dystansu do własnej osoby. To jest ważne szczególnie w tym zawodzie.

Szczególnie, gdy macie do zagrania sceny ostrego seksu, co się wam obu zdarzało. Wojtek, nie ukrywasz, że to dla ciebie problem.

W: To jest bardzo intymna sfera życia człowieka. Faktem jest, że już dwa razy miałem takie mocne sceny: w "Chrzcie" i teraz w "Służbach specjalnych", na szczęście z Kamillą Baar, którą wcześniej znałem. Wcześniej graliśmy razem taką scenę, ale to było w konwencji serialowej, a Patryk Vega (reżyser - przyp. red.) poprosił, żebyśmy się rozebrali całkowicie i udawali seks.

P: Skąd ja to znam (śmiech). U mnie z pozoru było trochę łatwiej, bo pierwszą scenę seksu miałem z moją partnerką Kasią Warnke w filmie "W spirali". Natomiast później się okazało, że granie z osobą, z którą jesteś związany w życiu, wcale nie jest łatwe. Trzeba umieć ukryć swoją prywatność, a jednocześnie pokazać prawdziwą namiętność i miłość, co się wzajemnie wyklucza. Nikt z ekipy nie wiedział jeszcze, że jesteśmy parą. Chcieliśmy z Kasią zachować pełen profesjonalizm i uważam, że nam się to udało. Potem miałem okazje grać sceny erotyczne w "Pitbullu. Nowe porządki".

- W pierwszej części zagrałem z Anią Muchą, a ostatnio z Mają Ostaszewską, która zdecydowanie zwraca uwagę na higienę pracy. W tego typu scenach należy być wyjątkowo uważnym i delikatnym. Tak też było i w tym przypadku. Bardzo profesjonalnie nam się pracowało. Z resztą moje wrażenia pokryły się z wrażeniami Mai. Po zdjęciach podziękowała mi za komfort i przestrzeń, jaką jej dałem podczas kręcenia tej sceny. Odpowiedziałem wtedy, że dokładnie za to samo chciałem jej podziękować. Podejrzewam, że to, co mówię, dla większości osób wyda się niezrozumiałe, ale tak to właśnie wygląda.

Jednak w takich scenach facetom jest trudniej ukryć ewentualne podniecenie.

W: Pewnie, że tak. Ale pamiętajmy - jesteśmy w robocie. Ciało działa zupełnie inaczej. Są ludzie dookoła, kamera, to nie jest spotkanie przy winku. P: W ogóle to jest kontrowersyjny temat. Wiele osób tego nie rozumie.

Grając twardzieli, pewnie nie unikniecie też takich scen.

P: Wojtek twardziel? (śmiech)

W: Jeśli już, to jestem wrażliwym twardzielem.

P: Ja z kolei miałem łatkę amanta.

Ale po "Pitbullu" to się zmieniło.

P: Pewnie, że tak, ale nie chcę, żeby mnie zaszufladkowano. To zależy od aktora, jaką drogę wybierze. Lubię różnicować swoje postaci i lubię się zmieniać. Równie dobrze mogę zagrać zniewieściałego chłopaka. Unikam szufladkowania.

No tak, ale z drugiej strony przygotowując się do roli Majami, mocno pracowałeś nad sylwetką i póki co figury nie zmienisz.

P: Tak, ale zaraz kończymy zdjęcia i to wszystko ze mnie zejdzie. Teraz muszę zmaleć i będę nad tym pracować. Lubię mieć kontrolę nad swoim ciałem, wiem, co zrobić, żeby schudnąć, czy przytyć. Mam trenera personalnego, dobrego kumpla, i z nim wszystko ustalam.

No właśnie, obydwaj mówicie, że sport pozwala wam odreagować i zapomnieć o problemach.

P: Gdy nie mam czasu ćwiczyć, od razu czuję, jak mi spada poziom endorfin. Nie mam energii do życia. Sport jest superdodatkiem do tego, co robimy. Daje nam energię, strasznie mnie nakręca. Ty też tak masz, Wojtek?

W: Trzeba pamiętać, że nasze ciało jest narzędziem pracy. Ale oczywiście zgadzam się też z tym, co powiedział Piotruś. Umówmy się, ewolucyjnie jesteśmy zaprogramowani, że człowiek musi się ruszać. Kiedyś biegał za mamutem i tak naprawdę od 200 lat, od rewolucji przemysłowej, maszyny zaczęły człowieka wyręczać, a teraz wszechobecne są komputery. Coraz mniej się ruszamy, chorujemy na nowotwory, a w nas jest atawistyczna potrzeba ruchu.

Trzeba też pamiętać, że to wszystko nie jest takie kolorowe, bo, co by nie mówić, sport to zdrowe uzależnienie, ale jednak uzależnienie.

P: Zdecydowanie tak.

W: Fajnie, że otworzyli 24-godzinne siłownie. Chociaż teraz nie mam czasu, żeby chodzić na treningi, ćwiczę w domu, głównie dla podtrzymania dobrego samopoczucia. Tym bardziej, że już trochę w niektórych miejscach przybyło mi ciała (śmiech).

P: Fajnie, że masz tego świadomość, bo większość nie przejmuje się tym, że ich masa wzrasta. Ostatnio zacząłem bardziej pilnować tego, jak wyglądam. Muszę być w formie, żeby czuć się dobrze, muszę być cały czas w gotowości. Generalnie lubię się ruszać, siłownia, rower, boks, teraz kupiłem sobie też deskorolkę, no i zdrowa dieta. Ważne tylko, żeby ćwiczyć pod kontrolą, szczególnie ty, Wojtek, masz już na koncie sporo kontuzji.

W: Wiem, ostatnio naciągnąłem więzadła i przez dwa miesiące musiałem chodzić w stabilizatorze. Poza tym krav maga poszła trochę w kąt na rzecz defendo, w którym dwa lata temu zrobiłem pierwszy stopień instruktorski.

Sztuki walki wielu osobom pomagają, choćby w tym, by nabrać pewności siebie. Tobie jej chyba nie brakuje?

W: Miałem szczęśliwe dzieciństwo, więc na starcie dostałem dobrą bazę i jestem pewny siebie. Potrafię ludziom patrzeć prosto w oczy i czasami położyć rękę na kolanie kobiety, najwyżej dostanę w pysk (śmiech). Są jednak osoby, dla których nawet rozmowa z szefem to sytuacja ekstremalna. Trenowanie sztuk walki powoduje, że czują się pewniej w życiu, a nie tylko to, że będą potrafili komuś przywalić na ulicy.

Miałeś takie sytuacje?

W: Na szczęście nie, i nie chcę mieć. Zdaję sobie sprawę, że z papierem instruktorskim moje pięści uważane są za białą broń. Boję się takich sytuacji. Dlatego w klubie wypiję tylko piwko albo dwa i tyle. Obawiam się, że przy większej ilości alkoholu mógłby mi się włączyć agresor.

Często imprezujecie?

P: Praktycznie nie chodzę na imprezy. Z Kasią zazwyczaj spędzamy czas z bliskim znajomymi w domowych klimatach.

W: Mam podobnie, choć gdy przyjechałem do Warszawy, to właściwie nie było dnia bez imprezy. Teraz już nie imprezuję, wolę posiedzieć w domu ze znajomymi. Nikt mnie wtedy nie obserwuje, nie podchodzi i nie zaczepia.

P: To ciekawe, co mówisz. Mogę sobie wyobrazić, że jest to irytujące. Dopiero niedawno tego doświadczyłem, jadąc pociągiem. Podeszła do mnie grupka 12-letnich dziewczynek, a ja zastanawiałem, czy w tym wieku oglądały już "Pitbulla".

W: Teraz dzieci szybciej dorastają.

P: Ale generalnie takie zainteresowanie może przeszkadzać.

To zależy, bo jak na imprezie podchodzi do ciebie piękna blondynka...

W: To wiadomo, zawsze są dwie strony medalu... Ale poważnie: zdecydowanie też wolę spotkania w kameralnym gronie niż wielkie imprezy.

P: Poza tym muzyka w klubach nie bardzo mi odpowiada, także nie chodzę tam nie dlatego, że nie mam czasu, ale po prostu nie lubię.

Piotrek, a może to miłość tak ciebie odmieniła, że jesteś taki grzeczny?

P: (śmiech) Nie jestem grzeczny! Uwielbiam spędzać czas ze swoją narzeczoną, ale mamy też superpaczkę przyjaciół, z którymi uwierz mi, też można zaszaleć (śmiech).

Kiedy przyjaciele będą się bawić na waszym weselu?

P: Tajemnica, nie mogę powiedzieć.

Magdalena Makuch

Katarzyna Warnke i Piotr Stramowski
Katarzyna Warnke i Piotr StramowskiAndras SzilagyiMWMedia
Show
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas