Wszystkie sklepowe słodycze można zrobić w zdrowych wersjach

Według danych z 2016 roku przychody ze sprzedaży słodyczy na świecie wyniosły 190 miliardów dolarów! W konsumpcji batonów, czekolad i ciastek przodują Amerykanie, ale Polacy też nie mają powodów do dumy. Przeciętny rodak zjada bowiem aż 4,6 kilogramów łakoci rocznie. O zagrożeniach, jakie niesie za sobą tak wysokie spożycie gotowych słodyczy oraz ich zdrowych zamiennikach rozmawiam z Karoliną Gawrońską - autorką bloga "Savory or sweet?" i książki "Wegańskie słodycze".

Karolina Gawrońska - autorka książki "Wegańskie słodycze"
Karolina Gawrońska - autorka książki "Wegańskie słodycze"materiały prasowe

Katarzyna Pawlicka, Interia: Jeśli nie zmienimy nawyków żywieniowych, do 2030 roku połowa Europejczyków będzie otyła - to wnioski płynące z najnowszych badań. Jednym z głównych winowajców takiego stanu rzeczy jest cukier...

Karolina Gawrońska: Moja książka nosi tytuł "Wegańskie słodycze" i oczywiście jest skierowana do osób, które stosują dietę roślinną. Ale chodziło mi także o to, by stworzyć zdrowsze wersje tradycyjnych słodyczy. Tak, by były odpowiednie dla diabetyków i osób, które nie mogą lub nie powinny spożywać cukru. Zastąpiłam go m.in. suszonymi owocami, ksylitolem, naturalnymi słodzikami - to produkty, które mogą pomóc w walce z jego nadużyciem. Chciałam udowodnić, że nie trzeba kupować pełnych cukru i tłuszczu palmowego słodyczy ze sklepu. W zamian można zrobić swoje własne i cieszyć się smakiem bez wyrzutów sumienia.

Jednak większość z nas ma nawyk przynoszenia przy okazji każdych odwiedzin czegoś słodkiego - szczególnie, gdy wiemy, że w domu jest dziecko. Najczęściej są to, kupione po drodze, sklepowe słodycze. Masz pomysł, jak to zmienić?

- Bezwzględny zakaz jedzenia słodyczy nie jest rozwiązaniem. Nawet jeśli rodzice będą przestrzegać go w domu, dziecko sięgnie po batonika w szkole czy u kolegi. Wydaje mi się, że kluczem do sukcesu jest zmiana nawyków żywieniowych. Warto pokazywać na swoim przykładzie, że zdrowe słodycze są lepsze, bo czujemy się po nich lepiej. Problemem bywa też nastawienie - myśląc o słodyczach, często mamy przed oczami wielkie tabliczki czekolady, trzywarstwowe batony itp. Tymczasem naturalnymi słodyczami są też owoce, o czym często zapominamy.

Skład gotowych słodyczy jest faktycznie taki zły? Którego z popularnych składników powinniśmy wystrzegać się najbardziej?

- Oczywiście powinniśmy unikać cukru, a jego w gotowych słodyczach jest bardzo dużo. Jeszcze gorszy (a częściej używany) jest syrop glukozowo-fruktozowy. Oprócz tego również niepożądana i nadużywana sól oraz tłuszcz palmowy. Nie wiem, czy istnieje gorsza kombinacja od cukru połączonego z tłuszczami trans.

Na spot reklamowy uświadamiający, że przez pozyskiwanie tłuszczu palmowego aż 25 orangutanów dziennie traci życie, zareagowały miliony internautów. Możemy mieć chyba nadzieję, że świadomość ludzi rośnie?

