Moda według Teresy Rosati
O tym, co w modzie piszczy, w co się ubrać na przyjęcie i o ubraniowych wpadkach polityków - rozmowa z Teresą Rosati.
Teresa Rosati: Wiodące trendy to zmiana kolorów na przygaszone, stonowane. Wielki powrót czerni, która zawsze była obecna, ale tym razem na całej sylwetce, włącznie z rajstopami. Długość do połowy kolan, mini albo supermini. Spódnice w dalszym ciągu mają często charakter bombkowaty, choć nie do każdej figury pasują. Dominują lata 60. Tkaniny dzianinowe, cięższe, wręcz wełniane. Oprócz czerni kolor fioletowy, który jest bardzo wdzięczny.
To już drugi sezon fioletu.
T.R.: W sezonie letnim było dużo kolorów żywych i pasteli, więc ten fiolet gdzieś uciekał. Modne też są szarości. Jeśli chodzi o modę wieczorową to czerń, fiolet i dużo złota.
A srebro?
T.R.: Srebro też. Właściwie generalnie kolory metaliczne. Modne jest łączenie starego złota z czernią albo ecru. W moim odczuciu bardzo żywe złoto nigdy nie funkcjonowało w eleganckich modelach. Raczej przygaszone.
A dodatki?
T.R.: Jeśli chodzi o dodatki czy ozdoby to nieprawdopodobna ilość kamieni różnej wielkości. Jednobarwnych w kolorze tkaniny i kolorowych. Wtedy biżuteria jest w naturalny sposób ograniczona. Na przykład góra w formie tzw. karczka albo rękawki-bufki, niezwykle wdzięczne i kobiece, z tkaniny cekinowej, a całość gładka. Albo aplikacje koralikowe w różnych kolorach. Jeśli tkanina jest gładka, wyszywane są kamieniami w tym samym kolorze niektóre elementy przy dekolcie. W dalszym ciągu talia "idzie do góry", co optycznie wydłuża sylwetkę. Jeśli chodzi o tkaniny, bardzo modne jest łączenie różnych tkanin w jednym kolorze. Weluru z taftą, weluru z atłasem. W tym samym odcieniu, ale mam na myśli głównie czerń, ponieważ daje najlepszy efekt. W dalszym ciągu dużo jest plisowań.
Znak rozpoznawczy Teresy Rosati: plisy, wszechobecne stójki, elementy męskie - garnitury, smokingi. Plisy to Pani flagowy pomysł.
T.R.: Chciałam powiedzieć, że od urodzenia (śmiech). Nie tylko suknie i spódnice, ale też bufki lub dłuższe rękawy z plisowanej tkaniny.
Jakie długości sukienek, płaszczy?
T.R.: Różne. Oczywiście mini, ale również do połowy kolan.
W stylu Audrey Hepburn?
T.R.: Trochę tak. Również dwurzędowe zapięcia. Dużą rolę odgrywają guziki: duże, widoczne i ozdobne.
Motywy filmowe to mocny repertuar w Pani pokazach, szczególnie z lat 50. i 60. Które pozycje kinowe są najbardziej inspirujące?
T.R.: Inspiracje czerpię przede wszystkim z filmów, sztuki, kultury różnych krajów. Cała masa filmów. Francuskie, Felliniego. Z Ritą Hayworth, Marilyn Monroe, Marleną Dietrich i oczywiście Brigitte Bardot.
A konkretnie?
T.R.: Śniadanie u Tiffany'ego, La Dolce Vita, Słomiany wdowiec, Maroko... Dlaczego powiedziałam o Marlenie Dietrich? U mnie zawsze obecne są w kolekcjach smokingi i garnitury damskie. Czarne, ciemne. Również połączone różne gatunki tkanin, w różnych wariacjach. Typowy garnitur i żakiet mini - wdzięczne i kobiece. Krótkie, z baskinkami, z rękawkami głęboko wszytymi. Bardziej przy ciele. Ale uwaga, kobieta, która nie ma idealnej figury, w żakiecie mini nie wygląda zbyt dobrze.
Można odnieść wrażenie, że oglądając filmy bardziej zwraca Pani uwagę na stroje niż na fabułę.
T.R.: Może nie bardziej, ale nie ukrywam, że stroje z filmów mojej wczesnej młodości pozostały w mojej pamięci do tej pory. Byłam pierwszą projektantką w Polsce, która stworzyła kolekcję ,"Moda i film". Miało to miejsce cztery lata temu i potem posypały się u innych projektantów pokazy inspirowane filmem. Wybrałam ikony mody, które jednocześnie były ikonami kina. Te postaci były inspiracją do powstania całej kolekcji. W latach 50. i 60. w Europie dominowało kino francuskie i włoskie. Mniej było kina amerykańskiego.
Jakie wpadki dostrzega Pani na bankietach?
T.R.: Wpadki bywały zawsze, są więc i teraz. Wiele kobiet czuje się zagubionych i nie wie, jak się ubrać na przyjęcia oficjalne czy dyplomatyczne. Niektóre osoby mylą grilla u sąsiada z przyjęciem ogrodowym w ambasadzie z okazji święta narodowego. Mimo, że jest godzina osiemnasta i przyjęcie ogrodowe, ale obowiązuje zupełnie inny kanon niż na garden party u sąsiadki. Na oficjalnych przyjęciach w ambasadach pojawiają się niekiedy mężczyźni w jasnych drelichowych garniturach i w sandałach. A obok stoi kobieta ubrana w czarną cekinową długą suknię. Wszystkie stroje diametralnie różne są wysoce niestosowne. Strój ściśle wieczorowy obowiązuje praktycznie tylko wtedy, kiedy na zaproszeniu jest napisane "black tie", co w dosłownym tłumaczeniu oznacza "czarna muszka". To jest oficjalny kod ubraniowy, który oznacza, że obowiązuje smoking.
Jakie wpadki zaliczają nasi politycy?
T.R.: Polityk, kiedy wstaje, aby przemawiać czy odbierać nagrodę, musi zapiąć marynarkę. Jeśli chodzi o ubiór, zdarzają się za krótkie spodnie albo za krótkie skarpetki, i widać gołą nogę przy siadaniu. Polacy słyną też z przykurzonych butów. Warto zwrócić uwagę na krój garniturów. Niektóre bywają za krótkie bądź za duże. Jeśli chodzi o panów, obowiązuje klasyka, nie można sobie poszaleć. Zmienia się kształt klap, ilość guzików, kolory i wzory krawatów, fasony kołnierzyków koszul. Garnitury muszą być dobrze skrojone. Marynarka nie może podjeżdżać do połowy głowy. I oczywiście wyprasowane spodnie, a nie zwinięte w harmonijkę. Wiele zależy od jakości tkaniny.
Które tkaniny należą do niegniotących?
T.R.: To musi być bardzo dobry gatunek wełny, lub z minimalną domieszką czegoś sztucznego. Kiepski gatunek wełny gniecie się. Sztuczne tkaniny poliestrowe nie mają tej wady, ale są mało eleganckie. Nie układają się dobrze, a poza tym człowiek się w niej poci.
Reasumując, w skali od jednego do dziesięciu, na jakim poziomie prezentują się polscy politycy?
T.R.: Dałabym szóstkę.
Czyli nie jest tak źle?
T.R.: Bardzo się poprawiło. Niektórzy zaniżają co prawda ten wskaźnik, ale generalizując nie jest źle. Za duża ilość jasnych garniturów, których w dyplomacji generalnie się nie nosi. Mogą być ciemnoszare, granatowe, ale nie jasne.
A jak ocenia pani naszą prezydentową Kaczyńską w zakresie stroju?
T.R.: Uważam, że ubiera się bardzo stosownie do swojej pozycji żony prezydenta. Nie śledzę tego na co dzień, ale to, co widzę w telewizji - strój, sposób zachowania się w sytuacjach oficjalnych - nie budzi żadnych zastrzeżeń z punktu widzenia protokołu dyplomatycznego.
Ale w porównaniu z byłą prezydentową Jolantą Kwaśniewska w opinii wielu krytyków wypada niezwykle blado.
T.R.: Była prezydentowa też wzbudzała wiele kontrowersji i zebrała trochę uwag krytycznych, zwłaszcza w pierwszej kadencji męża. Ja bardziej przyznaję się do drugiej. Nieszczęsne Wiktory... Problem polegał na tym, że to nie była suknia szyta specjalnie dla pani Kwaśniewskiej, a tym bardziej na tę imprezę. To był model z wybiegu, a ten rządzi się zupełnie innymi prawami.
Dołącza się pani do opinii znawców mody, że to nie była suknia przeznaczona na tę imprezę?
T.R.: To była suknia balowa, wieczorowa, w stylu haute couture. Obecna na moim pokazie pani Kwaśniewska zachwyciła się i nabyła ją na bal do Paryża. Ponieważ pokochała suknię miłością wielką i bardzo dobrze się w niej czuła... Zresztą zebrała po balu fantastyczne recenzje w prasie i od ludzi. Ale to nie ja ubrałam panią prezydentową na rozdanie Wiktorów...
Sugeruje się pani modą światowych kreatorów?
T.R.: Nie. Choć podobają mi się pewne elementy u niektórych projektantów. Armani ma nieskazitelny krój marynarek. Niezwykle trudne jest wyważenie, jaki krój ma mieć ramię czy jaki kształt poduszki, żeby dodać szyku. Minimalna, prawie niewidoczna czy duża, wyeksponowana? Jeśli chodzi o modę romantyczną, zwiewną najbardziej podobają mi się kreacje Valentino. Wiele zależy od środowiska. Moje klientki są z różnych środowisk. Zawsze biorę pod uwagę, czym się zajmuje dana osoba, jakie zajmuje stanowisko i na jaką okazję potrzebuje. W zależności od tego, dobór tkanin jest inny. Cenię też prostotę Calvina Kleina. Bardziej odległa jest ode mnie natomiast moda Galliano czy Vivienne Westwood. Byłam nieraz na pokazach mody wielkich kreatorów. Miałam okazję zobaczyć kostiumy nominowane do Oskara w muzeum mody, bo odwiedziłam słynną uczelnię w Los Angeles. Na pokazie Vivienne, siedząc w pierwszym rzędzie, widziałam tkaniny. Ja wybieram naturalne, ona niekoniecznie.
A Burberry?
T.R.: Uwielbiam kraty, które są szalenie modne w tym sezonie: trencze, wieczorowe suknie, nawet góra gorsetowa i bombki w kratę. Krata Burberry ma ciekawy zestaw kolorystyczny: beżu, czerwieni i czerni. Ale nie lubię strojów markowych, które mają bardzo wyeksponowane logo.
Krata Burberry to ewenement. Jeszcze nikt w historii mody nie stworzył ponadczasowego wzoru.
T.R.: Nie wiem, czy kobiety lubią ubierać się we wzory, które jednak się opatrują. Wzór wolę jako dodatek: szal, torebka, kapelusz czy buty. Gładka tkanina tak, a wzorzysta zapada w pamięć, w związku z tym można ją założyć raz albo dwa. W moich kolekcjach, od pierwszej do ostatniej, wszechobecne są stójki. To mój ulubiony element wykończenia żakietów. W strojach kobiecych lubię elementy męskie, czyli garnitury, smokingi, ale także klasyczne koszulowe bluzki na spinki albo bardzo ozdobne guziki. Te elementy męskie, wbrew pozorom, podkreślają kobiecość sylwetki, co lubią zarówno panie jak i styliści.
Jakie, Pani zdaniem, najczęstsze błędy popełniają styliści?
T.R.: Nie rozumiem, dlaczego niektórzy ubierają osoby korpulentne w bardzo obcisłe rzeczy. Taka osoba może dobrze wygląda en face, ale gdy stanie profilem, jest dramat!
Dziękuję za rozmowę.
Anna Krakowska/mwmedia