Zostałam wypatrzona w kościele
Choć Zosia Nowak karierę modelki zaczęła dopiero po maturze, w ciągu dwóch lat szturmem zdobyła branżę mody. Opowiada o kulisach swojej pracy, pieczeniu ciast i wyrazach sympatii płynących od jej wielbicieli.
Przyszłaś na wywiad z ogromną torbą. Jedziesz gdzieś na wczasy, czy do pracy?
Zosia Nowak: - Niedługo mam lot do Los Angeles. Czeka mnie tam sesja fotograficzna do letniej kampanii marki Mohito. Mam nadzieję, że uda ci się zaraz spisać ten wywiad i w samolocie będę mogła na niego rzucić okiem. Muszę sobie znaleźć jakieś zajęcie podczas kilkunastu godzin lotu (śmiech).
Może sama byś coś napisała. Przy tak ciekawym życiu, jakie prowadzisz, powinnaś założyć pamiętnik.
- Mam pamiętnik! Zaczęłam go prowadzić, gdy zostałam modelką. Zapisałam już mnóstwo stron. Najpierw prowadziłam go po angielsku, ale z braku motywacji przerzuciłam się na polski. Od jakiegoś czasu leży nietknięty. Może wkrótce zapełnią się kolejne strony mojego pamiętnika. Wiesz, kiedyś nawet marzyłam, by być dziennikarką. Bardzo lubiłam pisać. Pochwalę ci się, że często po wypracowaniach klasowych, byłam wyróżniana i nauczycielka publicznie odczytywała moją "twórczość".
Pierwszy rozdział twojego pamiętnika powinien dotyczyć tego, jak trafiłaś do modelingu. Opowiedz, jak zostałaś modelką?
- Zaczęłam marzyć o karierze modelki, kiedy miałam 14 lat, czyli stosunkowo wcześnie. Wtedy problemem była szkoła. Rodzice nie chcieli, bym wówczas trafiła do modelingu. Minęło kilka lat. Skończyłam liceum, zdałam bardzo dobrze maturę i dostałam się na romanistykę. Gdy już pogodziłam się z tym, że nie będę modelką, odezwała się do mnie na Facebooku dziewczyna z Gniezna, Ola. Kojarzyła mnie z kościoła. Napisała, że jestem przepiękną dziewczyną i że mam potencjał, by zostać modelką. Wydawało mi się wtedy, że jest na to już trochę za późno i że straciłam odpowiednią figurę. Ola wysłała jednak moje zdjęcia do Avant Models i wkrótce potem podpisałam z tą agencją umowę.
Decydując się na karierę w modelingu, zrezygnowałaś ze studiów.
- Gdy zaczęłam karierę modelki, byłam na pierwszym roku studiów. Nie myślałam jednak o karierze nauczycielki, chciałam po prostu znać lepiej jeszcze inne języki obce oprócz angielskiego. Stwierdziłam, że nauka francuskiego i hiszpańskiego może jeszcze poczekać i powinnam spróbować sił w modelingu, bo uroda szybko przemija. Kiedy zdecydowałam się na pierwszy wyjazd zagraniczny, zaczynała mi się akurat letnia sesja egzaminacyjna. Postanowiłam zrezygnować ze studiów i, stawiając wszystko na jedną kartę, poleciałam do Aten. Podczas pierwszych wyjazdów towarzyszyła mi moja menedżerka Małgosia Leitner. Nie czułam się dzięki niej samotna i zagubiona.
Jesteś modelką stworzoną do sesji zdjęciowych, ale czasami chodzisz również po wybiegu. Jak wspominasz swój pierwszy duży pokaz?
- Szefowa mojej agencji wysłała mnie na pierwszy tydzień mody trzy miesiące po tym, jak zostałam modelką. Wzięłam udział w pokazach, jakie odbywały się w Berlinie. Dostałam się m.in. na prezentację Triumpha. Konkurencja była niesamowita i nie brakowało stresujących momentów. Po wybiegu miałam chodzić w wysokich szpilkach. Niestety, były o półtora rozmiaru za duże. Bałam się, że wywinę orła. Zgłosiłam ten problem organizatorom. "Don't worry Zosia, don't worry" - słyszałam od nich. Przez te buty cały dzień zżerał mnie stres. Dopiero tuż przed pokazem zainteresowano się moim problemem. Jakiś "specjalista" włożył mi do butów dwustronną taśmę klejącą i dał silikonu pod palce. Ta metoda okazała się skuteczna, bo na pokazie nie zaliczyłam wywrotki (śmiech).
A czym zaskoczyła cię sesja dla "Twojego Stylu"?
- W tej sesji prezentowałam ubrania Versace dla H&M. Towarzyszyło mi dwóch modeli. Byli zszokowani, gdy dowiedzieli się, że mają wystąpić obok mnie w stroju Adama. Chłopcy, by pokonać stres, musieli otworzyć butelkę wina. Miałam od nich więcej szczęścia, bo byłam ubrana. Na początku myślałam, że sobie nie poradzę, ale udało mi się skupić tylko na obiektywie. Wszyscy spisaliśmy się na medal i zdjęcia wyszły cudownie.
Czy w twoim pamiętniku jest bardziej sielankowo, czy dramatycznie?
- Piszę zarówno o chwilach szczęścia, jak i smutku. Nie ma tematów tabu. Jednym słowem, cała prawda o życiu modelki. Mam nadzieję, że będę miała kiedyś tyle odwagi, by to komuś przedstawić. Może kiedyś wyjdzie z tego jakaś książka.
Czy pomiędzy osobistymi fragmentami notujesz przepisy kulinarne? Ostatnio poczęstowałaś mnie jakimś ciastkiem z orzechami włoskimi.
- Widzisz, jestem jak Anja Rubik - piekę ciasta, a później je rozdaję (śmiech). Zawsze, gdy jestem za granicą, zapisuje sobie jakieś przepisy. Ciastko, które jadłeś, odkryłam w Grecji. To Karydopita. Zaczęłam piec różne ciasta, bo uznałam, że mając 21 lat powinnam umieć zrobić coś więcej niż tylko jajecznicę.
Właśnie zauważyłem, jak obejrzał się za tobą jeden chłopak. Chyba podobasz się mężczyznom. Zdradź, jakich technik używali twoi koledzy, gdy starali się o twoje względy.
- Nie chcę być nieskromna, ale chłopcy interesowali się mną od najmłodszych lat. Zawsze otaczali mnie starsi koledzy, koleżanek miałam znacznie mniej. Moi rodzice nie byli z tego powodu zadowoleni. W podstawówce chłopcy zasypywali mnie sms-ami i wysyłali tzw. głuchacze, czyli krótkie sygnały telefoniczne. Dawali znaki, że o mnie myślą. To były drobne gesty, ale cieszyły mnie. Czasami zdarzały się pisane ręcznie listy. W pamięci zapadła mi zwłaszcza kolorowa papeteria popsikana męskimi perfumami. Pewien kolega próbował też "uwieść mnie" słodyczami. Z wyjazdu do Niemiec przywiózł mi 200 lizaków Chupa Chups.
A ile lizaków mogłabyś kupić za zarobione w modelingu pieniądze?
- Tyle, że starczyłoby mi ich na kilka lat(śmiech).
Zosia Nowak, modelka warszawskiej agencji Avant Models. Pochodzi z Gniezna. Sesje zdjęciowe z jej udziałem zdobiły międzynarodowe magazyny, jak "Vogue", "Harper's Bazaar" czy "Cosmopolitan". Niedawno brała udział w kampaniach marek Mohito, Tsum i Laura Guidi. Ma 21 lat i 177 cm wzrostu. Jej wymiary to 86-63-89.
Rozmawiał: Andrzej Grabarczuk