- Świadomość problemu wśród konsumentów jest większa. W ostatnich latach nakręcono wiele filmów pokazujących prawdę o cukrze i tłuszczu, naświetlających problemy ze środowiskiem, wyzyskiem ludzi podczas produkcji itd. Niestety, nic się w tej sprawie nie zmieni, póki ogromny przemysł spożywczy będzie się bronić. Na razie idzie mu świetnie... Oczywiście, możemy wybierać na co dzień produkty pozbawione wspomnianych składników. Wierzę, że prywatne decyzje mają duże znaczenie.

Tłuszcz palmowy w połączeniu z cukrem to bardzo szkodliwa mieszanka
Tłuszcz palmowy w połączeniu z cukrem to bardzo szkodliwa mieszanka123RF/PICSEL

Dlaczego koncerny używają syropu zamiast cukru, lub tłuszczy trans a nie np. oleju słonecznikowego. Chodzi tylko o pieniądze?

- Tak, to wyłącznie kwestia jak najniższej ceny wykorzystywanych do produkcji składników. Zamiana na zdrowsze, ale dużo droższe odpowiedniki, spowodowałaby znaczny wzrost ostatecznej ceny. A wtedy przewaga konkurencji dalej używającej syropu czy tłuszczu palmowego byłaby miażdżąca.

Mimo wszystko w sklepach pojawia się coraz więcej słodyczy z dobrym składem. Jednak zdrowym batonom dostępnym na rynku wciąż smakowo bliżej do owoców niż czekoladowych smakołyków. Twoim celem było znalezienie smaku jak najbardziej zbliżonego do oryginalnego?

- To było bardzo ambicjonalne. Pewnie dużo łatwiej byłoby mi stworzyć po prostu przepisy na wegańskie słodkości, jednak chciałam trafić w konkretne smaki, które większość z nas zna. Chciałam zrobić tłiksa, ciepłe lody, mambę, pastylkę miętową. Nazwy moich słodyczy są spolszczone...

Dzięki temu jesteś bezpieczna i nie grożą ci pozwy od koncernów.

- Dokładnie. Nazwa różni się nieco od oryginalnej, ale udało mi się udowodnić, że wszystkie sklepowe słodycze można zrobić w zdrowych (w moim przypadku wegańskich i bezglutenowych) wersjach.

Jak długo opracowywałaś receptury?

- Cały proces tworzenia książki trwał prawie 1,5 roku. Przez ten czas przeprowadzałam się parę razy, spaliłam kilka blenderów, a nawet złamałam rękę. Do niektórych przepisów doszłam bardzo szybko, inne zaś robiłam po kilkanaście razy. Na przykład ciepłe lody wyszły za osiemnastym razem. Popłakałam się wtedy ze szczęścia.

Czy twoje słodycze można jeść bezkarnie? Oprócz orzechów, mleczka kokosowego, daktyli używasz też np. gorzkiej czekolady.

- Nie chciałabym brać na siebie odpowiedzialności i powiedzieć, że można jeść je bezkarnie. Pod każdym przepisem zamieściłam kaloryczność jednego batonika i jest ona porównywalna do tej oryginalnego produktu. Trzeba więc zachować rozsądek. Są to natomiast dużo zdrowsze propozycje, zawierają dużo błonnika, pełnowartościowe składniki, dobre tłuszcze, naturalne substancje słodzące.

W twoich przepisach przewijają się te same składniki: mleczko kokosowe, orzechy laskowe, daktyle. Wykorzystujesz je wielokrotnie. Nie ma więc ryzyka, że użyte raz produkty będą zalegać w szafie. To było świadome działanie?

- Tak, myślałam o tym, by nie trzeba było kupować egzotycznych czy trudno dostępnych składników. Wielokrotnie słyszałam, że weganizm jest drogi i aby zacząć, trzeba wydać mnóstwo pieniędzy, najlepiej w sklepie ekologicznym, gdzie napój roślinny kosztuje 30 złotych. Moje przepisy bazują głównie na orzechach, mąkach z kaszy jaglanej, ryżu i płatków owsianych, oleju i mleczku kokosowym, syropie klonowym. Są to produkty dostępne w każdym większym markecie. Wystarczą jedne duże zakupy, by przygotować kilka rodzajów słodyczy. O to chodzi w mądrym gotowaniu.

Wszystkie przepisy z twojej książki są wegańskie. Sama też wykluczyłaś z diety produkty zwierzęce. Jakie były twoje motywacje?

- Zależy, czy chciałabyś szczerą czy ładną odpowiedź (śmiech).

Oczywiście, że szczerą!

- Weganizm jest dobry dla środowiska, zwierząt i zdrowia. Do tego doszłam z czasem. Ale u mnie zaczęło się od wyjazdu. Byłam studentką międzynarodową, wyjechałam na pół roku do Chorwacji, gdzie ceny nabiału i mięsa są trzykrotnie wyższe niż w Polsce i musiałam przeżyć. Wcześniej nie wyobrażałam sobie posiłku bez mięsa! Dobrą strategią okazało się przejście na dietę owocowo-warzywną. Jestem maratonką i uprawiam triathlon. Szybko zorientowałam się, że biega mi się dużo lepiej, jestem lżejsza, mam więcej sił, wyniki się poprawiają.

Większość osób intensywnie uprawiających sport żywi się przede wszystkim jajkami i mięsem. Weganizm budzi w tym środowisku spore kontrowersje.

- Każdy sportowiec wie, jak ważna jest dieta. Nie uważam, że weganizm i sport są trudne do połączenia. Wręcz przeciwnie - organizm na diecie wegańskiej szybciej się regeneruje, a energia utrzymuje się mniej więcej na stałym poziomie. Oczywiście trzeba wcześniej przygotować się merytorycznie i wykonywać co jakiś czas badania. Nawet wśród najlepszych sportowców są weganie, co dla mnie też było zaskoczeniem. Przykładem może być Novak Djoković, który razem z żoną prowadzi wegańską restaurację. Nikt nie pozwoliłby tenisiście tej rangi na zrobienie głupstwa - wszak czuwa nad nim cały sztab, łącznie z lekarzami. W tym miejscu warto obalić mity związane z zapotrzebowaniem na białko - wcale nie potrzebujemy go tak dużo, jak mówią np. znane trenerki. Batony, jogurty czy owsianki proteinowe to też ogromny przemysł.

Novak Djoković
Novak DjokovićAFPEast News

Dystans do weganizmu jest być może w Polsce uwarunkowany kulturowo. Na Wielkanoc jemy jajka i białą kiełbasę, na wigilijnym stole króluje karp...

-  Być może tak. Ale jeszcze niedawno mięso jedliśmy nie częściej niż raz w tygodniu, niektórzy mogli sobie na to pozwolić wyłącznie w święta. Moi rodzice wspominają, że w czasach ich dzieciństwa, dieta była przede wszystkim jarska. Jedzono dużo zup warzywnych, klusek, makaronów. To dostępność i konkurencyjna cena mięsa sprawiły, że Polacy zaczęli jeść go bardzo dużo.

Większość dietetyków twierdzi, że generalnie jemy za dużo. Wielkie porcje pozbawione są często wartości odżywczych. Na twoim blogu znajdziemy też przepisy na pożywne dania: roślinne burgery, wegańskie sajgonki czy sycące zupy. Dlaczego zdecydowałaś się poświęcić całą książkę wyłącznie słodyczom?

- Słodycze były zawsze bliskie mojemu sercu. Mamo, tato - przepraszam, ale, gdy byłam nastolatką, jadłam batoniki non stop! W gimnazjum piekłam codziennie ciasta i sprzedawałam je na korytarzu. W ten sposób zarabiałam pierwsze pieniądze, które wydawałam na składniki do kolejnych wypieków. Dobrze radzę sobie też z solą i pieprzem, ale uważam, że temat wegańskich słodyczy nie został jeszcze wyczerpany.

Więcej o książce "Wegańskie słodycze" przeczytacie TUTAJ.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas