Żyłam jak kolorowy ptak
Była jedną z najbardziej szykownych dziewczyn w Warszawie. A w latach 70. to wcale nie było łatwe...

Czuła się wtedy jak gwiazda z filmu Felliniego. Królowa życia! Obok niej, w kabriolecie ze skórzanym dachem, siedział najprzystojniejszy chłopak na całej polonistyce, jej mąż Robert Terentiew. "Samochód dostałam od wujka - inżyniera, tuż po zdanej maturze. Bo jako jedyna z całej rodziny dzieliłam z nim miłość do przedwojennego czerwonego cacka" - opowiada SHOW Nina Terentiew, dziś dyrektor programowa Polsatu. Ten samochód często lubił się psuć. Ale dwudziestoletnia Nina wyglądała w nim jak prawdziwa dama.
We wspomnieniach kolegów z liceum im. Jarosława Dąbrowskiego Nina to po prostu Puchatek, bo zawsze cytowała powiedzonka Kubusia. Była towarzyską, wesołą dziewczyną, która kochała nade wszystko książki i Elvisa Presleya. Lubiła też zwierzęta: psy, koty, ptaki, których pełno było w ogrodzie jej dziadków na warszawskim Grochowie. Nic dziwnego, że chciała wtedy zostać weterynarzem jak doktor Dolittle.
"Ale z moimi cienkimi trójkami z chemii i fizyki nie mogłam zrealizować tego marzenia" - opowiada. Zdała więc na polonistykę na Uniwersytet Warszawski z nadzieją, że tam pozna wiele nowych, wspaniałych lektur. Na pierwszym roku studiowało tylko dwadzieścia osób. Szybko okazało się, że nie mają czasu na książki i przesiadywanie w bibliotece uniwersyteckiej. Pod koniec lat 60. warszawscy studenci bawili się w Hybrydach i Stodole.
"Dzieliliśmy się więc lekturami a potem przed egzaminem opowiadaliśmy sobie treść w skrócie. Mieliśmy wszystko w małym palcu, ale z drugiej ręki" - wspomina Terentiew. Pani dyrektor najlepiej z tamtych czasów pamięta lekturę, której nigdy nie przeczytała. To była "Ulana" Kraszewskiego. Podczas egzaminu profesor spytał ją, na jakim pasku powiesiła się główna bohaterka. "Tego oczywiście nie było w opowieści mojego kolegi, więc usłyszałam, że oblewam i spotkamy się po wakacjach na poprawce" - opowiada.
Nina Terentiew twierdzi, że w czasach jej studenckiego życia młodzi ludzie nie mieli tak naprawdę niczego oprócz swojej młodości. W jej wspomnieniach jest mnóstwo szczegółów. Są dżinsy produkowane przez fabrykę Odra ("okropne, nie ścierały się tak jak te zagraniczne"). Są płaszcze - ortaliony ("gdy dziewczyna szła w takim szeleszczącym płaszczu, to jej się wydawało, że zadaje szyku"). Jest wino tunezyjskie o nazwie Gelala ("tanie i pyszne, tego smaku po latach nie jestem w stanie odnaleźć").
I oczywiście są Hybrydy. "Pamiętam, że jednym z bramkarzy był Andrzej Olechowski, późniejszy kandydat na prezydenta Polski. Spotykali się tam Jonasz Kofta, Stefan Friedmann, Wojciech Młynarski... Prowadziliśmy wielkie dyskusje o sztuce, które pewnie z dzisiejszej perspektywy nazwane byłyby przelewaniem z pustego w próżne. Ale wtedy właśnie to uwielbialiśmy. Prym wiedli starsi koledzy, królowie życia jak Janusz Głowacki" - opowiada. Gdy przekraczali próg Hybryd, nagle otwierał się inny świat. "Nie było już widać szarych domów i smutnych ludzi. To były fajne czasy dla miłości. Kolorowe!".
W słynnym studenckim klubie można było spotkać nielicznych zagranicznych studentów, podpatrzyć, co jest modne za żelazną kurtyną. Jak się na Zachodzie tańczy, czego się słucha, co się nosi. "Oczywiście w sercach wszystkie nosiłyśmy Marka Grechutę".

W latach 70. Terentiew, jako jedna z największych warszawskich elegantek, co tydzień jeździła na ciuchy do Rembertowa. To było jedyne miejsce w Polsce, gdzie ubierały się ówczesne modne dziewczyny. Sprzedawano tam ubrania, które jeszcze pachniały Ameryką. Razem z przyjaciółkami Terentiew miała system wyszukiwania największych rarytasów. Dziewczyny dzieliły teren bazaru na rewiry. Każda buszowała w jednym, wybierając ciuchy nie tylko dla siebie, ale i dla koleżanek. Potem budowały prowizoryczną przebieralnię. Dwie trzymały zasłonę, a reszta wciskała się w najmodniejsze ciuchy. "Bo doskonale wiedziałyśmy, że różnica pomiędzy spodniami odra a amerykańskimi wranglerami jest taka, jak między miodem sztucznym a prawdziwym".
Potem następowała ceremonia targowania. Bo ceny były obłędne, ale nigdy nie płaciło się kwoty,
która padła pierwsza. Aby zarobić na te ciuchowe przyjemności, przyszła cesarzowa telewizji udzielała korepetycji z języka niemieckiego oraz polskiego. Miała dwie ulubione uczennice, bliźniaczki z Zielonki. Spędzała u nich co tydzień sześć godzin i już w pociągu do Warszawy marzyła, jakie pięknie ubrania kupi za zarobione pieniądze.
Po latach mówi, że najszczęśliwszym czasem w jej życiu były wakacje nad jeziorami. Miłości do Mazur nauczył ją jej mąż Robert, zapalony żeglarz. Kiedy pierwszy raz przyjechała do niego do Giżycka, wystroiła się w bardzo wysokie szpilki i najkrótszą mini. Wiatr rozwiewał jej piękne włosy, a ona stała z elegancką walizeczką na peronie. Cała żeglarska brać, która wyszła ją przywitać, oniemiała z wrażenia i... pękała ze śmiechu.
Na tych szpilkach przemaszerowała do bazy ZSP. Gdy zobaczyła małe namioty, spytała przerażona: "Czy ja tu mam nocować?!". "Razem ze znajomymi śmiejemy się z tej historii do dzisiaj". Jednak Nina Terentiew szybko pokochała klimaty biwakowe. Obcasy trafiły do walizki, a ona polubiła łowienie ryb. Pomidorowa, gotowana w polowych warunkach i serwowana na jej wachcie, zrobiła furorę. "Przepis dostałam od mojej ukochanej babci i nadal zadaję nim szyku" - śmieje się pani dyrektor.
Do dziś z sentymentem opowiada, jak to we dwójkę z Robertem wsiadali w każde wakacje do jego malutkiej łódki żaglowej i płynęli Wisłą do Zalewu Zegrzyńskiego, potem Bugiem i Narwią aż na Wielkie Jeziora Mazurskie. Żeglowali od jednej dzikiej wyspy do drugiej. Dosiadali się do ognisk innych ludzi i śpiewali piosenki powstańcze, szanty, przeboje Maryli Rodowicz.
Po latach, gdy Terentiew zrobiła wielką karierę w mediach, nadal szczególnym uczuciem darzy Mazury. Często tam jeździ z całą rodziną do ukochanych przyjaciół w Mrągowie. O klimatach sprzed lat potrafi rozmawiać godzinami, ale tylko z wypróbowanymi przyjaciółmi z co najmniej dwudziestoletnim stażem. Dla SHOW, z okazji drugich urodzin magazynu, zrobiła wyjątek...
Iwona Zgliczyńska
Nowy większy SHOW - elegancki magazyn o gwiazdach! Jeszcze więcej stron, więcej gwiazd i tematów!